_____________________________
W kuchni panował ogólny chaos narastający z sekundy na sekundę. Natłok ludzi, grająca w tle muzyka i każdy przekrzykujący drugiego swoimi racjami. Dziewczyny zajęły się przygotowaniem przekąsek i robieniem ostatnich porządków. Georg, jak to miał w zwyczaju, robił za pasożyta i podjadał wszystko, co dopiero przygotowane, było kładzione na talerzach. W wyniku swojego nagannego zachowania dostał zakaz zbliżania się do lodówki i stołu, więc usiadł obok Andreasa (wsza jedna!) i zaczęli rozprawiać na temat nowej kelnerki pracującej w NoName. Bill przyglądał się całej te scenie opierając się o futrynę i zaciągał się już drugim papierosem w ciągu ostatnich dziesięciu minut. Lewą rękę schował w kieszeni spodni i kurczowo zaciskał w niej swój telefon gryząc się z podjęciem właściwej decyzji. A co jeśli ta, którą wybierze nie będzie właściwa, a będzie nią ta, której nie wybierze? W głowie miał totalny mętlik.
Z jednej strony wyznanie Keisse sprawiło, że czuł coś w rodzaju dumy, zadowolenia i spełnienia, ale z drugiej dobrze wiedział, że to nie powinno mieć dla niego najmniejszego znaczenia, bo kocha Sienę, nawet jeśli jej tego nie mówi, a tylko odpowiada "jak wyżej".
- Bill, ile razy powtarzałam, żadnego palenia w tym domu, to szkodzi Papiemu! - zbulwersowała się Marta wymownie spoglądając na mnie, abym zareagował w odpowiedni sposób. Ja jednak zajęty rozmową z Gustavem stwierdziłem, że rozprawię się z Czarnym później w tej sprawie. Marta skierowała zatem wzrok z powrotem na Billa. Zdziwiła się, widząc jego bezczelne spojrzenie, które uważnie ją taksowało.
- Papiego nie ma, jest u mojego ojca i przecież ze względu na imprezę zostaje tam do rana. Musisz być bardzo naiwna jeśli uważasz, że w ciągu nocy tyle ludzi, ile tu dzisiaj będzie w połączeniu z wódką, nie będzie chciało sięgnąć po papierosa. Marta, wyluzuj. - Mruknął beznamiętnie, ciągnąc kolejnego bucha.
- Kochanie, co ci jest? - zainteresowała się Siena słysząc dość ostrą uwagę z ust swojego chłopaka.
- Może i masz racją, Bill. Ale pamiętajcie, że tym razem chcemy mieć z Tomem moje łóżko do własnej dyspozycji. - Wronicz zaśmiała się, próbując obrócić wszystko w żart. Ale umilkła szybko zdając sobie sprawę, że być może wspominanie wspólnej nocy Billa i Keisse nie było na miejscu, biorąc pod uwagę obecność Sieny.
- Spokojnie, dopilnuję tego. - Odezwała się szybko Siena, by wybronić swojego lubego z niezręcznej sytuacji - Pewnie z Billem wylądujemy dzisiaj u mnie. Swoją drogą, słyszałam o tamtej akcji. Keisse nigdy mi o tym sama nie powiedziała, w ogóle nie wiem, co się z nią ostatnio dzieje. Mam tylko nadzieję, że pojawi się tutaj dziś i mi chociaż opowie jak to było robić za czyjś szybko plan B - prychnęła Siena nie odrywając się od robienia kanapek. Z jej wypowiedzi można było wywnioskować, że nie ma żadnego żalu do Billa o tamto wydarzenie. Żałował tego, bo jakąś częścią siebie chciał, aby jego też za to winiła.
- Czasem trzeba upaść bardzo nisko. - Warknął Bill, lustrując Andreasa morderczym spojrzeniem. - Wychodzę, idę się przejść, będę tu wieczorem. - Czarny odwrócił się i wyszedł z kuchni, trzaskając za sobą drzwiami.
Czasem emocje, które nami kierują są tak silne, że nieważne jak bardzo byśmy chcieli je ukryć, w żaden sposób nam się to nie uda, bo one same są zdolne do ujawniania się w naszych zachowaniach.
Andreas spojrzał na puste już miejsce, w którym przed chwilą stał Bill. Kątem oka widział, jak tamten go obserwuje, ale wolał udać, że nic się nie dzieje. Co wstąpiło w młodszego Kaulitza? Czyżby się dowiedział? Keisse mnie zabije.
[The Lovely Feathers - Wrong Choice]
Bill przemierzał samotnie puste ulice miasteczka. Nie było mu dane zobaczyć ani jednej żywej duszy. Wsunął ręce w kieszenie skórzanej kurtki i zanurzył nos w szaliku oplecionym wokół szyi. Nadchodziła zima, temperatura powietrza w dzień nie rosła już powyżej 10 stopni, liście opuściły gałęzie drzew i przemieszczały się po powierzchni ziemi lub parę metrów nad nią, ale już tylko za pomocą chłodnego wiatru, który pojawiał się codziennie. Rzadko wychodziło słońce, niebo za dnia było ponure i wydawało się w sobie odbijać cały brud tego świata, po którym jeszcze chodził. Pomyślał o działce morfiny schowanej w ramie łóżka. Jeszcze nie zdecydował czy wykorzysta ją na nadchodzącym przyjęciu czy jutro. Wszystko zależało od Keis. Przystanął nagle na środku ulicy i rozejrzał się dookoła. Miał wrażenie, że razem ze zmianą pory roku wszystko na parę miesięcy nie zaśnie, ale umrze. Keisse następnego dnia wieczorem odlatywała na drugi koniec oceanu. Więc ich relacja też mogła już tylko umrzeć. Jakichkolwiek uczuć by teraz nie żywił do tej dziewczyny, nie chciał pozwolić jej odejść. Chociaż aktualnie zlałby ją pasem za to nagranie w studio. Coś zakuło go w serce. Miał Sienę i naprawdę ją kochał, a może tylko mu się wydawało? W końcu to niezbyt normalne, gdy osobie, z którą kiedyś dzieliłeś szaloną, młodzieńczą i zdawać by się mogło, wieczną miłość, nie potrafisz nawet wyznać dwóch tak ważnych słów. Przecież kiedyś ciągle to wypowiadałeś, szeptałeś te słowa do jej ucha częściej niż paliłeś papierosa, a mówimy tu o długoletnim nałogu. Kochaliście się i byliście tylko wy, a świat mógłby nie istnieć. A dziś, gdyby nie świat, was też by tutaj nie było. Więc co do cholery powstrzymuje od zwykłego "kocham cię"? Po prostu niepewność.
Ale Bill żywił też uczucia do Keisse i chociaż nikomu się do tego nie przyznał, przed samym sobą nie mógł się oszukiwać. Jak teraz to wszystko będzie wyglądać? Zakochany Georg traci swoją ukochaną, jeszcze mu coś odbije i poleci za nią. Za jakiś czas pewnie wrócimy do pracy, bo wakacje trwają już wystarczająco długo. Tom coraz bardziej angażuje się w rodzinę z Martą. A ja zostanę sam na sam ze Sieną. Potrafię tak jeszcze? Oczywiście, że nie, jakże byłbym do tego zdolny, skoro nie umiem wyrzucić z siebie nic więcej oprócz głupiego 'ditto'. Bill prychnął do siebie na głos, po raz pierwszy od wyjścia z domu ciesząc się tymi pustkami panującymi na ulicach. Przynajmniej nikt go nie weźmie za świra. Chociaż raz. Jutro wszystko może się zmienić. Bo jutro, gdy Keis już obierze swój nowy cel życia, on zaryzykuje i zada Sienie najważniejsze pytanie na jakie w życiu zbierze odwagę. Oby faktycznie nie pomyślała, że z niego wariat. Nasilająca się w głowie niepewność, milion negatywnych uczuć i chwila wahania. A po chwili silna pewność, której ustępują wszystkie złe myśli. Tak, na pewno.
Drzwi otworzył mu ojciec Keisse. Nigdy nie spodziewałby się po tym człowieku takich rzeczy, jakie w rzeczywistości wyprawia. Przechodząc przez salon pozdrowił babcię, która Bóg wie, który raz słuchała The Beach Boys. Zaśmiał się pod nosem i wchodząc po schodach sam zanucił refren tej piosenki, która jak nic innego, przypominała mu wspólne malowanie ściany u Marty. Zapukał do pokoju, ale nie otrzymując odpowiedzi uchylił drzwi i zajrzał do środka. Uderzyła go świeżość powietrza, które już od dłuższej chwili musiało wpadać przez okno otwarte na oścież. Wszystko było idealnie wysprzątane, półki, na których zazwyczaj tłoczy się płyty teraz wiały pustkami, otwarta szafa też nie imponowała zawartością, bo znajdowały się w niej chyba tylko trzy bluzki. Pod oknem stały kartony, zapewne z rzeczami do schowania w garażu, a przy rozkopanym łóżku dumnie prezentowały się dwie wielkie walizki wypełnione po brzegi. Na biurku w miejscu, które zajmował laptop, schowany już w bezpieczne miejsce, leżały wszystkie potrzebne dokumenty. Bill sięgnął po plik różnych kartek i przeglądając je szybko znalazł bilet, któremu dokładnie się przyjrzał. Oto dowód, że to nie sen, że rzeczywistość gna do przodu i niedługo spełnią się jego obawy. Zwrócił wzrok na ścianę, gdzie zawsze wisiały ich zdjęcia z przeróżnych imprez i wypadów. Przymknął powieki dostrzegając ich brak. Wszystko zniknęło. Poczuł się jakby ktoś zapakował do czarnego worka część jego życia, która w ostatnich chwilach była dla niego dość ważna. Worek został szczelnie zaklejony taśmą izolacyjną i trafi do wielkiego pieca, gdzie przed długi czas będzie palił się w takiej temperaturze aż w końcu pozostaną same zgliszcza i nikt nie będzie w stanie przywołać z tego widoku ani jednego wspomnienia. Nawet on sam. Najbardziej zawiódł go brak buldoga nad łóżkiem. Zawsze roztaczał w tym pokoju aurę bezpieczeństwa. Ona czuła się przez niego tak dobrze chroniona. Przecież tak mówiła. I teraz go nie ma? Kaulitz westchnął i wyszedł na korytarz nasłuchując jej potencjalnych kroków. W łazience lała się woda pod prysznicem. Podszedł do drzwi i chwilę się zawahał. Nie były zablokowane. Po cichu nacisnął klamkę i wszedł do środka. Uderzyła go fala gorąca. Z powodu temperatury panującej w pomieszczeniu oraz z powodu widoku jej nagiego ciała przed mleczne szkło. W nadziei, że nie zostanie zauważony zdjął kurtkę, szalik i koszulkę, którą miał na sobie. Pod drzwiami zostawił adidasy oraz jeansy i skarpetki. W samych bokserkach wparował Keisse do kabiny prysznicowej.
- Co jest?! - wrzasnęła przestraszona, ale kiedy odwróciła ciało i znalazła się w objęciach Czarnego uśmiechnęła się szeroko i spojrzała mu w oczy. - Wariat. - Szepnęła, zakręcając wodę.
Jednak się pojawił! TAK! Zjawił się u niej po tym wszystkim, co się wydarzyło. Pewnie nie mógł już dłużej bić się z myślami i postanowił, że nie pozwoli jej wyjechać bez pożegnania. A ona tak bardzo tego pragnęła, jak niczego na świecie. Teraz świat się nie liczył. Liczyło się tylko to, że jest przy niej. Znów. W dodatku prawie nagi. I chociaż nie spodziewała się, że Bill krzyknie jej z ekscytacją, że on też ją kocha i chce z nią być, to w jednej chwili była gotowa złamać obietnicę złożoną Tomowi i wiedziała, że prędzej czy później to zrobi.
- Wiedziałem, że to powiesz. - Zaśmiał się, gryząc jej wargę i wtulając jej ciało w swoje.
- Co tu robisz?
- Chyba nie zapomniałaś, że zabieram cię na imprezę pożegnalną, prawda? I zarazem przyszedłem przeprosić, że znowu się do ciebie dobieram. - Szepnął, wywołując u niej cichy chichot. Nie wspomniał nic o liście, który ostawiła mu na Seszelach, nie chciał do tego wracać. Liczyło się tu i teraz. Ona i On. Ich namiętność.
- Pamiętam doskonale. I nie musiałbyś przepraszać, gdybyś teraz tego nie robił. Ale to nie twoja wina, to ja powinnam to przystopować.
- Obiecuję, żeee... więcej się to nie powtórzy? - mruknął wpychając jej język do ust.
- Z pewnością, Bill. Przecież jutro wyjeżdżam.
- Mmmm, zostań. Nie możesz mi tego zrobić.
- Wręcz muszę. - Keisse odepchnęła go lekko, a on zmarszczył brwi. - Jesteś ze Sieną, a my nie umiemy być tylko przyjaciółmi. Musisz przestać ją ze mną zdradzać, a ja muszę się obudzić i przestać żyć złudzeniami i żywić się nadzieją, że może... jednak.
Przez chwilę trwała cisza, którą trudno było obojgu znieść. Keisse odwróciła wzrok, a Bill poczuł, że jeśli teraz tego nie powie, to nigdy się nie pozbędzie tego ciężaru. Wiedział, że rozpęta tym wojnę między nimi, ale musiał coś sobie z Bielchowsky wytłumaczyć.
- Andreas popierzał cię kiedy tylko chciał, prawda? - zabrzmiało to szorstko. Zbyt szorstko.
Keisse wytrzeszczyła oczy, a dolna szczęka opadła jej parę centymetrów w dół. Przecież już to przerabiali. Mówiła mu kilkakrotnie, że z Andreasem nic ją nie łączy. Szkoda tylko, że Neumayer nie potwierdził jej słów!
- Słucham? Jakim cudem? On nie miał prawa tego powiedzieć! Obiecał! - przełknęła głośna ślinę, czując jak łzy zbierają jej się w kącikach oczu.
- Nic nie powiedział. Dobrze dochował tej waszej tajemnicy. - Warknął Bill, łapiąc ją za nadgarstek i wbijając jej lekko paznokcie w wewnętrzną część rąk. Poczuł narastającą złość, bo wcześniej miał tak wielką nadzieję, że to okaże się żartem, głupim wybrykiem, na który Keisse i Andreas zareagują gromkim śmiechem i krzykną, że nie do wiary! Kaulitz dał się wrobić! Ale to była prawda, okrutna prawda, którą doskonale widział w jej oczach. Machinalnie przycisnął ją do ściany lekko przygniatając ją swoim ciałem.
- Jak mogłaś?
- Przecież między nami nic nie ma, nikt tu nikogo nie zdradził, pomijając Sienę!
- Jak mogłaś, pytam! Okłamałaś mnie! - krzyknął jej do ucha, nawet nie zdając sobie sprawy jak bardzo ona się go boi. Nie widział słonych łez płynących po jej policzkach, bo spuściła głowę w dół, aby nie musieć patrzeć mu w oczy. - Naprawdę jesteś taka łatwa? Dlaczego dałaś mu się namówić? Podniecało was to, że robicie to w moim studio? Na tych wszystkich konsolach? Nie wpijały cię się w tyłek te wszystkie guziczki? A może było tak wspaniale, że nawet nie zwróciłaś na to uwagi?!
- Przestań! - krzyknęła wyrywając mu rękę. Szybko sięgnęła po słuchawkę prysznicową i skierowała strumień zimnej wody na jego kroczę. Kaulitz w ułamku sekundy wyskoczył spod prysznica. - Taki biedny teraz jesteś, użalasz się nad swoim losem?! Sam nie potrafisz się zdecydować na stabilny związek i gdy tylko masz czas wolny i nie widzisz się ze Sieną przybiegasz do mnie! Zastanów się nad sobą i nie pouczaj mnie na temat mojego życia, bo ja przynajmniej nikogo nie ranię!
- Mnie rani to, co robisz!
- A to dziwne, bo nie sprawiasz wrażenia, jakobym w ogólne cię obchodziła, Kaulitz! Och, biedny, co ty teraz poczniesz w takiej sytuacji! A, no nie ma co rozpaczać, w domu czeka na ciebie Siena, nieprawdaż? Taki to koniec świata, że twoja kochanka spotyka się z twoim dealerem? A kto by o to dbał, przecież mnie nie kochasz! - poczerwieniała ze złości na całym ciele, ciężko oddychając. - Wiesz co, gdyby Szekspir cię znał napisałby więcej tragedii!
- A gdyby znał ciebie? Napisałby sonet do dziwki! - prychnął Bill, sięgając po ręcznik.
- Przynajmniej wiedziałabym, że kogoś w życiu inspiruję! To mój ręcznik! - brunetka wyrwała frotte i owinęła go wokół ciała.
- Super, nie mam majtek na powrót do domu, bo pewna wariatka chciała odmrozić mi genitalia!
- Wtedy przynajmniej nikogo byś już nie zdradził - Keisse próbowała zachować powagę, bo naprawdę była zdenerwowana i rozzłoszczona, ale pomimo tego parsknęła śmiechem i spojrzała na Billa. Podała mu z szafki czysty ręcznik.
- Nienawidzę cię, wiesz? Dziękuję.
Po piętnastu minutach ubierania i szykowania się w milczeniu Keisse kątem oka spojrzała na Billa, który nadal w samym ręczniku siedział przy kaloryferze.
- Teraz patrzysz na mnie z udawaną litością, bo przecież twoja duma mogłaby ucierpieć, gdybyś przyznał się, że choć trochę czujesz to samo co ja, prawda? Masz dziewczynę, którą kochasz, albo sam to sobie wmawiasz, Bill. Nie wiem jak jest naprawdę, bo sam nie chcesz sprawić, aby ktokolwiek to zrozumiał. Ze mną w takim razie idzie ci wspaniale, bo nie rozumiem zupełnie nic.- Andreas popierzał cię kiedy tylko chciał, prawda? - zabrzmiało to szorstko. Zbyt szorstko.
Keisse wytrzeszczyła oczy, a dolna szczęka opadła jej parę centymetrów w dół. Przecież już to przerabiali. Mówiła mu kilkakrotnie, że z Andreasem nic ją nie łączy. Szkoda tylko, że Neumayer nie potwierdził jej słów!
- Słucham? Jakim cudem? On nie miał prawa tego powiedzieć! Obiecał! - przełknęła głośna ślinę, czując jak łzy zbierają jej się w kącikach oczu.
- Nic nie powiedział. Dobrze dochował tej waszej tajemnicy. - Warknął Bill, łapiąc ją za nadgarstek i wbijając jej lekko paznokcie w wewnętrzną część rąk. Poczuł narastającą złość, bo wcześniej miał tak wielką nadzieję, że to okaże się żartem, głupim wybrykiem, na który Keisse i Andreas zareagują gromkim śmiechem i krzykną, że nie do wiary! Kaulitz dał się wrobić! Ale to była prawda, okrutna prawda, którą doskonale widział w jej oczach. Machinalnie przycisnął ją do ściany lekko przygniatając ją swoim ciałem.
- Jak mogłaś?
- Przecież między nami nic nie ma, nikt tu nikogo nie zdradził, pomijając Sienę!
- Jak mogłaś, pytam! Okłamałaś mnie! - krzyknął jej do ucha, nawet nie zdając sobie sprawy jak bardzo ona się go boi. Nie widział słonych łez płynących po jej policzkach, bo spuściła głowę w dół, aby nie musieć patrzeć mu w oczy. - Naprawdę jesteś taka łatwa? Dlaczego dałaś mu się namówić? Podniecało was to, że robicie to w moim studio? Na tych wszystkich konsolach? Nie wpijały cię się w tyłek te wszystkie guziczki? A może było tak wspaniale, że nawet nie zwróciłaś na to uwagi?!
- Przestań! - krzyknęła wyrywając mu rękę. Szybko sięgnęła po słuchawkę prysznicową i skierowała strumień zimnej wody na jego kroczę. Kaulitz w ułamku sekundy wyskoczył spod prysznica. - Taki biedny teraz jesteś, użalasz się nad swoim losem?! Sam nie potrafisz się zdecydować na stabilny związek i gdy tylko masz czas wolny i nie widzisz się ze Sieną przybiegasz do mnie! Zastanów się nad sobą i nie pouczaj mnie na temat mojego życia, bo ja przynajmniej nikogo nie ranię!
- Mnie rani to, co robisz!
- A to dziwne, bo nie sprawiasz wrażenia, jakobym w ogólne cię obchodziła, Kaulitz! Och, biedny, co ty teraz poczniesz w takiej sytuacji! A, no nie ma co rozpaczać, w domu czeka na ciebie Siena, nieprawdaż? Taki to koniec świata, że twoja kochanka spotyka się z twoim dealerem? A kto by o to dbał, przecież mnie nie kochasz! - poczerwieniała ze złości na całym ciele, ciężko oddychając. - Wiesz co, gdyby Szekspir cię znał napisałby więcej tragedii!
- A gdyby znał ciebie? Napisałby sonet do dziwki! - prychnął Bill, sięgając po ręcznik.
- Przynajmniej wiedziałabym, że kogoś w życiu inspiruję! To mój ręcznik! - brunetka wyrwała frotte i owinęła go wokół ciała.
- Super, nie mam majtek na powrót do domu, bo pewna wariatka chciała odmrozić mi genitalia!
- Wtedy przynajmniej nikogo byś już nie zdradził - Keisse próbowała zachować powagę, bo naprawdę była zdenerwowana i rozzłoszczona, ale pomimo tego parsknęła śmiechem i spojrzała na Billa. Podała mu z szafki czysty ręcznik.
- Nienawidzę cię, wiesz? Dziękuję.
Po piętnastu minutach ubierania i szykowania się w milczeniu Keisse kątem oka spojrzała na Billa, który nadal w samym ręczniku siedział przy kaloryferze.
Ja też nie rozumiem, ale nie mogę ci tego wyznać, nie możesz być tego w stu procentach świadoma. Tak będzie mi łatwiej pozwolić ci odejść. - Pomyślał i sam nie spodziewał się tak głupiej odpowiedzi ze swojej strony.
- Te majtki w życiu mi nie wyschną. - jęknął i zganił się za swój intelekt. Usłyszał cichy śmiech Keisse. Spojrzał na nią. Z precyzją malowała sobie oczy z lekko rozchylonymi ustami. - Kocham Sienę, Keis.
- Wiem, a ja wyjeżdżam do Stanów i być może nigdy więcej się nie spotkamy, dlatego nie mam o to pretensji ani o brak jakiegokolwiek odzewu na mój list, który zostawiłam ci pewnej nocy na Seszelach.
Bill oblał się rumieńcem i spuścił głowę. No tak, jednak ona wypomniała tamten list. Postanowił jednak już dłużej nie ciągnąć tematów, które były zbyt niewygodne dla obojga.
- Nie ma już buldoga.
- Ojciec kazał mi zostawić pokój we wręcz szpitalnej czystości. Chce go komuś wynająć, gdy wyjadę. Trochę mi szkoda tego wszystkiego co tu po sobie pozostawiam, a nie mogę tego wziąć ze sobą.
- Te pudła. Co w nich jest?
- Mnóstwo płyt, zdjęcia, jakieś moje rysunki i wiele innych pierdół. Nie wszystko mogę przeciągnąć przez odprawę na lotnisku, bo nadbagaż byłby tak ciężki, że kosztowałby mnie drożej niż bilet.
- Mogę tam poszperać?
- Bierz, co chcesz. - wzruszyła ramionami odwracając się od lustra w jego stronę. Posłała mu najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek u niej widział.
- Wezmę wszystko. - Skwitował Bill po chwili zastanowienia.
Chcę cię mieć w każdej postaci jaką po sobie pozostawisz, skoro nie jesteś moja.
***
Po kilku godzinach pracy wszystko już było całkiem gotowe. Zapach potraw unosił się po całym domu i aż mnie skręcało w środku, kiedy Marta zabraniała mi zjeść cokolwiek i kazała czekać do wieczora. Wszyscy pozbierali się do swoich domów, aby przygotować się do przyjęcia pożegnalnego Keisse, więc zostaliśmy z Martą sami. Co więcej Papi od rana był z moim ojcem i Lily gdzieś na wycieczce rowerowej, więc zostaliśmy CAŁKIEM sami.
Marta zrzuciła z siebie fartuch i cisnęła nim gdzieś w bliżej nieokreślone miejsce i rzuciła się na fotel, jęcząc.
- Padaaaam.
- Daj, wymasuję ci stopy. - Zaoferowałem się i przysiadłem się bliżej niej, łapiąc za jej kapcie i ściągając je z jej nóg. Posłała mi tylko całusa w powietrzu i sięgnęła po pilot od telewizora. Włączyła jakiś program muzyczny i przymknęła oczy, a ja zacząłem rozmyślać o Billu.
A dokładnie o Billu i jego kochance. Kochance, która także była kochanką Andreasa. Nieźle się Keisse ustawiła, nie powiem. Śmiać mi się zachciało, jak przypomniałem sobie moje pierwsze spotkanie z nią i jak bardzo mylne ono było. Wydawała się wtedy taka... normalna. Ot, zwykła, grzeczna, niepozorna dziewczynka pracująca w zoologicznym. Ale przecież tak samo było z Pauline, tylko, że zupełnie odwrotnie. A reszta historii jest już znana.
Patrzyłem tak przez pryzmat czasu, właściwie niedługiego, bo zaledwie kilku miesięcy i w głowie mi się nie mieściło jak bardzo wszyscy się zmieniliśmy. Niektórzy z szalonych, cieszących się życiem ludzi w szarych zjadaczy chleba, użalających się nad swoim życiem i sięgających narkotyków, inni znaleźli w końcu swój sens życia, jakiś cel, który determinuje wszystko. Jeszcze inni starali się zapomnieć o przeszłości, która nie była życzliwa, a kolejni rzucali wszystko i uciekali od problemów, wyjeżdżając. Andreas też się zmienił, poniekąd. Przestał być tym nieskazitelnym przyjacielem i stał się kimś, kto wcale nim nie był. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Marta podniosła się nagle z zainteresowaniem i uśmiechem na twarzy i uważnie wpatrzyła się w ekran telewizora, na którym chwilę później ukazała się moja twarz w trakcie jednego z udzielanych wywiadów. Zmrużyłem oczy, starając sobie przypomnieć kiedy to było, ale nie musiałem czekać długo. Pamiętałem ten wywiad, którego udzieliłem w Hamburgu, będąc z wizyta u Josta.
- Czy tamta blondynka to wybranka pańskiego serca? - spytała rudowłosa kobieta w śmiesznych warkoczykach, mówiąc głośno i wyraźnie do mikrofonu. Kamera powędrowała w inną stronę i na ekranie pojawiła się teraz w oddali Marta w towarzystwie Patricka i Lily. Bawili się radośnie na placu zabaw. Serce zabiło mi szybciej. - Widziałam, jak szliście obok siebie przez dłuższy czas w towarzystwie tych dwojga małych dzieci. - Kontynuowała reporterka.
- Przełącz te badziewie - powiedziałem szybko i niepewnie, ale Marta tylko machnęła ręką, uciszając mnie w ten sposób. Nasłuchiwała jeszcze bardziej.
- Nie. - Zaśmiałem się w telewizji. - Jestem singlem i nie mam zamiaru zmieniać tego w najbliższej przyszłości. Miłość w naszych czasach nie istnieje. Trzeba robić melanż i się nie przyzwyczajać. Kobiety to tylko dodatek do urozmaicenia życia, a moje życie jest już wystarczająco urozmaicone. Oto, co mam do powiedzenia w tej sprawie.
Moja twarz zniknęła i znów pojawiła się reporterka, snując na antenie domysły, kim też mogłaby być blondwłosa piękność z placu zabaw. A ja poczułem się jakbym zaraz miał zapaść się pod ziemię. Czerwieniłem się po sam czubek nosa, a przynajmniej tak właśnie czułem. Marta natomiast podkurczyła nogi i patrząc gdzieś w ślepy punkt siedziała tak w głębokiej ciszy. Liczyłem sekundy w myślach, kiedy się odezwie, ale ona milczała. Może to ja powinienem to przerwać i coś powiedzieć? Ale niby co? Owszem, to co powiedziałem wtedy było głupotą, ale to tylko głupi, nic nieznaczący wywiad, których udzieliłem już setki. Co więcej kto by się tym przejmował czy Tom Kaulitz ma dziewczynę czy nie?
Marta wstała i wyłączyła telewizor, po czym wolno skierowała się do drzwi. Widziałem na jej twarzy żal i zrobiło mi się okropnie przykro. W jeden chwili byłem kompletnie bezsilny i nie miałem pojęcia, co zrobić.
- Marta... - rzuciłem tylko, kiedy przekraczała już próg pokoju. Zatrzymała się na sekundę, trzymając kurczowo futryny, ale nie odwróciła się w moją stronę. - To tylko... głupi wywiad.
Westchnęła, kręcąc głową i wyszła. Cisza, która panowała w pokoju aż kuła w uszy, a ja jak ten idiota siedziałem wygodnie w fotelu w bezruchu zamiast biec za nią i wyjaśniać, że to wszystko nie było prawdą. Chociaż sama powinna się tego domyślić! Zrobiłem to przecież dla naszego dobra. Wiedziała o tym. Wiedziała?
- Kim dla ciebie jestem? - spytała, wchodząc z powrotem z kubkiem herbaty w ręce. Usiadła na podłodze i spojrzała mi prosto w oczy. Przerażały mnie w tym momencie. Były takie niepewne i zagubione, choć nadal piękne.
- Kobietą, z którą chciałbym spędzić życie. - Odparłem bez chwili zastanowienia.
Marta przygryzła dolną wargę.
- To śmieszne. To, co mówisz. Mówiłeś, żeby się nie przyzwyczajać, a...
- Marta, to tylko głupi wywiad! - przerwałem jej, podnosząc głos, lecz po chwili go ściszyłem - Nie bądź dziecinna.
- To ty jesteś dziecinny. Nie potrafisz nawet się przyznać, że kogoś kochasz.
- Ile raz mam powtarzać, że to tylko głupi wywiad? Nikomu nie muszę się do niczego przyznawać. Media rządzą się innymi prawami, ale ty tego nie zrozumiesz, bo...
- Bo co? Bo nie mam setek tysięcy fanek na świecie, bo nie występuję w telewizji przez milionami ludzi? - jej twarz poczerwieniała, a jej skronie nerwowo zaczęły pulsować. Mimo to starała się zachować stoicki spokój. - Myślisz, że gdybyś powiedział w tym wywiadzie, że jesteś ze mną to połowa świata znienawidziłaby cię czy może rozpoczęłaby się nagła fala samobójstw, bo bożyszcze nastolatek Tom Kaulitz się zakochał? Obchodzę cię bardziej ja czy cały świat?
- Ty jesteś moim całym światem.
- Och, Boże, Kaulitz - Marta przewróciła tylko oczami - Daruj sobie takie wyznania w tej chwili. Rozmawiamy poważnie, a ty mi tutaj...
- Widzisz?! - uniosłem się, wstając. Jak ona mogła mi coś takiego powiedzieć?! - Właśnie przyznałaś się do tego, że nie traktujesz mojego uczucia serio! JA JESTEM POWAŻNY.
- Nie powiedziałam...
- Powiedziałaś.
- Wiem, co powiedziałam, a czego nie. A przynajmniej, co miałam na myśli.
I właśnie najczęściej poruszają nas słowa, które ktoś powiedział niechcący, mimochodem. Nie o tym myślał, nie o to chodziło, a trafiło. Ale kłóć się tutaj z upartą jak osioł babą. "Wiedziałam, co miałam na myśli". A co ja jestem? Edward ze Zmierzchu? Nie potrafię czytać w myślach, a nawet gdybym potrafił to Marty myśli byłyby zbyt skomplikowane jak na moją małą, biedną głowę. Czasami nienawidziłem tego, że pomimo swojej dojrzałości, potrafi być tak dziecinna. Ale czego mogłem się spodziewać po dziewczynie, która dopiero w grudniu stawała się pełnoletnia?
- Chciałam tylko, żebyś się nie wstydził powiedzieć, że kogoś kochasz. - Zaczęła po krótkiej chwili - Bo miłość to nie jest powód do wstydu. O ile oczywiście jest prawdziwa.
- Sugerujesz coś?
- Skądże znowu.
Teraz to ja wywróciłem oczami. Ta rozmowa nie miała przecież najmniejszego sensu. Nie chciałem się kłócić, zakładam, że Marta też nie miała takiego zamiaru, ale skoro już zaczęliśmy to musiałem w to brnąć. I zazwyczaj to ja musiałem się poddawać i ją przepraszać, dlatego tym razem stanowczo obiecałem sobie, że tego nie zrobię, chociażby nasz spór miał trwać wieki. Ludzie już tak mają: niby się kochają, ale czasami mają ochotę zepchnąć się nawzajem z dachu wieżowca. Taką ochotę właśnie miałem ja, bo ile razy można tłumaczyć, że głupi wywiad to tylko głupi wywiad?
Marta stała na środku pokoju z kubkiem w ręku i czułem, że jej największym marzeniem w tym momencie jest rozbić mi go na głowie. Nie zrobiła tego jednak, a w zamian nachyliła się w moją stronę i syknęła:
- To, co masz po lewej stronie klatki piersiowej to serce i tego czasami należy używać. Zazwyczaj częściej niż swojego penisa.
O nie! Przegięła! Ciśnienie podskoczyło mi niebezpiecznie wysoko, a usta otworzyły się z niedowierzania. Zacisnąłem tylko pięść z wściekłości, patrząc w jej oczy i czekając, aż wszystko odszczeka. Nawet, gdy się złościła była piękna, ale jej uroda nie mogła mnie przecież omamić.
Blondynka po chwili odwróciła się na pięcie, a ja mając nadzieję, że mnie usłyszy szepnąłem cicho:
- Suka.
Przystanęła i zrobiła pół obrotu, mrużąc oczy. Znów wpatrywała się we mnie jakby chciała mnie zabić.
- Czy ty właśnie nazwałeś mnie "suką"?
- A i owszem!
Chwila ciszy.
- Cham! Idiota! Skurwysyn!
- Przeszło?
- Na 10 minut.
Rzuciła się z powrotem na fotel z tym nieszczęsnym kubkiem w ręku, który był prawie pusty pusty, a który już dawno powinien znaleźć się w zmywarce.
Piękne popołudnie. Wieczorem czekała nas pożegnalna impreza Keisse, a my prowadziliśmy właśnie trzecią wojnę światową, która szybko nie mogła się zakończyć.
Jeżeli zaczyna ci na kimś zależeć, to lepiej od razu strzel sobie kulkę w łeb. Na pewno będzie mniej bolało.