Pod nogami krzątał mi się także Papi, cały czas bucząc i pytając, gdzie jest mama, ale nie potrafiłem mu odpowiedzieć na to pytanie. Swoją drogą Marta zachowała się okropnie nieodpowiedzialnie, znikając i zostawiając go samego, co więcej: nawet nie mówiąc dokąd wychodzi i o której wróci. Coraz bardziej czułem narastającą złość, a z każdą kolejną minutą jej nieobecności miałem ochotę wyjść i jej poszukać, a potem wykrzyczeć prosto w twarz, że takie zachowanie jest karygodne. Może wcześniej trochę przesadziłem z tymi wyzwiskami pod jej adresem, ale naprawdę zachowała się co najmniej dziecinne.
- Gdzie Marta? - zapytał Bill, wchodząc właśnie do kuchni i zaśmiał się na widok fartucha, którym byłem przepasany. Przewróciłem oczami na jego pytanie, które w ciągu minuty słyszałem ze sto razy od Małego.
- Nie wiem. - Odpowiedziałem spokojnie i wyciągnąłem z piekarnika kurczaka, krzywiąc się trochę, gdy poparzyłem sobie palce - Ale mógłbyś mi z tym pomóc.
Bill tylko zerknął na naczynie z daniem i pokręcił głową. Szybko sięgnął po leżącą na stole marchewkę, którą od razu zaczął chrupać i podał mi rękawicę żaroodporną.
- Niestety, nie ma szans. Szukam Sieny.
- Tej też nie ma? - zdziwił się Gustav, przyozdabiając jajka kawiorem - Przecież zaraz przyjdzie Keisse!
- Tom, gdzie są małe łyżeczki? - zapytał Georg, który nagle pojawił się w kuchni, kończąc tym samym rozmowę telefoniczną z Pauline. - I od razu ułóż je przy małych talerzykach, jako że ja jestem nie do końca sprawny. - Georg uniósł w górę swoje obie dłonie w gipsie.
- Raczej bardziej umysłowo. - Zaśmiał się Bill i dostał od Georga kopniaka.
- A bo ja wiem gdzie są łyżeczki?
Rzuciłem się do szafek, by je znaleźć, ale nie miałem zielonego pojęcia gdzie mogą być. Przegrzebałem chyba wszystkie półki, aż w końcu udało mi się na nie natrafić. Ciastem przygotowanym przez Sienę pachniało w całym domu. Ta to potrafiła stworzyć w kuchni wszystko z niczego. Bezbłędnie gotowała i piekła, uwielbiałem gdy coś przygotowywała, tym bardziej, że Marta raczej stroniła od kuchni.
Po kilku minutach wszystko już stało na wielkim, przybranym stole w salonie, a nad nim wisiał ogromny różowy napis "Do zobaczenia, Keisse!" i kilka kolorowych balonów i serpentyn.
Byłem coraz bardziej poddenerwowany nieobecnością Marty. Początkowo zacząłem się złościć, że zostawiła nas z tym wszystkim samych, a wiadomo, że czterech facetów w kuchni równa się jedna wielka bomba atomowa, ale później złość ustępowała zmartwieniu. A jeśli coś złego jej się stało? Wyszła taka naburmuszona i pewnie nawet nie patrzyła pod nogi. Nie darowałbym sobie, gdyby stała jej się krzywda, więc postanowiłem, że jeżeli do pół godziny nie wróci, pójdę jej szukać, chociażbym miał wylądował w Warszawie.
- Myślicie, że jej się spodoba? - zapytał uradowany Gustav na widok różnobarwnego pokoju, zacierając ręce z dumy. Aż mu się oczy świeciły, gdy patrzył na to, co nasze ręce stworzyły, by odpowiednio pożegnać przyjaciółkę.
- Raczej nie. Keis nie lubi różowego. - Odezwał się Bill, zasiadając do stołu i zerkając na zegarek. Dochodziła osiemnasta.
- Och, w takim razie musimy to zmienić! Jeżeli Keisse nie będzie zadowolona to...
- Keisse nie przyjdzie.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy w stronę drzwi do salonu, w których teraz pojawił się Andreas. Zmarszczyłem brwi na jego słowa.
- Skąd wiesz? Rozmawiałeś z nią? - zapytałem i sam nie mogłem uwierzyć w to, że odezwałem się do niego po tak długim czasie i obietnicy jaką sobie złożyłem. Andreas spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałem coś do tej pory niespotykanego. Smutek.
- Keisse siedzi właśnie w samolocie i za dziesięć minut odlatuje.
Chłopcy popatrzyli kolejno po sobie, a po ich minach było widać niedowierzanie. Przecież Keisse nie wyleciałaby bez pożegnania.
- Co ty pieprzysz, Andre?
- Jak to odlatuje za dziesięć minut?
- Czy coś się stało?
Słychać było ciągłe pytania i przekrzykiwanie się nawzajem. To niemożliwe. Jak ona mogłaby nam to zrobić? Marta i Siena na pewno nie darowałyby jej takiego cichego wyjazdu, a Bill... Siedział teraz w milczeniu na krześle i nie słuchał już nawet zdziwionych głosów Georga i Gustava. Miałem wrażenie, że ma ochotę rozpłakać się jak małe dziecko, ale nie mógł tego zrobić przy nas wszystkich. Jedynie Papi siedzący u Gustava na kolanach zaczął pochlipywać cichutko i mówić jak bardzo żałuje tego, że nie ma z nim jego ukochanej cioci. Żal mi się zrobiło obydwóch.
- Powiedziała, że na swój sposób pożegnała się już z każdym, a ta impreza niech trwa do samego końca, bo jej obecność niewiele by tutaj zmieniła, a jedynie wpadlibyśmy w melancholijne nastroje, czego wolała uniknąć.
- Ale to wszystko miało być dla niej - jęknął Georg, lecz po chwili rzucił się, aby skonsumować kawałek ciasta. Chyba nie przeszkadzało mu to, że zje porcję Bielschowsky.
- Ty, Andreas, zapewne odpowiednio się z nią pożegnałeś - Warknąłem w stronę blondyna o za długich spodniach, który zignorował moje słowa. Dostałem za to kuksańca w bok od Billa, słysząc ciche "Daj spokój, Tom". Dobrze jednak wiedziałem, że bardzo go to boli, ale stara się zachować twarz.
Zachowanie Keisse nie zdziwiło mnie. Wiedziałem, że ta dziewczyna jest skomplikowana i jedyne, co w niej było pewne to to, że nic nie było. Miała różne dziwne pomysły i zawsze nas czymś potrafiła zaskoczyć, także tym razem. Nie miałem jej tego za złe. Miała rację, że z każdym z nas odpowiednio się pożegnała, chociaż ostatnimi dniami unikała ludzi. Przez wyjazdem jednak zdążyła spotkać się z każdym z nas i zapewne uprzednio dokładnie to wszystko zaplanowała.
Już jej nie było. Pomimo tylu kłótni i upierdliwości czułem, że będzie mi jej cholernie brakować.
***
- Myślisz, że dobrze zrobiła?
Głos Sieny zaginął gdzieś w pustce, a ona sama bardziej podkurczyła nogi, obejmując się ramionami. Jej ciało pokryła gęsia skórka. Zerknęła teraz na Martę, która z przymrużonymi powiekami nuciła jakąś piosenkę.
Marta uwielbiała tu przychodzić. Wierzyła, że to miejsce ma jakąś specjalną moc i dar, dzięki któremu potrafiła zapomnieć o tym, co złe. To tutaj po raz pierwszy pocałowała Toma i to tutaj usłyszała pierwsze "kocham cię" z jego cudownych ust. Mogła siedzieć na trawie godzinami, wpatrywać się w idealnie gładką taflę jeziora i słuchać ciszy. O ile ludzie zakochują się w wielkich miastach i metropoliach, ona kochała właśnie tę małą, odległą łączkę, o której mało kto wiedział. To była jej druga miłość. Ta miłość, która nie mogła jej skrzywdzić, a jedynie dać odrobinę spokoju i wytchnienia.
- To była jej decyzja. Nie nam ją oceniać. - Odpowiedziała Marta i zaśmiała się cicho, widząc jak Siena cały czas drapie się, zrzuca z siebie bliżej nieokreślone owady i klepie komary.
- Och, no co? - odparła dziewczyna, udając oburzoną, lecz zaraz później wybuchnęła głośnym śmiechem - Przyprowadziłaś mnie tutaj to teraz chociaż pomóż te robaki ze mnie zdjąć.
- Czy to był pająk?
- GDZIE?! - Siena w okamgnieniu wstała na równe nogi, otrzepując się cała, lecz widząc jak Marta się z niej nabija, zaraz usadowiła się z powrotem na trawę, dając przyjaciółce kuksańca w bok.
- To bolało!
- Bo miało!
Zaśmiały się obie i po chwilę znowu zamilkły. Marta wzięła głęboki oddech.
- Po co właściwie tutaj jesteśmy? - zapytała nagle Siena, rozglądając się dookoła i upewniając, że w promieniu kilkuset metrów nie ma żywej duszy, która mogłaby ją od tyłu zajść z siekierą. Odetchnęła z ulgą.
- Niech Tom się trochę pomartwi. W końcu nie codziennie słyszy się od swojego chłopaka, że jest się suką.
- To trochę dziecinne z twojej strony, że uciekasz od problemów zamiast je rozwiązywać.
- Tak uważasz? - Marta spojrzała na przyjaciółkę z triumfalnym wzrokiem mówiącym coś w rodzaju: "Co ty nie powiesz?", na co Siena przytaknęła zdecydowanie głową.
- Czekasz aż on przyjdzie i przeprosi - zaczęła powoli i niepewnie - A w rzeczywistości to wcale nie jest jego wina. Powinnaś mu odpuścić ten wywiad. Jego to męczy. Stara się ciebie chronić, a ty mu to utrudniasz.
- Chronić? - prychnęła Marta, czując narastającą panikę i zdenerwowanie. Czuła złość, że Siena kompletnie jej nie rozumie, a ponadto jeszcze broni Toma. Dziwnie było jej słuchać innych słów niż te, które potwierdzają za każdym razem jej słowa. - Przez to, że pokazuje się ze mną w miejscach publicznych, a potem zaprzecza, że coś nas łączy? To nazywasz ochroną? W takim razie od dziś najdalej gdzie z nim wyjdę to do łazienki na piętrze, żeby nas paparazzi nie przyłapali. Jeżeli decyduje się mnie pokazać mediom, bo tak jest, skoro chodzi ze mną po mieście za rękę, to niech przynajmniej ma odwagę się przyznać, że jesteśmy razem. - Wyrzuciła wszystko na jedynym wdechu, aż poczerwieniała po czubek nosa. Chwilę później westchnęła głęboko i kiedy emocje jej opadły, oparła głowę o ramię przyjaciółki. - Bill taki nie jest, prawda? - zapytała półgłosem, chociaż nie do końca wiedziała czy to pytanie było na miejscu czy nie. Wiedziała, że odpowiedź na pewno nie poprawi jej paskudnego humoru. - Właściwie to jaki on jest, gdy jesteście razem?
Dziewczyny wymieniły spojrzenia, po czym Siena przymknęła powieki i rozmarzonym głosem odparła:
- Jest taki... Wrażliwy, czuły, delikatny...
- Wrażliwy? Czuły? Delikatny? Weź sprawdź, bo może to nie jest facet.
- Nie powiesz mi, że Tom jest inny.
Marta zamilkła, nieznacznie wzruszając ramionami. Wyobraziła sobie swojego chłopaka i od razu wiedziała, że Siena ma cholerną rację. Och, przecież Tom jest dokładnie taki sam jak jego bliźniak: wrażliwy, czuły, delikatny. Ma też cięty język, ale to inna kwestia. Jedną jedyną cechą, której w nim nienawidziła była niepewność. I tutaj nie chodzi o niepewność samego Toma, ale niepewność co do niego, jego czynów i zachowań. Nie potrafiła jednak przekonać siebie samej, że to jest cecha, którą z nim współdzieli i odrzucała tę myśl za każdym razem, gdy znów pojawiała się w jej głowie.
- Tom jest... Znasz go... On jest... - zawahała się przez chwilę - Kocha mnie.
Siena zadumała się, kiwając ze zrozumieniem głową. Zerknęła na taflę jeziora, którą teraz oświetlały ostatnie promienie słońca wynurzającego się zza chmur. Zbliżał się piękny zachód i chociaż ona nie przepadała za takimi chwilami, musiała przyznać, że tutaj było wyjątkowo. Jej oczy wyrażały ogromny zachwyt dla tego miejsca i wcale nie dziwiła się, dlaczego Marta kocha tutaj przychodzić i co sprawia, że bywa tutaj tak często.
Pomyślała o Billu i o tym, co właściwie do niego czuje. Była w stu procentach pewna, że to miłość i że kocha go ponad życie. Wciąż nie mogła darować sobie tego, że kiedyś go zostawiła i odeszła, ale ludzie się zmieniają. Czasami potrzebują czasu, aby od całego zgiełku i zamieszania odetchnąć i odpocząć i aby przemyśleć wszystko. Ona podjęła ten krok, ale w głębi siebie czuła, że nie był on do końca poprawny, bo przez jej czyny Bill stracił do niej część zaufania. Czuła, że dalej ją kocha, chociaż jej tego nie mówi, ale przeczuwała także, że Keisse także nie jest mu obojętna.
- Wiesz, że kiedy powiedziałam Tomowi o Papim, wystraszył się i uciekł? - zagaiła nagle Marta, bawiąc się źdźbłem trawy - Myślałam, że to już koniec.
- Serio?
- Dlatego trochę się go obawiam. Boję się, że pewnego dnia przyjdzie i powie, że nie ma ochoty bawić się dłużej w tatusia.
- Postaraj się go zrozumieć. - Odparła Siena, kładąc rękę na lśniących blond włosach dziewczyny i delikatnie je przeczesała. - Niecodziennie człowiek dowiaduje się takich rzeczy. W dodatku to przecież Tom. Wcześniej jego życie wyglądało inaczej: imprezy, alkohol, dziewczyny na jedną noc. Wiesz jakie to było denerwujące, gdy wracał do domu o piątej nad ranem i trzaskał każdymi możliwymi drzwiami? Albo gdy codziennie przyprowadzał którąś z kolei Lolitę? Myślałam, że Simone krew zaleje, gdy każdego dnia widziała w swoim domu inną twarz, a co więcej nawet Tom mylił ich imiona, bo ciężko było zapamiętać. No i pojawiłaś się ty, a on oszalał po prostu. Mówił tylko o tobie, cały czas tylko Marta, Marta, Marta... To też było wkurzające - zaśmiała się cicho w rękaw bluzy - Wywróciłaś jego życie do góry nogami tak nagle i niespodziewanie, a potem jeszcze taka niespodzianka, że masz dziecko! Nie tylko on by się wystraszył.
- Patryk był zachwycony... - szepnęła Marta bardziej do siebie, lecz nie uszło to uwadze Sieny.
- Patryk był ojcem Papiego. Byliście razem od dłuższego czasu, więc wiedział czego może się spodziewać. Toma postawiłaś przed faktem dokonanym. Toma! Człowieka, który nie ma pojęcia o dzieciach!
- Chodzą razem na spacery, dużo rozmawiają, bawią się, czasami gotują, chociaż nie bardzo im to wychodzi. - Marta uniosła w górę kąciki ust, wyobrażając sobie wymienione sytuacje.
- Widzisz? Gdyby Tom nie kochał ciebie i Papiego nie robiłby tego wszystkiego. Poza tym znasz kogoś kto potrafiłby się oprzeć temu maluchowi?
- Ma to po swoim tacie. - Blondynka zmrużyła oczy, a na jej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech.
- Nie wątpię, ale dużo ma też po tobie, Marta - Siena spojrzała głęboko w niebieskie bezdenne ślepia, dokładnie te same, które miał mały chłopczyk, a których błękit wydawał się aż nierzeczywisty. - Was nie da się nie kochać.
Posłała jej ciepły uśmiech, a Marta odwzajemniła go i mocno objęła przyjaciółkę. Czasami tylko tego jej było trzeba.
Przyjaźń nie potępia w chwilach trudnych. Nie odpowiada zimnym rozumowaniem: "Gdybyś postąpił w ten czy tamten sposób". Otwiera szeroko ramiona i mówi: "Nie pragnę wiedzieć. Nie oceniam. Tutaj jest serce, gdzie możesz spocząć."
***
[John Lennon - Can you feel the love tonight] http://www.youtube.com/watch?v=fTtgVSxfr5M
Czasami miałem wrażenie, że wszystko za szybko się dzieje. Zdecydowanie za szybko.
Po bliżej nieokreślonym czasie pocieszania Papiego, że ciocia Keisse niedługi do nas wróci, postanowiłem znaleźć Martę. Pytałem wszystkich, czy ją widzieli lub czy wiedzą gdzie jest, ale wszyscy zaprzeczali. Wtedy zdałem sobie sprawę, że mogła być tylko w jednym miejscu, a kiedy do domu wróciła Siena i potwierdziła moje przypuszczenia, czym prędzej udałem się nad jezioro.
Słońce już powoli chowało się za horyzontem. Z dnia na dzień robiło to coraz szybciej, dając tym samym znać, że wielkimi krokami zbliża się koniec października.
Martę dostrzegłem już z daleka. Nie dało się nie zauważyć jej błyszczących włosów, które delikatnie rozwiewał wiatr. Siedziała sama na brzegu jeziora z podkurczonymi nogami i puszczała kaczki do wody. Słysząc moje kroki, szybko odwróciła twarz w moją stronę. Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą, lecz jej oczy nie były już takie zimne i smutne jak wcześniej. Uśmiechnęła się blado do mnie, a automatycznie poczułem jak oblewa mnie fala przyjemnego gorąca. Marta była po prostu niewymownie piękna. I co najważniejsze - była moja. Czy warto było zatem poświęcać coś tak pięknego dla zwykłej, głupiej kłótni i zwycięstwa? Nie mogłem oceniać jej wyborów bez poznania jej powodów.
- Cześć. - Szepnąłem cicho, przysiadając obok niej i wziąłem do ręki kamyk, by razem z nią puszczać kaczki. Wrzuciłem go do wody, pozwalając, aby poleciał daleko przed siebie, odbijając się od tafli jeziora.
- Cześć. - Odparła równie cicho i niepewnie jak ja.
- Czemu szepczemy?
- Nie wiem.
- Wiedziałem, że tutaj będziesz. - Zagaiłem po chwili ciszy - Nie tak łatwo się przede mną ukryć.
- I właśnie to mnie przeraża, Tom. - Wydawało mi się, że się zaśmiała. Uśmiechnąłem się lekko i wbiłem wzrok w ziemię, serce biło mi jak młotem. Człowiek kocha albo nie kocha. Żadna siła na świecie nie ma na to wpływu. Możemy udawać, że nie kochamy. Możemy przywyknąć do drugiej osoby. Możemy przeżyć całe życie w przyjaźni i wzajemnym zrozumieniu, założyć rodzinę, kochać się każdej nocy i każdej nocy mieć orgazm, a mimo to czuć wokół żałosną pustkę, wiedzieć, że czegoś ważnego brakuje. Dlatego tak ważne było dla mnie, aby ona była szczęśliwa i aby to ona mnie kochała. Bo to, że ja darzyłem ją właśnie tym uczuciem nie podlegało dyskusji. Czy już pora zaczynać?
- Martuś, ja... Ten wywiad... To wszystko...
- Nie mówmy o tym, to już nieważne. - Odparła szybko, przerywając mi. Zerknąłem na nią szybko, marszcząc brwi i wszystkie troski odpłynęły jak ręką odjął. Patrzyła na mnie ciepło, z uczuciem, którego nie da się porównać z żadnym innym. Wiedziałem, co ten wzrok chce mi powiedzieć i poczułem, że moje serce topnieje niczym ser na gorącym toście. - Odwróć się, przytulę cię.
Resztę wieczoru przeleżeliśmy na zimnej trawie, ale nam było ciepło. Przy Marcie zawsze było mi ciepło. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się jak idioci z najgłupszych rzeczy. A później... Później chwyciłem jej delikatną dłoń i poprosiłem do tańca. Zgodziła się bez krzty zawahania. Marta uwielbiała tańczyć. Nie miało dla nas znaczenia to, że nie ma muzyki. Cisza i odgłosy świerszczy były dla nas czymś jeszcze piękniejszym. Pozwoliłem wtulić jej się w moje ramiona, a sam mocno ściskałem jej drobne ciało jakbym bał się, że odejdzie. Jej zapach przywracał mnie o przyjemne zawroty głowy, pragnąłem czuć tę woń jeszcze bardziej, więc wściubiłem nos w jej ramię.
Czy czujesz miłość tego wieczoru?
Ona jest tam gdzie my.
- Będę twoim Patrickiem Swayze. - Szepnąłem radośnie wprost do jej ucha. I chociaż nie widziałem jej twarzy, dałbym głowę, że się uśmiechnęła.
- Nie chcę, żebyś nim był. Bądź moim Tomem Kaulitzem.
Uchwyciłem w dłonie jej brodę i złożyłem na ustach mocny pocałunek.
- Zawsze nim jestem.
- Bądź tylko moim.
- Zawsze jestem...
W tej chwili jest 6.470.818.671 ludzi na świecie. Niektórzy z nich uciekają przestraszeni. Niektórzy wracają do domu. Niektórzy mówią kłamstwa, aby przetrwać dzień. Inni po prostu spoglądają prawdzie w twarz. Niektórzy są złymi ludźmi, w walce z dobrem, a niektórzy dobrzy walczą ze złem. Sześć miliardów ludzi na świecie. Sześć miliardów dusz. A czasami wszystkim, czego pragniesz... jest jedna.
***
Tydzień później
Cały tydzień Bill chodził jak na szpilkach. Każdy możliwy telefon odbierał w ułamku sekundy, ale nie słysząc tego konkretnego głosu w aparacie, jego zapał szybko gasł. To było nie do pomyślenia, że Keisse nie dała znaku życia od kiedy wyjechała. Nigdy się tak nie zachowywała. Nigdy. Kaulitz w końcu stwierdził, że jeśli jakimś cudem zobaczy jej imię na wyświetlaczu swojej komórki to odbierze ją tylko po to, aby porządnie ochrzanić tę niewychowaną dziewuchę. Bo jak mogła nie dzwonić tyle czasu? Od zmysłów prawie odchodził. W głowie miał przeróżne wersje wydarzeń: a to, że samolot się rozbił albo że ktoś ja napadł i wyczyścił z organów, żeby potem sprzedać na czarnym rynku. Jej serce by mu chociaż oddali, zapłaciłby za nie miliony! Dobrze wiedział jednak, że każda z tych wersji jest raczej mało prawdopodobna.
Wiele razy zastanawiał się, co by jej powiedział. Był przekonany, że naturalnie wykrzyczy jej do słuchawki jak paskudnie się zachowała, wyjeżdżając bez słowa, ale z drugiej strony sam nie wiedział do końca czy rzeczywiście chce, żeby zadzwoniła. Ona miała tam swoje, zupełnie inne życie, on miał swoje. Ze swoją ukochaną przy boku. Skoro Keisse zdecydowała się wyjechać to zapewne tak miało być.
Zeskoczył pospiesznie z łóżka, zerknął po raz ostatni do lustra i spojrzał na zegarek. No tak, był juć poważnie spóźniony. Siena zapewne stała już pod szkołą, trzepiąc się z zimna. Wyobraził ją sobie z tym cienkim, granatowym sweterku, który tak uwielbiała nosić i nosem schowanym głęboko w ogromnym szalu. Zastanawiał go fakt, po co nosi szal, a nie ubierze kurtki? Potem stoi jak mała biedna dziewczynka, szczękając zębami, a co drugi przechodzień pyta ją, czy dobrze się czuje i czy może nie ma gorączki albo innego paskudztwa. A ona po prostu stoi i czeka na swojego chłopaka, który miał być po nią już pół godziny temu!
Bill zdążył jeszcze usłyszeć jak do mieszkania wpada poranna poczta i chwytając w biegu kilka listów, wrzucił je do torby. Czym prędzej wyszedł z domu, przeklinając siarczyście na swoją nieuwagę. Z daleka otworzył już samochód, wrzucając do środka kilka potrzebnych rzeczy i dostrzegłszy małą blondyneczkę na ganku przeciwnego domu pomachał radośnie swojej siostrze, która z ogromnym uśmiechem na twarzy energicznie zaczęła mu odmachiwać. Nie do końca zaakceptował fakt, że Lily to jego siostra, ale cóż mógł zrobić? Przecież to nie była jej wina, że ich wspólny ojciec zachował się tak jak się zachował, a mała była tak słodka i urocza, że nie dało się jej oprzeć.
Odpalił samochód i naciskając coraz mocniej pedał gazu wyjechał z Loitsche, przy okazji chwytając kubek ze Starbucks, który stał obok niego z wczorajszą latte. Upił łyk kawy i słysząc w radiu, że właśnie wybiła piętnasta przyspieszył. Wyprzedzał samochód za samochodem, dopóki nie usłyszał, że właśnie dzwoni jego telefon. Wziął głęboki oddech gotów na konfrontację ze Sieną, która zapewne zaraz zjedzie go z góry do dołu, krzycząc, że "co on sobie wyobraża do cholery?!" Zerknął szybko na wyświetlacz, ale to co zobaczył sprawiło, że zachłysnął się popijaną właśnie kawą i rozlał ją na świeżo wyprane spodnie. Zaklął na głos, a kiedy samochód za nim dał mu wyraźnie do zrozumienia, że zjeżdża na lewy pas szybko odbił z powrotem. Nacisnął zieloną słuchawkę i włączył głośnomówiący.
- Coś ty narobiła, Bielschowsky? - pokręcił głową z dezaprobatą, a serce zabiło mu szalenie szybko. Nie spodziewał się, że akurat zadzwoni. Myślał co prawda o jakimś miesiącu czy dwóch...
- Musiałam. - Usłyszał cichutki głosik pełen wyrzutów sumienia.
- Musiałaś wylać mi kawę na spodnie?
- Co? Jaką kawę? - Keisse wyraźnie się zdezorientowała, ale Bill tylko się zaśmiał.
- Właśnie polałem sobie spodnie, kiedy zobaczyłem, że dzwonisz. Tylko ty tak na mnie działasz.
- Och, sprawiam, że się moczysz? - po samochodzie rozległ się głośny śmiech dziewczyny. Bill sam uśmiechnął się z satysfakcją, że jeszcze potrafi ją rozśmieszyć.
Kamień spadł mu z serca, kiedy zadzwoniła. Zwolnił nawet nogę z gazu, bo przecież nie spieszyło mu się tak jak wcześniej, a czekająca Siena mogła poczekać chwilę dłużej. Stracił całe zainteresowanie czasem i ściszył muzykę w radiu, skupiając się na długo wyczekiwanej rozmowie zza oceanu.
- Dobra, już dosyć. - Przerwał śmiech dziewczyny i przybrał poważny ton, marszcząc brwi. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się prawdy. - Keisse, dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego wyjechałaś bez pożegnania? Jeżeli podasz mi jeden konkretny powód to nie skopię ci dupy jak wrócisz.
- Nie potrafiłabym...
- Czego byś nie potrafiła? - zmarszczył brwi jeszcze bardziej, przygryzając wargi.
- Dotrzymać słowa danego Tomowi.
- O czym ty mówisz? - podniósł głos. Kompletnie nie wiedział, co ma na myśli. Poczuł ukłucie zazdrości, kiedy usłyszał, że obiecała coś jego bratu. Jego bratu, nie jemu!
- Nieważne, nie zrozumiesz. - Odparła szybko, zmieniając nagle temat. Wiedział, że ta sprawa jednak będzie go niepokoiła dłużej, ale wolał nie zawracać sobie teraz tym głowy - Jak tutaj jest zaaaajebiście! Ludzie są tacy mili, słońce praży od kiedy tylko wyszłam z samolotu, a i kupiłam sobie boskie szpilki na lotnisku! Są cudne!
- Ty i szpilki? W takim razie nie skopię ci dupy, bo zanim tu dotrzesz to się zabijesz. - Zachichotał Kaulitz ze swojego żartu - Jak brat?
- Nie widziałam go kupę lat. Przystojny jak cholera, pracuje w marketingu i ma żonę i córkę, wyobrażasz to sobie?! Nic mi nie powiedział! - oczami wyobraźni widział Keisse przemierzającą amerykańskie uliczki i gestykulującą ile sił, wydało mu się to nawet zabawne. Swoją drogą zastanawiał się czy z jej charakterkiem i łatwością nawiązywania kontaktów już kogoś poznała.
- Mhm.
- Widzę, że nie bardzo cię to interesuje. - Skwitowała dziewczyna, lecz w jej głosie nie było słychać żadnej urazy. - No, dobrze, już nieważne. Opowiadaj, co tam u ciebie. Oświadczyłeś się już?
- Ach, nie. Jeszcze nie, ale to na dniach. - Odparł i ucichł. Po chwili dodał niepewnie - Tak tutaj nudno i pusto... Bez ciebie.
- Och jasne! Beze mnie zawsze się nudzicie, palanty.
- I nie ma z kim się kłócić
- Zawsze możemy telefonicznie.
- To nie to samo. - Machnął ręką Bill. Powoli zbliżał się do szkoły Sieny - Nie zobaczę jak ci brwi skaczą, gdy się denerwujesz. - Na chwilę zapadła głucha cisza po obu stronach. - No co? Zawsze ci skaczą.
- Nigdy mi tego nie mówiłeś. - Keisse nagle spoważniała.
- Wielu rzeczy ci nie mówiłem, które w tobie lubię.
- Na przykład?
- Na przykład, gdy się cieszysz to tak śmiesznie przekładasz nogi albo podoba mi się to, że wyciągasz orzechy z czekolady Nussbeisser. Może nie wiesz, ale Andreas ostatnio myślał, że to zwykłe orzeszki i wszystkie zjadł. Dopiero potem powiedziałem mu, że to te wylizane przez ciebie.
- Ohyda! - krzyknęła dziewczyna, śmiejąc się na cały głos aparatu. Przypomniała sobie blondyna, z którym wiele ją łączyło. Jeżeli oczywiście seks to coś wielkiego. Na jej twarz wpłynął uśmiech, bo skoro Bill jest w stanie rozmawiać z nią o Andreasie to znaczy, że wszystko między nimi w porządku i sprawę można uznać za zakończoną - Jak on się trzyma?
- Nie rozmawiałaś z nim? - zdziwił się Bill, wytrzeszczając oczy. Był przekonany, że rozmawiała z Andreasem zaraz po przylocie do Stanów.
- Jesteś pierwszą osobą, z którą rozmawiam odkąd tu przyjechałam.
- Mam się czuć zaszczycony? - zapytał, uśmiechając się szelmowsko i z ogromną satysfakcją - Poczekaj, pójdę skoczyć z mostu nad Łabą, bo podobno najlepiej jest umrzeć, gdy się jest bardzo szczęśliwym.
Bill zatrzymał samochód pod szkołą, lecz nie dostrzegł nigdzie swojej dziewczyny. Czyżby się obraziła i poszła na autobus? Nie było to teraz jego największym zmartwieniem, lecz mimochodem rozglądnął się dookoła. Nie chciał, żeby Siena była świadkiem ich rozmowy.
- A ty... jesteś szczęśliwa? - zdążył zapytać tylko, kiedy na horyzoncie pojawiła się szczupła szatynka w granatowym swetrze i ogromnym szalu na szyi. Wychodziła właśnie z budynku szkoły otoczona grupką dziewczyn, ale nie wydawała się wściekła. Rozmawiała i śmiała się perliście do koleżanek i kolegów. Bill poczuł się odrobinę winny, że nie jest w ogóle zazdrosny o jej kontakty ze znajomymi, a konkretnie o ich męską część. - Siena idzie, muszę kończyć, Keis.
- Bill? - Keisse zatrzymała go jeszcze przed rozłączeniem się.
- Tak?
- Obiecaj mi, że nigdy nie zapomnimy kim dla siebie jesteśmy. Ile razem przeżyliśmy i ile jeszcze przejdziemy. Obiecaj mi, że będziemy zawsze i nie będziemy musieli przypominać sobie, że powinniśmy być. Obiecaj mi, że za miesiąc, pół roku czy dwa lata z takim samym zapałem będziemy planować swoje życie. Obiecaj mi, że będąc na drugim końcu świata nie będę musiała zastanawiać się, co w tym momencie robisz, bo właśnie będziemy kolejną godzinę gadać przez telefon. Obiecaj mi, że nigdy nie będę musiała płakać podczas oglądania naszych wspólnych zdjęć. Obiecaj mi, że nie muszę się niczego obawiać. Obiecaj mi, proszę. Bill?
Bill otworzył ze zdumienia usta. Z jednej strony obserwował zbliżającą się Sienę, ale w rzeczywistości nawet jej nie widział. Przed oczami miał zupełnie inny obraz. Obraz ciemnowłosej dziewczyny, z którą maluje ściany w pokoju i słucha The Beach Boys. Oczy zaszły mu mgłą na wspomnienie tamtej chwili. To był taki piękny dzień, taki piękny czas z nią spędzony. To był... najpiękniejszy dzień w jego życiu. Niby zwykły, nic nieznaczący, a jednak dla niego to było coś więcej. A teraz nie było jej przy nim i właśnie go prosiła, aby nie zapomniał. Jednego był pewien: nigdy, nigdy, nigdy tego nie zapomni.
- Obiecuję.
- Zawsze będziesz najwspanialszą rzeczą, jaka mnie kiedykolwiek spotkała w życiu. Jesteś zbyt ślepy, żeby zauważyć, że jestem jedyną kobietą, która nigdy nie przejdzie obok ciebie obojętnie. Dobranoc, Dziubasie.
Wyłączyła się, a on jeszcze przez dłuższy czas trzymał w ręce telefon. Oderwał się od swoich myśli dopiero, kiedy na siedzeniu obok usiadła Siena i nachyliła się, aby złożyć na jego ustach pocałunek.