7. My się już znamy.



Gdybym był kimś innym niż jestem, zwykłym przeciętniakiem z zaludnionego miasta moim marzeniem byłoby stać się Tomem Kaulitzem. Tak, bo z jakiej strony by na mnie nie patrzeć zawsze można powiedzieć, że jestem idealny. Czy mogę mieć autorytet w samym sobie?
Egoista.

Zachichotałem cicho pod nosem i wziąłem głęboki oddech. Poprawiwszy podkoszulek, po raz drugi nacisnąłem na dzwonek. Dlaczego ona jeszcze nie otwiera?
Usłyszałem szelest otwierającego się zamka, a po chwili drzwi lekko się uchyliły.
Stanął przede mną Anioł! W dodatku w szlafroku i z turbanem na głowie.
- Cześć – uśmiechnąłem się szeroko, patrząc jak zszokowana i osłupiała Marta otwiera ze zdumienia usta – Zawsze nosisz telefon w bucie? – zaśmiałem się.
Patrzyła na mnie, jak na muzealny okaz.
- TOM? – spytała z niedowierzaniem jakbym był duchem i zdając sobie sprawę, w co jest ubrana szybko przewiązała się w pasie. Rozglądnęła się dookoła, a mnie uśmiech nie schodził z twarzy.
Marta nawet bez makijażu wyglądała pięknie. Na czoło spod owijającego głowę ręcznika spadały kosmyki jej blond włosów, lekko zakrywając oczy koloru nieba.
- Co… Co ty tutaj robisz? – wydukała, wciąż nie wierząc własnym oczom.
- Stoję. – Odparłem, rozchylając usta w górę i nieśmiało zaglądając jej przez ramię, by ogarnąć wzrokiem wielki przedpokój. – Wpuścisz mnie?

Chwilę patrzeliśmy sobie w oczy. Ręce zaczęły mi się pocić i czułem, ze serce wykonuje tysiąc uderzeń na sekundę. Wydawało mi się, że bije tak głośno… Żeby tylko go nie usłyszała.
- Oczywiście, wejdź. – Powiedziała po chwili, mrugając oczami i posyłając mi ciepły uśmiech. – Tylko… bałagan i… w ogóle. Nie posprzątałam, bo nie wiedziałam, ze przyjdziesz. Przed chwilą brałam prysznic i…
Zaczęła gubić się w słowach, a ja cicho się zaśmiałem. Uroczo wyglądała.
Otworzyła szeroko drzwi, tak bym mógł wejść do środka. Faktycznie, porządku tutaj raczej nie było, ale grunt, że w ogóle mogłem znaleźć się w jej mieszkaniu.
- Usiądź w salonie, a ja szybko sie ubiorę – oznajmiła i prowadząc mnie w stronę kolejnego pokoju, wskazała na seledynową kanapę.
Przytaknąłem głową, patrząc jak dziewczyna wychodzi po schodach na górę i znika z mojego pola widzenia.

Ściągnąłem czapkę z głowy i delikatnie położyłem ją na stojącym przede mną stole. Poprawiłem dredy i zacząłem nucić sobie melodię piosenki, która właśnie wydobywała się z radia.
Rozglądnąłem się po pomieszczeniu. Pomarańczowa tapeta, jeszcze nie do końca otulała ściany, gdzieniegdzie jej brakowało. Dębowa komoda stała pod oknem, a stół i krzesła były w każdej części pokoju. Widocznie dopiero co się wprowadziła, bo na podłodze walały się kartony i pudła różnego rodzaju, każde z nich podpisane.
Ciekawe tylko po co Marcie taki wielki dom, skoro mieszka sama?

Na ścianach zauważyłem kilka obrazów. Widać, że były w miarę świeże i trochę... przygnębiające. Na jednym przedstawiony był komiks, na którym młoda dziewczyna kogoś żegna, na innym sygnalizacja świetlna z zapalonym czerwonym światłem i napisem "People always leave", a pod spodem światło zielone "But sometimes they come back".* Jeden obraz był całkiem sympatyczny. Był to portret, który przedstawiał dziewczynę w blond włosach i małego chłopczyka. Dziewczyna niewątpliwie przypominała Martę. Na każdym z obrazów wiadniał podpis autora. "Keisse". Dziwny pseudonim dla artysty, pomyślałem.
Przeniosłem wzrok na przedmiot stojący obok stołu. Zaniemówiłem. Gitara! To był Gibson, czarny, lśniący, dokładnie taki, jak jeden z moich. W dodatku ten ulubiony.
Pokręciłem szybko głową z niedowierzaniem i podbiegłem do instrumentu. Przejechałem palcem z wierzchu gitary. Ogarnęła mnie fala ciepła. Poczułem dumę i niesamowitą radość.
- To moje wiosło – Zaśmiał się cichy głosik nade mną, a ja odskoczyłem jak oparzony na kilka metrów. – Czego tak się boisz? Przecież cię nie zjem.
Rozniósł się głośny śmiech Marty.
Blondynka miała na sobie białą bluzkę z zielonymi dodatkami, szorty i czerwone baleriny. Właściwie nie wiedziałem po co jej obuwie, skoro byliśmy w mieszkaniu. Usta podkreślone jasnym, brokatowym błyszczykiem i lekko pomalowane oczy.** W rękach trzymała dwa kubki z gorącą herbatą.
Czy wspominałem, że Marta była piękna?

- A więc co tutaj robisz? – zapytała i znów oboje usiedliśmy na kanapie. Dziewczyna podała mi kubek z napojem, a swój postawiła na stole. Założyła nogę na nogę.
- Nie uwierzysz, ale jedna z twoich sąsiadek to dziewczyna mojego brata. – Odparłem, uśmiechając się, a Marta zmarszczyła brwi. Przez chwilę zastanawiała się.
- Siena? – niepewnie spytała, a ja klasnąłem w dłonie.
- Tak! Podała mi twój adres. Chyba nie jesteś o to zła?
- Oczywiście, że nie, głuptasie. – Zaśmiała się i sięgnęła po kubek z herbatą.
Zamoczyła usta w ciepłym napoju, a ja po raz któryś tam z kolei rozglądnąłem się po pokoju, zatrzymując wzrok na jednym z obrazów, który wisiał na innej ścianie niż pozostałe. Przedstawiał on kobietę o kręconych włosach, miała mniej więcej ze trzydzieści lat. 
- To moja mama. – Odparła dziewczyna, widząc jak przyglądam się portretowi. Spojrzałem na nią. – Jest Niemką. Ale od lat mieszkamy w Polsce i to właśnie tam mnie urodziła. Kiedy byłam mała rodzice przenieśli się tam. Ale jak widać znów wracamy tutaj.
Zrobiła głową okrężny ruch.
- Ach, czyli nie mieszkasz sama! – pstryknąłem w palce, usłyszawszy jej ostatnie słowa. Oznaczało to, że dom należał do jej rodziców.
- Owszem. Jednak ja przyjechałam tutaj w czerwcu, zabierając ze sobą kilka rzeczy. Co jakiś czas dowozimy nowe meble, ubrania… Rodzice przyjadą dopiero w nowym roku. Muszą pozałatwiać jeszcze jakieś sprawy w Polsce. I żebym nie czuła się samotnie, jak to powiedział tata, na razie mieszkam razem z kuzynką.
To wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Cóż, jak mogłem w ogóle pomyśleć, że Marta mieszka w Magdeburgu sama? Była stanowczo za młoda. Właściwie o wiek też jej nie pytałem. Ale patrząc na jej twarz jestem prawie pewien, że nie miała więcej niż osiemnaście lat.
Pogrążyliśmy się w długiej rozmowie. Tak, jak obiecała – opowiedziała mi trochę o sobie. O swojej rodzinie rozsypanej po całym świecie, o marzeniach i planach na przyszłość. I wcale nie było to nudne. Słuchałem jej słów jak zaklęty, tym bardziej, że podczas gdy mówiła mogłem zachłannie patrzeć na jej duże, różowe usta.
Dowiedziałem się, że Marta w tym roku zdała maturę i zawsze chciała studiować lotnictwo, ale plany musiały się zmienić przez ich przeprowadzkę, więc planowała rozpocząć studia dopiero w przyszłym roku. Oprócz polskiego znała biegle angielski i niemiecki, a także mówiła trochę po włosku i francusku. Opowiadała o tym jak w dzieciństwie często spędzała wakacje w Trenton, w New Jersey i jak bardzo kocha Stany. I powiedziała, że osiemnaście lat skończy siódmego grudnia, czyli za jakieś pół roku.
Potem ja zacząłem opowiadać o moim życiu. Bardzo się zainteresowała tymi beznadziejami. Sądziła, ze życie gwiazdy jest takie ciekawe i pełne niespodzianek. Gdyby ona wiedziała, jakie to czasami bywa męczące...

Rozmowę przerwał nam jakiś odgłos. Usłyszeliśmy głośne zamknięcie się drzwi i dziewczęcy głos dochodzący z piętra:
- Marta, skończyłam się kąpać. Słyszałam, że kogoś wcześniej wpuszczałaś i nie wiem, czy czasem nie masz gościa.
Boże! Coś stanęło mi w gardle. Byłem pewien, ze skądś znam ten głos i dziwny akcent.
- Tak, mam gościa! Zejdź tutaj na dół, to cię z nim zapoznam. – Odpowiedziała Marta i puściła mi oczko.
Jednak ja czułem czułem się dziwnie nieswojo. Dziwnie głupio. Usłyszałem kroki dziewczyny, która schodziła po schodach.
Marta nachyliła się szybko w moją stronę i cicho wyszeptała:
- Zaraz powie ci, ze nazywa się Pauline Bianca Clotilde Prevert, ale mów jej po prostu Pauline, bo nie ma pojęcia dlaczego rodzice dali jej tak długo na imię.

I tak, jak siedziałem tak mało nie wrosłem w kanapę! RUDA!TO BYŁA RUDA BARMANKA Z BARU!
Na mój widok stanęła jak słup soli. Chyba sama też nie mogła uwierzyć w to, kogo widzi.
Chrząknęła cicho.
- My się już znamy. – Rzekła, patrząc na Martę. Wykrzywiła usta w cwanym uśmieszku, podając mi dłoń. Lekko ją uścisnąłem i przełknąłem głośno ślinę. Poczuła mściwą satysfakcję.
- Pauline Bianca Clotilde Prevert, ale mów mi po prostu Pauline, bo nie mam pojęcia dlaczego rodzice dali mi tak długo na imię.

____________________________
*Peyton <3
**Natalka [*]