10. Nienawidzę niespodzianek.



Od czasu, kiedy Marta miała zaszczyt otrzymać mój numer telefonu lub raczej to ja miałem zaszczyt otrzymać jej, minęły dwa dni i żadne z nas nie dało znaku życia.
Co prawda po głowie chodziła mi myśl, by zadzwonić do niej, umówić się na jakieś spotkanie i porozmawiać, ale sam takiej decyzji wolałem nie podejmować. Zwróciłem się o pomoc zarówno do Billa, jak i do Andreasa, ale znając tych dwóch mogłem spodziewać sie tylko jednego – podzielonego zdania.

- Zwariowałeś?! Nie dzwoń do niej! – krzyczał przyjaciel, gestykulując rękoma. Jednak chyba zamiast ingerować w moje sprawy, wolał zajmować się grą Counter Strike. Całymi godzinami siedział przed komputerem pochłonięty w jakąś beznadziejną grę i słuchał tylko piąte przez dziesiąte, co do niego mówiłem.
- Powinieneś do niej zadzwonić. O ile powszechnie wiadomo, to chłopak musi zrobić pierwszy krok! – zauważył Bill, na co odpowiedziało mu głośne prychnięcie Andreasa.
Westchnąłem, wzruszając ramionami. Nie miałem pojęcia, któremu z nich przyznać rację.
- I mówi to koleś, któremu dziewczyna pokazała, jak trzeba się całować! – blondyn oderwał się od monitora i usiadł na łóżku pomiędzy mną a bliźniakiem. Bill lekko się speszył i zapatrzył w biały sufit, na jego twarzy widać było czerwone rumieńce.
- W całowaniu idziesz na żywioł! Niczego mi dziewczyna nie musiała pokazywać!
- Nie? Pamiętam tylko, jak w siódmej klasie latałeś za mną i Tomem i pytałeś się, co trzeba robić z językiem, kiedy już zaczniecie się migdalić.
- Daj spokój, to było dawno! Wolę być niedoświadczony w tych sprawach, aniżeli mieć mózg wielkości pestki od jabłka, jak ty! – Bill coraz bardziej tracił cierpliwość.
Jeszcze kilka dni temu wybuchnąłbym śmiechem, słuchając ich rozmowy, jednak dziś… Wszystko musiałem sobie poukładać. Wypisać wszystkie za i przeciw. Zadzwonić czy czekać, aż ona to zrobi? Po raz pierwszy w życiu miałem taki dylemat. I mogłoby się to wydawać dziwne w moim przypadku.
- Dziewiętnastoletni prawiczek. – Andreas pokręcił z politowaniem głową. – Rozumiesz te słowa, stary? Wiesz, kto to jest prawiczek?
- Zamknij się już! NIE JESTEM JUZ PRAWICZKIEM! – wrzasnął Bill, prawie się dusząc. Upijałem właśnie łyk imbirowego piwa, lecz po sekundzie zawartość mojej buzi znalazła się na zielonym dywanie, zostawiając mokrą plamę. Nastała grobowa cisza, która kuła w uszy.
Patrzyłem to na brata, to na przyjaciela, który wybuchnął śmiechem.
Szczegółów wolałem nie znać.

***

Następnego dnia nie wytrzymałem. Z samego rana sięgnąłem po telefon.
Na wyświetlaczu pojawił się napis Marta, a ja nacisnąłem zieloną słuchawkę. W aparacie usłyszałem kilka długich sygnałów zanim w uszach zadźwięczał mi cichy, zachrypnięty głos.
- Halo? Człowieku, wiesz która godzina?! Normalni ludzie jeszcze śpią! – krzyczała, a po moim ciele przebiegł zimny dreszcz. Po chwili usłyszałem, jak coś z hukiem spada na ziemię. – Kurwa, Pauline! Gdzie ty kładziesz te swoje śmieci! O, przepraszam. A`propos, kto mówi?
- Tom.
- Kto?
- Tom. – Powtórzyłem.
- Tom? A tak Tom… – odparła niepewnie – CO?! TOM? TOM KAULITZ?
- We własnej osobie. – Zaśmiałem się.
- Jejku, Tom, przepraszam cię bardzo! Ja nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało…
- To ja przepraszam. Przyzwyczajony jestem do wczesnej pobudki i nie wiedziałem, ze jeszcze śpisz. – Powiedziałem i zamilkłem. Słyszałem jej nierówny oddech w słuchawce. I tak nagle, zabrakło mi języka w gardle.
- Jesteś? – zapytała.
- Tak. Marta?
- Tak?
- Tęskniłem.
- Że co?
Salwa śmiechu. Niepohamowanego śmiechu. Nie, nie, nie! Cofnij! To nie miało być tak. Nie taki był scenariusz. Miała odpowiedzieć: Ja też, Tom. Bardzo. A w zamian za to dowiedziałem się, ze nie widzieliśmy się raptem dwa dni. 
Ale ja tęskniłem. Cholera, przynajmniej raz w życiu chciałem być romantyczny i słodki, bo dziewczyny takich chłopaków lubią. Niespodzianka.
Nienawidzę niespodzianek.

Skończyło się na tym, że po dwugodzinnej rozmowie z niewielkimi przerwami na toaletę, Marta musiała się rozłączyć, bo jak powiedziała – obowiązki wzywają. Tylko jakie obowiązki mogła mieć osiemnastoletnia dziewczyna w okresie wakacji?
Leniwie wygramoliłem się z łóżka i zszedłem do kuchni na śniadanie, które jak codziennie serwowała Siena. Zamknąłem oczy, wchodząc do pomieszczenia i zacząłem niuchać. W nozdrza uderzył mi aromat mojej ulubionej kawy.
- Mmm, Siena, czuję, że się postarałaś. – Powiedziałem, lecz mój głos trafił w pustkę.
Usłyszałem tylko ciche westchnięcie i pociągnięcie nosem.
- Bill? – zapytałem, podnosząc powieki i widząc jak brat ukrywa twarz w dłoniach, pochylając się nad jakimś zdjęciem. – A gdzie Siena?
- Nie ma i nie będzie. Nie pasujemy do siebie, jak to określiła. – Odparł sucho, a mnie wmurowało. Zerknąłem na fotografię, którą trzymał. Byli na niej oboje. Ona uśmiechnięta go obejmowała, a on czule całował ją w czoło. Maj, 2008. Pamiętam dokładnie, że to ja robiłem im to zdjęcie kilka miesięcy temu. Jak byli szczęśliwi. Bo byli razem. I wierzyli, że tak zostanie.
- Co ty pieprzysz? – usiadłem obok barat, kładąc rękę na jego plecach. – To niemożliwe! Zerwała z…
- Tak. Zerwała ze mną. A teraz jeśli pozwolisz, pójdę do pokoju i spróbuję zapomnieć. Ech, przecież wiem, ze się nie da. – Burknął, wstał od stołu i bez słowa wyszedł z kuchni, kierując się na górę. Mógłby przysiąc, że dostrzegłem samotną łzę na jego policzku.
A to straszna niespodzianka. Nienawidzę niespodzianek.

Nie rozumiałem Sieny. Przecież wydawali się idealną parą. Jeszcze kilka godzin temu śmiali się ze mnie, mówili do siebie czule, a teraz? Teraz już tego nie było. 

Czasami kiedy jesteś młody, myślisz, że nic nie może cię zranić. To jak bycie niewidzialnym. Całe twoje życie jest przed tobą i masz wielkie plany. Wielkie plany. Żeby znaleźć perfekcyjny związek. Kogoś, kto cię uzupełni. Ale gdy stajesz się starszy zdajesz sobie sprawę, że nie zawsze jest tak łatwo. Przed końcem swojego życia zdajesz sobie sprawę, jak proste były plany, które miałeś. Ponieważ na końcu kiedy patrzysz wstecz zamiast iść na przód, chcesz uwierzyć, że wykorzystasz najlepiej życie które ci dano. Chcesz, żeby to wszystko miało znaczenie...*

Aber du hast mal gesagt: wir werden uns nie mehr verlier’n.


____________________________
*OTH, Lucas