54. Hoes over bros.


Boże, Keis, prawie erotyk z tego zrobiłaś. ;-)

18+, dla jasności.

_________________________________________

- Do zobaczenia kiedyś, Pauline. - Szepnął Georg, nachylając się do ucha dziewczyny, a jego długie włosy połaskotały ją po policzku. - Przytuliłbym cię, ale sama widzisz... - Wyszczerzył się, próbując podnieść trochę wyżej swoje obie ręce w gipsie.
Pauline zaśmiała się tylko i pocałowala go w policzek.
- Szkoda tylko, że wyjeżdżam dwie godziny przed ich powrotem. - Na jej twarz wpłynął grymas smutku, a przed oczami stanęła twarz rozesmianej Marty i jej maleńkiego synka.
- Och, przecież przyjedziesz za niedługo! - Siena poklepała ją hardo po ramieniu, a Gustav przytulił do siebie jej drobne ciało.
- Będziemy na ciebie czekać.
- Ja najbardziej.
Andreas.
No tak, tego można było się spodziewać.
Chociaż wcale za nim nie przepadała, musiała się uśmiechnąć, bo tak po prostu wypadało. On odwzajemnił swój idealny uśmiech, a ona poczuła, że oblewa ją fala rumieńca, a przed oczami stanął jej obraz, kiedy Andre starał się ją przeprosić i pocałował ją. Dwukrotnie. Och, czyżby się jej spodobał? Skądże znowu, pomyślała. Milion milionów razy bardziej wolę Georga i jego umiejętności grania w pokera. Albo raczej ich brak.
Chwyciła swoją walizkę podróżną i stanęła w kolejce do odprawy. Po raz ostatni spojrzała na tych ludzi. Ludzi, z którymi spędziła ostatnie 3 miesiące, a którzy tak wiele ją nauczyli. Nauczyli ją podejścia do życia i tego, aby nie brać go zbyt poważnie. Kiedyś była dziewczyną, której głównym celem były książki, nauka i ponownie książki i nauka. Dziś, chociaż ciągle uważała to za bardzo istotny element jej życia, starała się podchodzić do tego z większym dystansem. Bo przecież istnieją rzeczy ważne, mniej ważne i ważniejsze: rodzina, przyjaciele, miłość. John Steinbeck powiedział kiedyś, że zmiany przychodzą jak lekki wiatr, który porusza zasłony o poranku i jak delikatne perfumy pachnące dzikimi kwiatami, ukrytymi w trawie. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy jak bardzo przez ostatni czas jej świat i wszystko wokół niego uległo zmianie. Ogromnej. Patrzyła na ludzi i nie widziała już w nich wrogów, ale sojuszników. Bo przecież każdy z nich nosił w sobie swoją własną historię.
Skąd mogła przypuszczać, że w zwykłym niemieckim mieście, w którym jeszcze nigdy nie miała okazji być i nawet kiedyś nie zamierzała, doświadczy jednych z najpiękniejszych chwil w swoim dotychczasowym życiu? Początek zdecydowanie tego nie zapowiadał.
I nagle przypomniał jej się jeden z toastów, które wznosiła w dniu swojej imprezy pożegnalnej:

Myślę, że wszyscy wiecie, że Tom i ja mieliśmy dość szkicowy początek. Tom, wzajemna nienawiść będzie dobrym określeniem, nie? Gorzej. Widzicie, wtedy zabawna rzecz się wydarzyła. Marta pokazała mi, że można znaleźć dobro w każdym, jeśli tylko damy mu szansę. Zakładając, że jest niewinny. Czasami zawodzimy się na ludziach. Czasami nas zaskakują. Ale naprawdę nigdy ich nie poznacie... Dopóki nie posłuchacie tego, co jest w ich sercach, a to właśnie zrobiła Marta z Tomem. I to jest to, co powinniśmy zrobić dla nich. Więc to dla was, sceptycy, przygotujcie się na zaskoczenie. Więc to za moją małą kuzynkę i jej chłopaka. I za miłość.*

Tego, że jeszcze kiedyś tu wróci była bardziej niż pewna. Uśmiechnęła się do siebie i chcąc zrobić coś spontanicznego, czego jeszcze nigdy w życiu nie zrobiła, cisnęła swoją walizkę o podłogę i zaczęła biec w stronę swoich przyjaciół, by sekundę później rzucić się na zdezorientowanego Georga i złożyć na jego ustach namiętny pocałunek.


*

Tydzień później


Powoli zbliżał się listopad, a każdy kolejny miesiąc niósł ze sobą wiele zmian. Już niedługo mieli pojawić się rodzice Marty i uporać się do końca z przeprowadzką, a to znaczyło, że ja miałem z powrotem przeprowadzić się do siebie. Moglśmy oczywiście z Martą wynająć coś albo kupić, ale żadne z nas na razie o tym nie myślało tym bardziej dlatego, że dopiero co wprowadzili się do nowego domu. Szczerze powiedziawszy, jakoś nie bardzo uśmiechało mi się mieszkanie z "teściami" za ścianą, chociaż bardzo ich lubiłem. Wydawało mi się, że spontaniczność i wieczne szaleństwo mamy Marty mogłoby się źle na mnie odbić i zostawić jeszcze jakiś psychiczny uraz, a tego z pewnością chciałem uniknąć.
Pauline wróciła do Paryża, ale ciągle czułem jakby tutaj była, bo dzień w dzień rozmawialiśmy z nią przez telefon albo na Skype. Jej śmiech sprawiał, że robiło mi się o wiele lżej na duszy, a rozmowy ze Sieną na tematy czysto filozoficzne sprawiały, że czułem się przez to mądrzejszy.
Kolejną zmianą było to, że coraz częściej odwiedzałem teraz ojca i Lily, zakopując topór wojenny na stałe. W końcu Johann był moim ojcem. Nie wiedziałem do końca czy wierzyć jego historyjkom o zmarłej żonie i tym, że zawsze sercem i myślami był z nami, ale chyba nie miałem innego wyjścia. Chodziliśmy do niego często na obiady z Martą, Patrickiem, Billem i Sieną.
Jeśli chodzi o Billa... Stosunkowo dawno z nim nie rozmawiałem na poważne tematy. Właściwie Bill mało z kim ostatnio prowadził jakiekolwiek rozmowy, a Siena nieraz skarżyła się, że znika na całe dnie i wraca wieczorami. Początkowo podejrzewałem, że przesiaduje u Keisse, ale przecież nie mógł tego robić po całym zajściu na Seszelach. Przecież nie wyjaśnili sobie nic. No właśnie. Ja też nie wyjaśniłem sobie z Keisse tego, co powinienem już dawno. Musiałem w końcu złamać się i ją odwiedzić, bo rzadko teraz u nas bywała, a z Martą spotykała się na osobności zapewne na dobrze znanej mi łące, którą Marta nazywała "swoją świątynią dumania", wspominając jednocześnie nazwisko jakiegoś znanego polskiego poety, ale nie wiedziałem o kogo jej chodzi.
Z Andreasem nie rozmawiałem wcale. Nie miałem najmniejszego zamiaru widzieć jego twarzy do końca życia. Czasami jednak musiałem, bo przychodził wraz z Georgiem w odwiedziny i wtedy zazwyczaj siadaliśmy w salonie, a oni dużo rozmawiali. Patrzyłem na niego i widziałem w nim zdrajcę. Zdrajcę, ćpuna, dealera i oszusta. W dodatku posuwał pewnie Keisse gdzieś na boku, co jeszcze bardziej mnie obrzydzało. Miałem ochotę wygarnąć mu wszystko w twarz, ale musiałem się opanować, bo Marta nie patrzyła na to przychylnym wzrokiem. Czy żałowałem wszystkiego? Oczywiście, że tęskniłem za czasami, kiedy byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, traktowałem go jak brata, ale on okazał się zwykłą świnią, która chce zarobić brudne pieniądze kosztem zdrowia i życia mojego bliźniaka. Bill tego nie rozumiał. Twierdził, że Andreas chciał mu tylko pomóc, ale przecież można to było zrobić w inny sposób. Teraz musiał chodzić na tę swoją terapię dla uzależnionych i leczyć się z tego gówna. Ciekaw byłem, czy dalej po kryjomu brał, ale nie poruszałem już tej kwestii, bo wiedziałem, że wybuchnie z tego awantura, a ja i tak nic nie wskóram. Było mi brata po prostu żal.


Po raz kolejny stanąłem przed tak dobrze znanym mi domem. Byłem tutaj już kilka razy i zawsze w podobnej sprawie. Drzwi otworzył mi średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem ubrany w elegancki garnitur, ale wydawało się jakby nie był prany od lat. Śmierdziało od niego alkoholem. Ojciec Keisse wpuścił mnie bez słowa do środka. Później słyszałem, że mruczy coś pod nosem i wszedł do salonu. Ja natomiast udałem się po schodach na górę i stanąłem przed napisem "Do not disturb". Nacisnąłem klamkę, a drzwi zaskrzypiały cicho. Moim oczom ukazały się czerwone ściany pokoju, a na jednej z nich ten wielki buldog, który przyprawiał mnie o dreszcze. Keis powiedziała kiedyś, że właśnie on ją ochrania. On, bo nikt inny nie może.
Dziewczyna leżała na swoim łóżku z przykniętymi powiekami, a w uszach miała słuchawki od swojego discmana. Nie usłyszała, kiedy wszedłem, więc dopiero, gdy usiadłem obok niej poruszyła się wystraszona.
- Kaulitz - powiedziała półgłosem, wyciągając słuchawki z uszu i podniosła się, aby usiąść - Przyszedłeś, aby znów mnie pchnąć czy może po raz kolejny chcesz mi wypomnieć moje życie erotyczne?
- Daj spokój, Keis. - Odparłem oburzony, przewracając tylko oczami. Wiedziałem, że zaraz zaczną się jej pretensje i kazania. - Chciałem tylko, żebyś wyjaśniła mi jak to na prawdę jest.
- Niczego nie muszę ci tłumaczyć. Nie muszę ci się spowiadać.
Oczywiście. Ta sama zagrywka, co zawsze. "Nic nie musisz wiedzieć", "nie jesteś moim ojcem", "po co w ogóle pytasz?" To był już dość nudny scenariusz, który przerabialiśmy chyba milion razy, kiedy chcieliśmy sobie coś wyjaśnić. Keisse wtedy zazwyczaj przyjmowała postawę obronną, twierdząc, że nie jest niczemu winna i nic nie trzeba wyjaśniać, a juz na pewno ze mną. Wtedy wiedziałem, że muszę rozegrać wszystko inaczej.
- Oczywiście, że nie. Ale skoro sypiasz z moim bratem... - zacząłem i to był strzał w dziesiątkę. Oczy Keisse rozszerzyły się znacznie, a ona sama się zakrztusiła i zdenerwowana podniosła się lekko. Minęło kilka krótkich chwil, zanim zabrała głos.
- Marta? - syknęła, uciekając wzrokiem w stronę sufitu i zacisnęła pięści - Ona ci powiedziała?
- Marta niczego mi nie powiedziała - Sprostowałem szybko, uspokajając ją ręką. Na mojej twarzy pojawił się cwany uśmiech. - Tylko cię podpuściłem, Keis, a ty dałaś się nabrać. I właśnie tym samym przyznałaś się, że sypiasz z Billem.
- Nie sypiam z nim!
- On ma dziewczynę, gwoli przypomnienia! - tym razem to ja się uniosłem. Zaczęło mnie już to wszystko irytować.
Keisse patrzyła na mnie osłupiała, jakby pierwszy raz w życiu słyszała tę nowinę i chciała zapytać z przerażającym smutkiem w głosie: "Bill ma dziewczynę?" Wyglądało to dość dziwnie. Siedziała na łóżku i nie wiedziała ani co powiedzieć ani jak się zachować. Najgorsze w tym wszystkim było to, że bardzo dobrze wiedziała, że Czarny ma już swoją ukochaną, a była nią jej przyjaciółka. Czy zatem można było Keisse nazywać w ten sposób? Przecież przyjaciele nie robią sobie takich świństw, a już na pewno nie odbijają sobie chłopaków. Był taki zwrot, który bardzo dobrze znała i rozumiała. Hoes over bros.* Jednak nie trzymała się tej zasady nawet w najmniejszej częśći.
- Nie... nie sypiam z nim  - powiedziała cicho, a jej głos się załamał. Znów odwróciła wzrok. - Nie sypiam z nim, Tom. Zdarzyło mi się raz... Dwa, właściwie.
- Trzy, piętnaście, sześćdziesiąt... Pewnie już nie możesz zliczyć.
- NIE SYPIAM Z NIM. - Powiedziała dobitnie i wyraźnie, przenosząc oczy na mnie. Gdyby wzrok mógł zabijać, padłbym właśnie trupem. Skronie dziewczyny nerwowo zaczęły pulsować. - Dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nic do mnie nie czuje i kocha Sienę. To ona jest jego kometą, nie ja.
- A Neumayerowi dajesz się posuwać, bo myślisz, że może on cię kocha? - prychnąłem tylko, bo nie mogłem zrozumieć dlaczego twierdziła, że chodzi z chłopakiem do łóżka tylko w przypadku, kiedy darzą się uczuciem. W takim wypadku jasnym by było, że do Andreasa czuje to samo co do Billa.
- Kto jak kto, ale ty nie powinieneś mi prawić uwag na ten temat. Przypominam, że to ty kiedyś zaliczałeś po kilkanaście lasek jednej nocy.
- Dobrze powiedziane: kiedyś.
- Ty kiedyś, ja teraz. Jaka różnica? Dla mnie to też będzie "kiedyś". - Wzruszyła ramionami - Z resztą ja tylko z dwoma.
- Z moim bratem! - wstałem z impetem, czując narastającą we mnie złość.
- Och, wybacz! Nie zgwałciłam go! Dobrze wiedzał, co robi! Z czystą świadomością zdradził swoją ukochaną dziewczynę, więc jakiekolwiek moralności praw jemu, a nie mnie!
Westchnąłem głośno, przysiadając na skraju jej łóżka. Ona w tym czasie chwyciła w dłonie czerwoną poduszkę i nerwowo zaczęła ją skubać, podkurczając nogi i kołysząc się w przód i w tył. Wyglądała teraz jak mała, bezbronna dziewczynka, która z bezsilności i rozpaczy próbowała się uratować w jakikolwiek sposób. Wiedziała, że to, co mówi nie miało większego sensu i że w głównej mierze ona jest winna. Chciała przekonać samą siebie, że w miłości wszystkie chwyty są dozwolone.
- To jest żałosne, wiesz? To co mówisz. - Mruknąłęm pod nosem, kręcąc z dezaprobatą głową.
- Wiem, Tom - Odparła spokojnie, przybierając najbardziej poważny ton jaki tylko mogła - Ale ja... Ja na prawdę go...
- Kocham? - wtrąciłem prędko - Skoro go kochasz, przestań robić to, co robisz. On jest szczęśliwy, Keis. Ze Sieną. Nie możesz tak po prostu ładować mu się do łóżka, wykorzystując jego chwile słabości. Niszczysz go. Niszczysz jego związek. I niszczysz tym samym swoją przyjaźń ze Sieną. Czy to wszystko jest tego warte?
Keisse odwróciła twarz w stronę okna, czując jak w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Zacisnęła mocniej powieki. Nie była aż taka głupia, żeby tego nie rozumieć. Wiedziała, że to, co robi jest złe z każdej strony i nic nie jest w stanie jest wytłumaczyć. Zdradzała Sienę tak samo jak robił to Bill, ale to właśnie przyjaciółce ufa się bardziej niż własnemu chłopakowi. To był wielki błąd, że Siena w ogóle jej zaufała i Keisse doskonale o tym wiedziała.
Dobrze, może zdradzić chłopak, narzeczony, mąż, czy Bóg wie jaki status może jeszcze osiągnąć facet, i każda kobieta ma tego świadomość. Ale żadna nigdy przenigdy nie poddaje w wątpliwość wierności swojej przyjaźni. I może tutaj popełnia największy błąd. Ufa bezgranicznie, a potem często dopada ją ten słynny zimny prysznic po tym jak okazuje się, że przyjaciółka jest DOKŁADNIE taka sama jak facet. Tylko nie ma jaj, a usta maluje szminką i za każdym razem powtarza, że "na nią zawsze możesz liczyć". Wtedy to najbardziej perfidne kłamstwo jakie można usłyszeć, a potem jedyne, co pozostaje to pluć sobie w brodę, że uwierzyło się w kogoś za mocno. Czasami hoes over broes to za mało. Czasami to nie wystarcza. To tylko stwierdzenie bez popartych dowodów i Keisse doskonale zdawała sobie sprawę, że ona jest tą złą, dlatego, żeby nie być jeszcze gorszą postanowiła zakończyć pewien rozdział w swoim życiu. Właśnie ten, który rozpoczyna się na BI, a kończy na podwójne L.
- Za tydzień. Za tydzień się to wszystko skończy. - Uśmiechnęła się mimo wszystko spod pokrywy łez.
- Jednak wyjeżdżasz?
- Nic mnie tutaj nie trzyma. - Odpowiedziała szybko, wstając i podchodząc do ściany z buldogiem. Przeszła szybko w stronę kolejnej, zerkając na zdjęcia, które tam wisiały - No, może babcia. I Marta. Ale chcę zacząć żyć nowym życiem. Bez niego. - Jednym ruchem ręki zerwała pojedyncze zdjęcie, pozwalając aby spadło gdzieś na podłogę.
Wstałem i podszedłem do niej, ostrożnie ją obejmując.
- Chodź tu do mnie. - Przytuliłem jej drżące ciało, a ona wtuliła się we mnie jak mały wystraszony dzieciak, który boi się ciemności i potrzebuje ciepła swojej mamy - Ale wiesz, że nie wyjedziesz stąd bez imprezy pożegnalnej?
- Miałam nadzieję, że to powiesz.
- Tylko pamiętaj, żeby nie skończyła się ona wiesz gdzie i wiesz z kim. Inaczej cię zastrzelę. - Pogroziłem jej zabawnie palcem, a ona  zaśmiała się cicho. Poczochrałem jej włosy, ładnie i świeżo pachniały.
- Mam już szukać kamizelki kuloodpornej? - spytała, udając poważną, ale gdy tylko napotkała mój morderczy wzrok dodała szybko - Żartowałam przecież.

Pokręciłem głową i przewróciłem oczami. Oto była cała Keisse Bielschowsky. Z zewnątrz silna, dojrzała i dorosła kobieta, z której każdy mógłby brać przykład, a w środku mała, strachliwa i niewinna dziewczynka, ciągle szukająca schronienia w czyichś ramionach.

Mówi się, że opuszczamy ten świat tak, jak na niego przyszliśmy: nadzy i samotni. Wiec jeśli pozostaniemy bez niczego, to co jest miarą życia? Jest ona określana ludźmi, których kochamy? Czy życie po prostu mierzone jest naszymi osiągnięciami? A co, jeśli polegniemy? Albo nigdy nie będziemy naprawdę kochani? Co wtedy? Czy możemy się zmienić? Czy cicha desperacja naszego pragnienia doprowadzi nas do szaleństwa?**

**

Bill biegł ulicą z kilkoma teczkami pod pachą, dysząc głośno. Musiał jak najszybciej dostać się do studia. Po pierwsze Jost zadzwonił do niego kilka minut temu, aby wysłał mu pewne demo. Jakby sam nie mógł pofatygować swojej osoby, ruszyć tyłka i przyjechać do Magdeburga na kilka dni. Byłoby go na to stać nawet setki razy, z resztą sam zapowiedział, że musi odwiedzić połamanego Georga i osobiście życzyć mu powrotu do zdrowia, bo trasa koncertowa przecież sama się nie zrobi. Jednak minęło już kilka tygodni od jego informacji na temat tejże wizyty, a samego producenta jak nie było, tak nic nie zapowiadało się, że ten fakt szybko się zmieni.
Po drugie Bill sam doszedł do wniosku, że to jego powinność, aby znaleźć się w studio chociażby dlatego, że dawno go tam nie było, a czuł niezwykle silny sentyment to tego miejsca. Ponadto jako lider grupy wiedział, że powinien zainteresować się trochę bardziej nadchodzącą trasą po Europie i zacząć w końcu ćwiczyć swój głos, który ostatni raz trenował na Seszelach z piosenką, o zgrozo, z repertuaru Spice Girls.
A po trzecie i chyba najbardziej istotne: nie mógł znaleźć sobie nigdzie miejsca. Od kilku dni włóczył się ulicami tam i z powrotem, zaglądając do przypadkowych barów, gdzie zazwyczaj zamawiał whisky z colą, a potem upijał się nią do nieprzytomności. Siena całkiem nie wiedziała jak ma to wszystko odbierać i komentować, więc wolała przemilczeć, będąc pewna, że to wszystko jest spowodowane stresem przed kolejną poważną trasą. Z resztą tak właśnie mówił jej Bill, który usunął się w cień od pewnego czasu, nie dopuszczając do siebie nikogo. Ciągle też pisał nowe teksty. A  potem je targał i wyrzucał i pisał od nowa. Robił to zazwyczaj właśnie w barach albo zamykał się w swoim mrocznym pokoju i tam próbował coś stworzyć. Z Keis nie spotkał się od przyjazdu do Niemiec. Nie wiedział jaka mogłaby być odpowiedź na jej list, więc odwlekał to w czasie tak bardzo jak tylko mógł. Spotykając ją w centrum lub w innym publicznym miejscu, gdy tylko nie udało mu się gdzieś skryć, mówił ciche "cześć" i ulatniał się.
Czuł do siebie też nutkę wstrętu i obrzydzenia za to, że zdradził Sienę, ale starał się o tym nie myśleć i modlił się, aby ta przypadkiem się o tym nie dowiedziała.

Wszedł do studio, kładąc pliki kartek do jakiejś szafki i przejrzał jeszcze raz swoje teksty, które dzień wcześniej wydawały mu się całkiem sensowne. Wszystkie były takie dołujące, że kiedy teraz je czytał prawie czuł wstyd, że mógł napisać coś tak pozbawionego jakiegokolwiek znaczenia i szybko przetargał kartki na małe kawałeczki. Zaczął szukać demo, o które poprosił Jost i ku jego zdziwieniu zobaczył jakiś nowy, nieodsłuchany jeszcze rekord, który zapisał się w pamięci urządzenia nagrywającego. Pomyślał, że może to właśnie to, czego szuka i wcisnął guzik odtwarzania. Przez kilka chwil słychać było ciche westchnięcia i śmiech, ale żadnego głosu. Bill zmarszczył brwi, przysłuchując się dalej.


- Mała, wiesz, że mam cię w garści? - szepnął namiętnie Andreas wprost do ucha dziewczyny, odgarniając z twarzy włosy, które przysłaniały jej brązowe oczy.
- Jak to? - zapytała Keisse powoli i bardzo niepewnie.
- Popieprzam cię parę dobrych razy w tygodniu i robię z tobą co chcę, a Kaulitz, twój przyjaciel ma cię za taką niewinną dziewczynę. Plus... on wciąż nie wie, czym sobie umilamy te cudowne noce. - Mruknął tonem, który wskazywał, że to on ma nad wszystkim kontrolę. Zerknął jednoznacznie na jej dość sine przedramię, na którym było widać kilka nakłuć od igieł.
- Nie powiesz mu.
- Załóżmy się.
- Andre!
- Też cię kocham, piękna. - Zamknął jej usta pocałunkiem, wsuwając dłoń w jej spodnie.
- Przestań! Obiecaj, że mu nie powiesz. - Podniosła głos, przytrzymując go dłonią opartą o umięśnioną klatę.
- Coś za coś... - uśmiechnął się cwanie, unosząc prawą brew ku górze.
- Co masz na myśli?
Bez słowa uklęknął przed nią, mając ją między nogami i złapał za rozporek szybko go rozpinając. W ułamku sekundy jego spodnie znalazły się w kolanach. Keisse głośno przełknęła ślinę, patrząc z lekkim skrzywieniem na wypukłość w jego bokserkach.
- Nienawidzę cię, sukinsynu. - Warknęła, łapiąc za gumkę od jego majtek i pociągnęła je w dół.


Nie wierzył. Po prostu nie dowierzał własnym uszom. Oszukała go! W perfidny sposób go oszukała, patrząc mu prosto w oczy, kiedy pytał, czy łączy ją coś z Andreasem. To nie mogła być prawda. Przecież wyparła się wszystkiego, śmiejąc się przy tym głośno! A teraz miał czarno na białym dowód na to, że Tom mówił prawdę. Tylko dlaczego ta prawda była tak bolesna, chociaż nie powinna robić na nim najmniejszego wrażenia?


___________________________________
*chodzi o "przyjaźń ponad chłopaków"

**Lucas, OTH