dla mojej M. <3
non omnis moriar.
__________________________
Nie możesz się wypalić, iskra nie jest zastąpiona przez kolejną iskrę. Beznadziejny nie zmienia się całkowicie, jeszcze nie teraz i nie we wszystkim. Nie pozwól zaniknąć duchowi walki w twej duszy, w samotnym przygnębieniu życia, na jakie zasłużyłeś i będąc nie do osiągnięcia. Świat, jakiego pragniesz jest możliwy do osiągnięcia. On istnieje… Jest prawdziwy… To jest możliwe… Jest twój.*
Czasami narzekał na życie jak nikt inny. Bo fanki nie dają mu spokoju, bo Tom się o coś czepia, bo Siena z nim zerwała, bo po kilku latach ciszy wrócił ojciec… Mógłby wymieniać tysiące innych powodów, aby uzasadnić swój melancholijny nastrój. Jednak nie teraz. Po wysłuchaniu Keisse, spojrzał na świat z zupełnie innej perspektywy. Wcale nie miał tak źle w przeciwieństwie do innych ludzi. Mógłby bez wahania powiedzieć, że jego życie jest niemal idealne.
Fanki? Nie każdy jest tym szczęściarzem i je ma. Niektórzy starają się całe życie, by zostali zauważeni. On wystarczy, że pójdzie do sklepu, a zaraz zbiegnie się tłum osób, które go uwielbiają i dla których to właśnie on jest sensem życia. Powinien być z siebie dumny, że ludzie uważają go za kogoś wielkiego.
Tom? Czasem potrafi się przyczepić do najmniejszej pierdoły, ale w gruncie rzeczy taki brat bliźniak to prawdziwy dar od życia. Jest jak druga część jego duszy, zawsze go zrozumie, wesprze, porozmawia. A czepia się dlatego, bo prawdę się o niego troszczy i chce dla niego jak najlepiej.
Siena? Może była jego prawdziwą miłością, a przynajmniej tak mu się wydawało. Wcale nie przewróciła jego życia do góry nogami. Poza tym… tego kwiata jest pół świata.
Ojciec, który wrócił po latach? Może i Bill miał do niego ogromny żal, ale co by było gdyby w ogóle się nie odezwał? Do końca życia żyliby z zupełną obojętnością o swoim istnieniu? To przecież nie miałoby sensu. Byli rodziną. Rodziną, w której pomimo braku zwykłego bytu, działo się bardzo dobrze. Nigdy nie było przemocy. Mama była jego największą przyjaciółką, a fakt, że zainteresował się nim tato powinien tylko go uszczęśliwić.
Jeśli życie jest takie ciężkie, dlaczego sprowadzamy na siebie więcej kłopotów? Co jest z tą potrzebą uderzenia w przycisk autodestrukcji? Może lubimy ból. Może jesteśmy dziwni. Bo bez niego może nie czujemy się realnie. Jak to się mówi? Dlaczego wciąż uderzam się młotkiem? Bo czuję się rewelacyjnie, kiedy przestaję.**
Jego życie w porównaniu z innymi było po prostu usłane różami.
*
- Ale czego ty chcesz, człowieku? – Marta prawie krzyknęła.
Chodziłem jak na szpilkach, oczekując Czarnego u niej w domu. Miał być tutaj już dawno i brać się za malowanie pokoju, a ten się gdzieś szlajał jak bezdomny pies. Nie chodziło mi w ogóle o wrzucenie farby na ścianę, ale o rozmowę na temat ojca. Czułem się zwyczajnie zdradzony.
- Marta, nie wiesz jak było, więc błagam cię, po prostu się nie wtrącaj! – i ja uniosłem głos. Oparłem dłonie o kafelkową ścianę i nerwowo pukałem o nią palcami. Marta w tym czasie smarowała bułki Nutellą, o co poprosił ją Patrick i zupełnie nie zgadzała się z moimi poglądami.
- Chcesz zrobić Billowi awanturę, bo pogodził się z ojcem?! Pogięło cię?!
- Ten człowiek nie ma prawa nazywać się moim ojcem! Nie odzywał się przez wieki, a teraz po prostu sobie wraca i myśli, że będziemy mu lizać, za przeproszeniem, dupę!
- Patrick jest w pokoju, ciszej trochę. – Powiedziała Marta, rzucając mi mordercze spojrzenie.
- Mam to w…! – w porę ugryzłem się w język. Byłem tak wściekły, ze zupełnie nad sobą nie panowałem. Spodziewałem się, że Marta stanie po mojej stronie, a ona jeszcze broniła Billa i mojego tatę.
W tym momencie dał się słyszeć dźwięk otwieranych drzwi, po chwili mój kochany braciszek stał w korytarzu, zaglądając do kuchni.
- Żółta czy czerwona? – wyszczerzył się, pokazując dumnie puszki z farbą.
- Bill! Musimy poważnie porozmawiać. – Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę. – Jakim prawem w ogóle… – ale zamilkłem, widząc Keisse, która miała zapuchnięte oczy i kurczowo trzymała się rękawa Czarnego.
- Ja pójdę już do pokoju. – Wysunęła delikatnie puszkę z dłoni Billa i zdejmując buty, pobiegła szybko na piętro.
- Co jej zrobiłeś?
On tylko zmierzył mnie poirytowanym wzrokiem i również rozbierając się, pognał za dziewczyną.
- O co im chodzi? – warknąłem na Bogu ducha winna Martę.
- Może gdybyś tyle nie wrzeszczał i był ogólnie troszkę milszy dla otoczenia to zwykłą rozmową dowiedziałbyś się więcej. – Prychnęła i zabierając talerz z kanapkami wyszła z kuchni. Na wychodnym rzuciła tylko:
- A w dupie to ty możesz mieć wszystkich byle nie Patricka, mnie lub Pauline. Na pewno nie w tym domu.
Stałem osłupiały, patrząc tępo na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała. To była nasza pierwsza kłótnia. Pierwszy raz, gdy podniosłem na nią głos i pierwszy raz, gdy zrobiła to ona. A ja tylko chciałem wygarnąć Billowi, co sądzę na temat kontaktów z ojcem i sądziłem, że ktoś poprze moje stanowisko, jednak tak się nie stało. Wszystko obróciło się przeciwko mnie. Czy to ja byłem temu winien?
*
- Tom ewidentnie robiąc taki ruch głową… – Bill wykonał niepełny obrót swoją łepetyną -…wskazał na żółtą. Poza tym widziałem to w jego oczach. No i wiesz, bliźniak to po prostu wyczuje.
- Wydaje mi się, że Tom nie bardzo ma tu coś do powiedzenia, biorąc pod uwagę fakt, że ten dom należy do Marty i jej rodziców. – Zauważyła Keisse, siedząc na puszce farby.
Jej oczy były ciągle jeszcze czerwone, choć już mniej obolałe. Słysząc od Billa zapewnienie, że ten będzie przy niej, od razu poczuła się lepiej. Bo jedyne, co mogła zmienić w swoim życiu to własne nastawienie do świata, ojca, ludzi. Nie mogła za to zmienić żadnej z tych rzeczy. Nie dałaby rady zmienić świata, choćby bardzo się starała. Ojca i jego zmianę na lepsze oraz rzucenie alkoholu już dawno przekreśliła grubą kreską, bo wiedziała, że to zwyczajnie niewykonalne. Tym bardziej miała trzeźwą świadomość, że nie zmieni ludzi. Mahatma Gandhi powiedział kiedyś: bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie. W tym momencie tylko to jej pozostało, a najpiękniejsza była po prostu myśl, że nie będzie z tym wszystkim sama.
Zarówno Keisse jak i Bill doszli do wniosku, że nie będą dalej ze sobą polemizować w sprawie wyboru koloru. A jako że Marta nie zjawiając się w sypialni, wyraźnie dała im wolną rękę, postanowili, że ściana będzie dwukolorowa. Lepsze to, niż codziennie budzić się i patrzyć na nieświeże wymiociny. Co z tego, że zostały one wytarte, skoro sam fakt, że to ciągle TA sama farba pobudzał żołądek na nowo.
Postanowili zatem podzielić ścianę na dwie części i każdy z nich zajął się swoją połówką. Uprzednio przebrali się w dresy i zrobili sławne czapki malarskie z gazety. Po kilkunastu minutach każdy miał już pewną część za sobą.
- Pokaż, co tam bazgrzesz – powiedziała Keisse i zerknęła na połowę Billa, po czym wybuchnęła śmiechem. Ten udawał obrażonego i kłócił się z nią na temat swojego talentu artystycznego, ale w głębi siebie cieszył się, że na jej twarzy pojawił się uśmiech i że to dzięki niemu jej oczy błyszczały.
- Kompletne beztalencie mówisz? – zapytał z uśmiechem cwaniaka – Może malować nie potrafię, ale ty na pewno nie umiesz śpiewać! – chlapnął ją żółtą farbą, która osiadła na jej włosach i twarzy. Keisse odstawiła wałek i przetarła oczy, by chwilę później zrobić to samo z czerwoną farbą w jego kierunku.
[The Beach Boys - Wouldn't it be nice]
- Wouldn’t it be nice if we were older, then we wouldn’t have to wait so long…! – zawyła przeciągle i głośno, na co tym razem Bill wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Znał tę piosenkę dosyć dobrze, a ostatnim razem słyszał ją u babci Keisse w pokoju.
- Śpiewasz jak Enrique przy goleniu! – zawołał, na co po raz kolejny otrzymał farbę na twarz. Odwdzięczył się dziewczynie tym samym. Przez chwilę jeszcze oddawali sobie kolorową mazią, uważając, aby przypadkiem nie trafiła na inną ścianę lub łóżko. Kiedy znudziła im się ta zabawa zabrali się do dalszego malowania, śpiewając razem na cały głos dalszą część piosenki.
Czasami ból stanowi tak dużą część naszego życia, że uważamy, że zawsze tak będzie. Bo nie możemy przypomnieć sobie czasów, gdy go nie było. Ale potem, pewnego dnia, czujemy coś innego. Coś miłego, bo wydaje się znajome. W tamtej chwili zdajemy sobie sprawę… że jesteśmy szczęśliwi.
Szczęście przychodzi w różnych formach. W towarzystwie dobrych przyjaciół. W tym, co czujesz, gdy spełniasz kogoś marzenia. Albo w obietnicy przyszłej pomocy. W porządku jest pozwolić sobie na szczęście. Bo nigdy nie wiesz, jak ulotne to szczęście może być.
- Bill… i co dalej ze Sieną? – zagadnęła nagle Keisse, gdy wyczerpani po śpiewaniu, kończyli już swoją pracę.
- Nie wiem. – Odparł Bill – Bardzo chcę, żeby było inaczej, ale ona daje mi do zrozumienia, że już nic nie mogę zrobić. Że to koniec. I czuję się beznadziejnie, jestem zupełnie bezsilny w tej kwestii. Nie wiem, czy warto dalej walczyć, czy zapomnieć…
- Najlepszym sposobem, żeby zapomnieć kogoś, jest znaleźć się pod kimś innym…*** – wymamrotała lekko speszona Keisse, sunąc wałkiem po ścianie.
- Jak będę potrzebował pozapominać to wiem gdzie się zgłosić. – Mrugnął do niej, nie biorąc tej uwagi jako coś obraźliwego. W jednej sekundzie zacisnął oczy i usta, gdy mokry wałek przesączony gęstą czerwoną farbą posunął po jego twarzy. Doznał okropnego szoku i tylko dlatego odskoczył do tyłu dopiero po paru sekundach. Keisse w porywie złości szybko ochlapała zamalowaną na żółto część Billa czerwoną farbą, tworząc na niej asymetryczne wzorki.
- Ale co się dzieje?! – krzyknął Bill, wycierając sobie oczy.
- Masz mnie za dziwkę! Za puszczalską szmatę!
- W życiu!
- Odwołaj to, co powiedziałeś!
- Nic nie powiedziałem!
- No już! – warknęła, grożąc mu wałkiem.
- Odwołuję! Mówią, że seks podany na tacy zazwyczaj jest złej jakości, ale nie zabronisz mi powiedzieć, że ten był wyjątkowo dobry!
Keisse jeszcze przez chwilę z wielką trudnością próbowała utrzymać całkiem poważną minę, ale wybuchnęła głośnym śmiechem rzucając się na Billa.
- Głupi dziubas.
- Głupi dziubaco?!
- Dziubas, dziubasie. Od dzisiaj, oficjalnie tak do ciebie mówię. Noo może tylko wtedy, gdy nikt nie słyszy, bo by cię wyśmiali. – Zaśmiała się, malując jego dłoń. Powoli złapała ją w swoją, by odbić na niej farbę. – Chodź… – podsunęła się do ściany i przycisnęła dłoń na żółtej połowie. Chłopak przyglądał się jej z zainteresowaniem, gdy zauważył, że złapała pędzel i zaczyna coś pisać pod spodem przycisnął dłoń tuż obok.
- Marta nas zabije… – I tak już gorzej z tą ścianą być nie może. Nic nie pobije zawartości żołądkowej Billa Kaulitza oddanej w momencie aktu seksualnego. – Wymamrotała Keis, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Dalej coś kreśliła cienkim pędzelkiem.
- Podoba ci się fakt, że się ze mną pieprzyłaś, przyznaj się – uśmiechnął się cwanie, pewien swojej wygranej pozycji.
- Oczywiście. Poszerzyłam to grono dziewczyn, hmmm?
- Wcześniej… tylko Siena.
- Oooch, biedna Siena, już nie jedyna. – Keisse ściągnęła wargi, wyrażając tym całą ironię.
- O co ci chodzi?
- Mnie? O nic. Ale ty przyznaj, że zbiłam cię z tropu, bo myślałeś, że jak głupia spłonę rumieńcem i naiwnie będę się wypierać swojego zadowolenia.
- Czemu ty musisz zawsze wszystko wiedzieć?
- Uważaj, bo jeszcze się zdziwisz.
Ostatnie dwadzieścia minut malowania upłynęło monotonnie. W ciszy, którą przerywał jedynie odgłos lepkiej farby rozprowadzanej wałkiem przez brunetkę. Bill rozsiadł się za nią wygodnie podpierając się z tyłu dłońmi i bez najmniejszych skrupułów wodził wzrokiem za jej tyłkiem.
____________________________________
*Lucas, One Tree Hill
**Meredith, Chirurdzy
***Karen, One Tree Hill