A ja sprawię, że już nigdy nie będziesz musiała przychodzić tu z tego powodu...
3. Dziwka.
Z uwagą obserwowałem blondyna, którego wzrok krzyżował się teraz ze wzrokiem Rudej. Wojna oczu. Zmarszczone czoło i przymrużone powieki Andreasa i duże brązowe oczy przedstawicielki płci pięknej.
Przecież nie było w niej nic nadzwyczajnego, co można by było krytykować. Przeciętna, rudowłosa barmanka. Można by rzec, że była na prawdę ładna. Dwójka stała naprzeciw siebie, bacznie oglądając rywala.W końcu naburmuszona dziewczyna szybkim ruchem zabrała nasze puste kufle piwa i z przekąsem obróciła się pięcie, by nalać nam kolejną porcję alkoholu. Odrzuciła za ramię długie włosy. Było w niej coś dziwnego, może te oczy...
Przyjaciel siedzący obok mnie wciąż cynicznie uśmiechał się pod nosem, lekko kiwając głową. Wiedział, że jest górą, znowu. Nienawidził przegrywać, a porażka była jego najgorszym wrogiem. Wzrokiem podążał za każdym ruchem dziewczyny, chłonął każdy jej gest.
Chrząknąłem.
- Wkurwia mnie ta laska - rzekł, poprawiając swój dość długi podkoszulek, po czym ściszonym głosem dodał:
- Słuchaj, przez ostatni tydzień pokazywałem się tu codziennie razem z tymi chłopakami z dwudziestki.
Zmarszczyłem lekko brwi.
- Ci, którym przez bite cztery godziny kiedyś opowiadałeś jaka Svenja jest dobra w łóżku – sprostował, widząc moją pełną niezrozumienia twarz. Wyszczerzył szereg białych zębów, a kiedy ja przytaknąłem ze zrozumieniem głową, ciągnął dalej:
- Piliśmy, jaraliśmy i takie tam – Andreas puścił oczko, rytmicznie stukając palcami o blat – Wtedy wyhaczyliśmy tę nową barmankę. Zaraz zaczęła krzyczeć, że to nie miejsce, hmm… jak ona to ujęła? Dla takiej meliny, o.
Przyjaciel zachichotał, nie spuszczając wzroku z rudowłosej. Ściszył głos.
- Sam zauważ, jest Francuzką, to od razu słychać z akcentu. Laska w ogóle jest jakaś nie tego.
Blondyn z nieukrywanym zadowoleniem potarł dłońmi i widząc, jak osoba, o której rozmawiamy zbliża się w naszą stronę, niosąc w dłoniach dwa kufle piwa, głośno zebrał ślinę do gardła i wypluł ją na podłogę. Dziewczyna znacznie się skrzywiła na owy odgłos. Cóż, nic dziwnego. Mel z głębi duszy*, jak to potocznie nazywaliśmy, wiele razy został wykonany przy ludziach starszych. Ciągle pamiętam te wielkie oczy przechodniów na ulicach. Kiedy raz z przyzwyczajenia zdarzyło mi się to przy mamie mało nie dostałem po głowie, wysłuchując kazania na temat mojego nieodpowiedniego zachowania.
Teraz bez obaw na cokolwiek mogłem sobie na to pozwolić.
Ale coś mi w tej całej układance nie pasowało. Andreas, owszem był bezczelny i arogancki, ale nigdy przy ładnych dziewczynach nie zdażało mu się takie zachowanie. Zazwyczaj je bajerował, opowiadał śmieszne dowcipy, rzucał komplementy, a wszystko po to, aby chwilę później zaciągnąć je do łożka. W większości przypadków właśnie tak się kończyło. W takim razie ta historia mogła mieć tylko jedno wytłumaczenie i jeden efekt końcowy.
Uśmiechnąłem się.
- Andre, jesteś pewien, że tak to wszystko było?
- A jak niby?
- Może po prostu nie chciała ci dać?
Mina Andreasa zmieniła się diametralnie, a oczy zostały przeniesione na mnie. Spoważniał, jeśli w ogóle można użyć takiego słowa o blondynie. Nie potrafił kłamać.
- No dobra. - Rzucił, a na jego twarz wpłynął uśmiech zawstydzenia - Nie chciała. Stary, chciałbyś widzieć, co ja tu wyprawiałem. Starałem się rozmawiać, mówiłem, że jest niezła, chciałem postawić jej piwo, ale ona w ogóle nie reagowała. Potem powiedziała coś typu "nie dla psa kiełbasa". Wyobrażasz sobie? Skompromitowała mnie na calej lini.
Wybuchnąłem śmiechem, a Andreas udeżył mnie pięścią w ramię. Wiedziałem, że teraz jej nie odpuści i będzie chciał się zemścić. Nienawidził przegrywać. Dopił duszkiem swoje piwo i kiedy tylko widział, że barmanka znów zbliża się w naszą stronę, pchnął kufel tak, że sekundę później znalazł sie tuż pod jej nosem. Dał jej ostrzegawczy znak, że powinna nalać kolejny kufel alkoholu. Rudowłosa zignorowała jego polecenie i nawet nie zwróciła na nas uwagi.
- Hej! - zawołał przyjaciel, tracąc cierpliwość. - Oślepłaś?
- Lepiej zejdź mi z drogi – powiedziała surowym tonem ruda, nachylając się do chudej twarzy Andreasa. – Mogę zawołać ochronę i was stąd wyrzucą!
- Żartujesz sobie? – chłopak wybuchnął śmiechem – Niby za co mogliby nas wyrzucić? Za to, że grzecznie siedzimy sobie w barze? Albo może za to, że cię podrywamy? – szybko zakrył sobie usta dłonią. – Ups, przepraszam. Użyłem słowa 'podrywanie'? Naprawdę wątpię, by ktokolwiek tracił czas na jakąś rudą cnotkę niewydymkę.
Obydwoje głośno się zaśmialiśmy. Dziewczyna wygięła usta w bladym uśmiechu.
- Widać jaki poziom prezentujecie – odparła słodko, biorąc głęboki wdech i lustrując nasze sylwetki wzrokiem – Wybaczcie, ale szkoda mi czasu na bezsensowną rozmowę z wami. Nie naruszajcie mojej przestrzeni powietrznej swoim wczorajszym oddechem.
Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i szybko odeszła. Zdenerwowało mnie jej zachowanie.
- Hej, ty chyba nie wiesz z kim rozmawiasz! – zawołałem za nią, wahając się chwilę, po czym krzycząc, stanowczo dodałem – Dziwko!
Na moje słowa Andreas zakrztusił się piwem i całą zawartość ust wypluł na swoje spodnie, starając się wypowiedzieć słowo 'ostro', co jednak nie bardzo mu wyszło.
Uśmiechnąłem się arogancko, czekając na dalszy przebieg akcji. Dziewczyna stanęła jak posąg.
Zacisnęła zęby i szybko podeszła do mnie. Kiedy jej drobna ręka z całej siły uderzyła mój policzek, wywołując głośny plask, mogłem wrzasnąć z bólu,jednak nie wydałem z siebie żadnego głosu. Czułem jak prawa strona twarzy potwornie mnie piecze, a domyślać się mogłem tylko jak bardzo jest czerwona.
- Owszem, wiem, Kaulitz. – Syknęła cicho i odgarnęła z czoła kosmyk swoich rudych włosów. – A dziwkami nazywaj te napalone dziewczyny, które poleciały tylko na twoją sławę.
Ponownie rozchyliłem kąciki ust w bezczelnym uśmiechu, próbując zachować zimną krew. Pociągnąłem Andreasa za rękaw bluzy w stronę wyjścia. Czułem, że zaraz wybuchnę ze złości.
***
- Nigdy więcej się tam nie pokażę – stwierdziłem, sięgając głęboko do kieszeni, by wyciągnąć paczkę czerwonych papierosów. Podpaliłem fajkę, a ręce drżały mi z nerwów.
Świetnie Tom. Teraz już nikt Ci nie uwierzy, że chcesz się zmienić!
- Byłeś zajebisty! – krzyknął z entuzjazmem blondyn, przysiadając na ławce przed klubem – Opłacało się. Na całe szczęście zdążyłem się dowiedzieć, że ta Francuzka nie pracuje tam codziennie.
Skinąłem głową, próbując odgonić złe myśli i zapomnieć o obolałym policzku. Jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się nic tak upokarzającego. Jeszcze nigdy nie nazwałem dziewczyny, której nie znałem dziwką. Chyba, że rzeczywiście by nia była. Piękny początek, pomyślałem.
Czy teraz żałuję tamtych słów? Nie wiem sam. Z jednej strony wolałem, aby nigdy nie padły z moich ust,jednak z drugiej dziękowałem Bogu, że dzięki temu i owej rudowłosej moje życie zupełnie się zmieniło.
Dochodziła trzecia. Rozstałem się z przyjacielem, założyłem na głowę kaptur i powoli wracałem do domu. Przez całą drogę miałem wrażenie, ze wszyscy się na mnie patrzą i wytykają palcami. Sam musiałem sobie przyznać fakt, że zachowałem się jak szczeniak. Ale wiedziałem też, że gdybym wrócił do klubu przeprosić Rudą miałbym nagrabione u wszystkich, a już w szczególności u Andreasa. Bo byłby to szczyt wstydu, a do tego Tom Kaulitz się nie posunie.
Tej nocy miałem dokładnie taki sam sen, jak poprzedniej. Ten sam korytarz, te same drzwi, ten sam napis 'Twoje przeznaczenie'. Miotałem się na łóżku mokry od potu. Chciałem dojść, otworzyć drzwi, nacisnąć klamkę! Gdyby nie cholerny budzik...
***
Usłyszałem przeraźliwie głośny dźwięk wydobywający się z mojej komórki. Podskoczyłem na łóżku wystraszony. Przetarłem oczy i wyłączyłem codzienną pobudkę, rzucając się z powrotem na łóżko. Ciężko oddychałem, próbując przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia. I ten sen. Taki realny, taki prawdziwy, taki typowo mój.
Przejechałem dłonią po prawym policzku, mając nadzieję, że jednak wczorajszy incydent nie miał miejsca. Jak na złość, dobrze wiedziałem, co się stało.
Mruknąwszy cicho pod nosem, wstałem i szybko się ubrałem. Ciągle śpiący zszedłem do kuchni na poranną dawkę kofeiny.
- Kawy? – w drzwiach usłyszałem melodyjny, dziewczęcy głos i na półprzytomny podniosłem głowę, by dostrzec jego właścicielkę. Zdumiony otworzyłem usta.
- Siena, co ty tutaj… – zacząłem i zmęczony oparłem głowę o blat stołu. Głęboko ziewnąłem. – Jasne, że kawy.
Blondynka zaśmiała się cicho pod nosem i po chwili położyła obok mnie kubek z gorącym napojem. Usiadła na krześle, uważnie mi się przyglądając.
- A Bill gdzie?- spytałem.
- Ach, wczoraj przyniósł jakieś horrory na DVD i podczas seansu tak się bał, że zasnął od razu i chrapie do teraz. A co u ciebie?
Wydałem z siebie cichy pomruk i machnąłem ręką w geście rezygnacji. Sięgnąłem po kubek, by upić z niego łyk kawy.
Sam nie wiedziałem dlaczego, ale przy Sienie wstydziłem się wyznać tego, co zaszło wczorajszego wieczoru. Czułem się okropnie, miałem zawroty głowy i ciągłe poczucie bezradności.
- A jeśli ci powiem, że wypowiedziałem jedno słowo… nie w moim stylu?
- Nie uwierzę, jeśli to słowo zaczyna się na literkę K, a jego dalsza część brzmi…
- Kocham?! Chyba żartujesz! To nie ta bajka! – doszedł nas głośny śmiech, a po chwili do kuchni wpadł mój rozbawiony bliźniak. Podszedł do dziewczyny i mocno pocałował ją w usta.
- Dzień dobry wam - przeciągnął się i wziął do ręki dzbanek, nalewając sobie kofeinowego napoju, po czym zwrócił się do szatynki – Ten wczorajszy film był kiepski, nie sądzisz? Usnąłem na samym początku.
Tym razem po pomieszczeniu rozniósł się dźwięczny śmiech Sieny. Dziewczyna poczochrała czarną czuprynę Billa i zatopiła zęby w kanapce z pomidorem, kręcąc z dezaprobatą głową.
- No więc, jakie było to słowo nie w twoim stylu? – spytał Czarny, dorzucając do kubka trzy łyżeczki cukru.
- Nie chciałbyś wiedzieć – odparłem szybko, zastanawiając się czy powinienem opowiadać o tym incydencie przy Sienie. Jednak jeśli już zacząłem ten temat musiałem przez to jakoś przebrnąć.
Może to miała być jakaś forma pokuty? Wiedziałem, że gdy tylko wyznam Billowi prawdę zacznie mi suszyć głowę jakim idiotą to nie jestem. Bardzo dobrze znałem jego podejście do dziewczyn, które brat uznawał wprost za boginie i każde złe słowo rzucone w jedną z nich rozpocznie z nim niemałą wojnę.
– Andreas ma na pieńku z jakąś nową barmanką z NoName i... - zacząłem ostrożnie - Kiedy coś mu odpyskowała krzyknąłem, że jest dziwką, ale...
- Chyba właśnie się przesłyszałam!
Wszyscy usłyszeliśmy za sobą głos mamy i odwróciliśmy się w jej stronę. Ze szlafrokiem owiniętym w pasie kroczyła w naszą stronę i sięgnęła po dzbanek z kawą, dziękując Sienie kiwnięciem głowy. Najwyraźniej była zła Dlaczego mnie to nie dziwiło?
- Rozumiem, że opowiadasz jakiś świetny dowcip?
- Nie, mamo. - Odpowiedział jej Bill i spojrzał na mnie. - Tom właśnie po raz kolejny chce nam udowodnić jakim jest kretynem i bardzo dobrze mu się to udaje. Czy życzysz sobie owacje na stojąco czy wystarczy zwykły aplauz?
Bill prychnął i pokręcił z dezaprobatą głową. Siena milczała przez cały czas, bo najwyraźniej stwerdziła, że moje wychowanie to nie jest jej sprawa i skoro do kuchni właśnie weszła Simone, to ona zajmie się pouczaniem mnie. I miała rację. Mama była jeszcze większą zwolenniczką kobiet niż sam Bill. Żałuję, że nie pomyślałem o tym zanim zacząłem opowiadać tę historię.
- Piłeś wczoraj? – spytała z niepokojem w głosie.
- Jakby cię to obchodziło. – Burknąłem tylko. Nie patrzyłem na nikogo, najzwyczajniej w świecie bawiłem się srebrną łyżeczką, która z brzękiem uderzała o ściany kubka z kawą.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że jakoś jeszcze nigdy ani brat ani mama nie robili mi wyrzutów za coś, co zrobiłem źle. Chyba dlatego, że do tej pory wszystko robiłem dobrze.
- Nie na takiego człowieka cię wychowałam, synu. Myślałam, że masz więcej rozumu w głowie...
- On ma jedno wielkie gówno, a nie rozum, mamo - Wtrącił Bill i wstał od stołu. Wziął Sienę za rękę i dał znać, że wychodzą.
- Jestem dorosły, mogę robić, co chcę. - Powiedziałem, ściszając głos, który teraz brzmiał bardzo nwiepewnie.
- Dopóki mieszkasz pod moim dachem, trzymasz się moich zasad, jasne? Całe serce włożyłam z ojcem, żeby...
Wytrzeszczyłem na nią oczy.
- Jakim ojcem?! - nie wytrzymałem i w jednej chwili stanąłem na równe nogi. Bill i Siena zatrzymali się w drzwiach, słysząc mój podniesiony głos. Moje burzliwe emocje obudziły się wraz z wypowiedzeniem słowa 'ojciec'. - Chyba nie masz na myśli człowieka, dzięki któremu zostałem poczęty. A jeśli tak to nie nazywaj go moim ojcem, bo dla mnie nim nie jest.
I tak szybko jak tylko mogłem ulotniłem się z kuchni, zostawiając całą trójkę w totalnym zdezorientowaniu.
Spójrz na siebie w lustrze. Kogo widzisz? Czy to osoba, którą chcesz być? Czy może to ktoś inny, kim miałeś być? Osoba, którą powinieneś być, ale nie udało się. Ktoś mówi ci, że nie możesz, albo nie zrobisz tego? Bo możesz. I dlatego tak mówi.**
___________________________
*OTH