1. Świątynia marzeń zmieniła swój bieg. Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni.



- Jaki jest twój ulubiony kolor? Czy jesteś zabobonny? Co uważasz za sens swojego życia? Hmm…- czytał Bill, zatopiony w jakimś beznadziejnym magazynie. Wędrował wzrokiem po pytaniach testu chyba ósmy raz i nad każdym głęboko myślał - To chyba jasne, że Siena!
Siedziałem na łóżku, beznamiętnie oglądając po kolei wszystkie programy telewizyjne. Co chwilę sięgałem po garść chipsów, których paczkę trzymał Gustav. Zmęczeni po kilkumiesięcznej trasie tourbusem wracaliśmy do domu. W końcu. Czekałem na ten czas jak na zbawienie.
Niby nic szczególnego. Jednak myśl, że rozpoczynają się wakacje i przez całe osiem tygodni mamy spokój z koncertami, udzielaniem wywiadów i sesjami fotograficznymi cieszyła mnie niesamowicie. Wreszcie będę mógł zacząć żyć jak każdy.

Westchnąłem cicho, patrząc z politowaniem na resztę mojego zespołu. Wziąłem do ręki leżącego obok pilota i nacisnąłem guzik, by wyłączyć telewizor.
Czasami miałem dość kariery, dość tego wszystkiego, co w tej chwili zajmowało większość mojego życia. Chciałem to wszystko zakończyć, ale Bill zawsze powtarzał mi, że za daleko doszliśmy, by teraz to wszystko miało się zmarnować. Dla mnie nie liczyła się sława i pieniądze. Ważniejsze było to, że muzyka zaistniała w moim życiu tak wcześnie, a o tym niewątpliwie marzyłem od zawsze, ale po jakimś czasie zacząłem tęsknić za tą szarą rzyczywistością. Czasami chciałem po prostu urwać się od codziennego pośpiechu i chociaż raz odetchnąć świeżym powietrzem, do którego dostęp zabierała mi popularność. Pragnąłem, by przynajmniej przez ułamek sekundy poczuć się sobą, Tomem Kaulitzem, jako zwykłym nastolatkiem z masą problemów na głowie. Moje drugie ja, czyli wielka gwiazda show biznesu, gitarzysta znanego zespołu, wielki podrywacz i idealny imprezowy chłopak, to wszystko mnie już przerastało. Każdy medal ma dwie strony, a ja w tej chwili pragnąłem odnaleźć tę, która uciekła kilka lat temu i zabrała mi to, co nawet najsłabszy człowiek powinien mieć. Zabrała mi wolność.

- A ty Tom? - dopiero teraz usłyszałem głos bliźniaka i uniosłem w górę wzrok - Co jest twoim sensem życia?
Przegryzłem lekko dolną wargę, udając zamyślonego.
- To jasne: seks, piwo, mój Gibson…- wyliczałem na palcach, perfidnie się uśmiechając. Georg wybuchnął głośnym śmiechem, a Bill prychnął cicho pod nosem.
- Jak zawsze głupio sobie żartujesz - skwitował i uderzył w ramię chichotającego basistę.- Dorośnij wreszcie.

Dorośnij.
Czy mając osiemnaście lat nie jestem jeszcze dorosły? Niedojrzały? Komu jak komu, ale Billowi chyba ni było ciężko to zrozumieć.

- A gdzie jedziecie na wakacje? - rozmarzył się Georg, przymykając powieki i tym samy zmieniając temat naszej dyskusji. - Mama zaplanowała kolejny wyjazd na Majorkę. Już się nie mogę doczekać!
- Do Austrii. Mam tam dziadków. - Mruknął niechętnie Gustav, wynurzając swoją blond czuprynę spod okładki książki o wilkołakach.- Czyli kolejne wakacje spędzone na łowieniu ryb, słuchając opowieści o tym, czego dziadek nie robił w czterdziestym drugim roku.
- Wy przynajmniej będziecie poza krajem. - Zauważyłem z nutką żalu w głosie, sprowadzając na siebie spojrzenia chłopaków - A my jak zawsze będziemy się nudzić w Loitsche.
- O nie, nie, nie, braciszku!- zaprzeczył Bill, sięgając po coś do swojej torby. Po sekundzie wyciągnął z niej zdjęcie ładnej zielonookiej blondynki.- Ja i Siena zaplanowaliśmy sobie wypad pod namioty do Oberhausen. - Wyszczerzył się dumnie brat, a mnie w jednej chwili ogarnęło dziwne, niespotkane dotąd uczucie.
Zawsze każdy dzień spędzaliśmy wspólnie. Razem z Andreasem włóczyliśmy się po centrum handlowym, organizowaliśmy wyprawy nad jezioro i do skateparku, a dziś? Moje miejsce zajmuje dziewczyna. Dziewczyna mojego brata.
Siena miała zielone kocie oczy, w których zawsze widziałem mnóstwo czułości. Pomimo, że nie była w moim typie, lubiłem ją. Miała poczucie humoru i każdy marny błąd obracała w żart. Od kiedy ta dwójka była razem w związku czułem się jak piąte koło u wozu.
Czyżbym był zazdrosny o własnego brata i jego niedawno spotkane szczęście? Bzdura. Cieszyłem się, kiedy on się cieszył. Rozpaczałem, kiedy on rozpaczał. Co do siebie nie pasowało?
- Jak to?- spytałem zdziwiony - Przecież mieliśmy co wieczór chodzić do klubu z Andreasem?
- I polować na panny? Przykro mi, ale ja już swoją znalazłem i nie zamierzam rozglądać się za inną. Ty też powinieneś sobie kogoś znaleźć.
Po raz drugi w busie rozniósł się niekontrolowany śmiech. Tym razem w wykonaniu Georga i Gustava.
Zmierzyłem Billa morderczym spojrzeniem i wtedy coś we mnie drgnęło.

Zauważyłem to dość niedawno. Brakowało mi czegoś. Czegoś? A może raczej kogoś? Doskwierała mi naga samotność.
Tak, bo One-Night-Stand’y mnie już nie bawiły. Kiedyś zabawiałem się każdą napotkaną laską, napaloną fanką dla przyjemności. Myślałem, że w życiu liczy się tylko zabawa. Nie doceniałem żadnej z nich i nie miałem pojęcia jak bardzo ranię te wszystkie dziewczyny, bo przeze mnie każda z nich czuła się kimś wyjątkowym, szkoda tylko, że na godzinę.
Teraz nie mogłem znaleźć w sobie siły. Tej, która wszystko by poukładała, doprowadziła do porządku. Która walczyłaby z moim smutkiem, brakiem siły i negatywnymi emocjami.

Chciałem się zakochać.

Tak na poważnie.

Co się stało z tym beztroskim młodzieńcem, fanatykiem gitary, dobrego rocka i ostrego seksu? Czar prysł.
Świątynia marzeń zmieniła swój bieg, obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni.