19. To była tylko pomyłka.

Czarnowłosy zmierzwił dłonią swoją grzywkę, po czym się wyprostował i „po raz ostatni” – jak to sobie w myślach powiedział – zerknął do lustra, czyniąc to dokładnie trzydziesty siódmy raz w ciągu pięciu minut. I… jeszcze odrobina lakieru i wszystko jest jak być powinno. Podciągnął spodnie w pasie, a przez głowę przebiegła mu myśl, jakim cudem Tomowi udaje się nosić krok w kolanach. Bill wykonał kilka dziwacznych ruchów, które pomogły mu opuścić ciemne jeansy kilka centymetrów w dół. W rezultacie jednak utknął w nich, kiedy próbował powrócić do wcześniejszej pozy, nie mogąc wyciągnąć żadnej z nóg. Minęło kilka kolejnych minut spędzonych na skakaniu po całym domu, zanim udało mu się wyjść cało i zdrowo z przykrótkich spodni. Przecież to były jego ulubione!

Opuścił dom i uśmiechnął się na sam widok grzejącego słońca. Szedł właśnie do Marty na drugą już lekcję polskiego. Jego uwagę jednak przykuła wielka ciężarówka pod domem obok i mężczyźni wynoszący z niego meble. Chwilę później Bill poczuł na swoim brzuchu delikatny dotyk i lekko się wzdrygnął. Dojrzał kościstą i żylastą rękę sąsiadki, która zapewne chciała dotknąć jego ramienia, lecz niecały metr czterdzieści coś skutecznie jej to uniemożliwiał i chuda dłoń spoczęła w okolicach bioder.
- Witam panią, pani Hoffmann. – Kaulitz uchylił szeroko usta, starając się mówić głośno i wyraźnie. Rozejrzał się ponad jej głową, po czym schylił się znacznie tak, ze ich twarze były na równej wysokości. Staruszka uchwyciła mocno w palce jego rozgrzane poliko, jak to bywało w jej zwyczaju i ukazała idealny szereg zębów, którymi była sztuczna szczęka.

- Siema Bysiek – odpowiedziała z wyraźną dumą. Bill tylko posłał jej promienny uśmiech, przypominając sobie, że przecież jeszcze niedawno nikt inny jak jego brat uczył sąsiadkę młodzieżowego slangu. Bysiek… Uniwersalne przezwisko z dzieciństwa. Zawsze mówiła tak do niego bez względu na sytuację. Kiedy wołała go, by poczęstować cukierkami krówkami; gdy chciała, żeby pomógł jej pozamiatać przedsionek w jej domu lub gdy zwyczajnie była wściekła, bo zastała swój dom w kolorowych kropkach, podczas kiedy bliźniaki grali w paintballa.- A słyszałeś, że ta stara rura wreszcie wyzionęła ducha?
Bill zamrugał oczami i spojrzał na nią ukosem, kiedy pokazała wskazującym palcem na dom, który właśnie opróżniano.
- Żebyś wiedział, jak ja się cieszyłam, gdy zobaczyłam klepsydrę i jej nazwisko na szybie w warzywniaku. – Pokręciła głową. – No nic… na mnie pora. Obiad muszę ugotować. Jak chcesz to wpadnij to se zjemy razem.
Kobieta ucałowała mocno Billa zostawiając na jego twarzy ślady krwisto-czerwonej szminki i zniknęła za rogiem z siatkami pełnymi zakupów.
- Do widzenia!- zawołał za nią Kaulitz i machnąwszy ręką podszedł bliżej sąsiedniego domu. Uważnie mu się przyglądnął, zastanawiając się, kto go przejmie po śmierci staruszki.
Szybko jednak przypomniał sobie, ze ma o wiele ważniejsze zadanie na głowie i prędkim krokiem ruszył przed siebie, próbując przypomnieć sobie jakiekolwiek polskie słówka, których Marta nauczyła go podczas ostatniej lekcji.
- Dżem dobri. – Wydukał i zacisnął zęby. – Cholera, jak to było?
Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos. Chyba aż za bardzo znajomy.
- Cześć synu! Nie chciałem ci wcześniej nic mówić, ale od najbliższego tygodnia będziemy sąsiadami!



O. MÓJ. BOŻE.



**

Podskoczyłem na łóżku, jak oparzony, słysząc głośny głośny dzwonek do drzwi.
- Do jasnej ciasnej, kogo niesie tak wcześnie rano?! – warknąłem, przecierając oczy i spojrzałem na zegarek. 13:58. Wytrzeszczyłem źrenice do rozmiarów pokaźnych spodków i biegiem rzuciłem się, by otworzyć drzwi. Wyjrzałem przez judasza i zamiast zobaczyć kogokolwiek, moim oczom ukazało się najzwyczajniejsze w świecie oko.
Pociągnąłem za klamkę lekko zmieszany i pierwsze, co usłyszałem to piskliwy głos:
- Tomuś!
- Gu… Gustav?
- Nie!
- Jak to nie?
- No, przecież widzisz, że to ja, to po co się głupio pytasz? – zaśmiał się blondyn na progu i wszedł do środka. Od razu w moje nozdrza uderzył silny zapach jego perfum. Skrzywiłem się lekko, mrużąc oczy i zatykając nos. Wylał na siebie chyba pół butelki! Nawet Bill tyle nie daje.
- To od Armaniego – wypiął dumnie pierś, najwyraźniej domyślając się, o co mi chodzi – Wróciłem dzisiaj rano z Austrii i pomyślałem, że Was odwiedzę. Hm… – przeszedł do kuchni i otworzył lodówkę, wyciągając z niej puszkę Red Bulla. Błądziłem za nim oczami, a ten najwyraźniej czuł się jak u siebie w domu. Z resztą… zawsze tak było i niestety będzie.
- A gdzie Bill? Pewnie u Sieny, nie? – zapytał w końcu, przeglądając najnowszy magazyn Top of the Pops i wcinając Kinder Niespodziankę, którą znalazł w szafce ze słodyczami.
- Nie są już razem. Zerwała. – Odparłem i usiadłem koło niego na kanapie, włączając telewizor.
- Aaaa…ha. – Skwitował najlogiczniej jak potrafił i głęboko się zamyślił. No, najlepiej to jest powiedzieć ‘aha’ i mieć wszystko w czterech literach.
Kto by pomyślał, że dwóch członków najsławniejszego zespołu zamiast pracować nad nowym albumem, grać koncerty albo udzielać wywiadów obija się w najlepsze?
Dobra, mamy wakacje. Można sobie pozwolić na chwilę przyjemności.
Zerknąłem na Gustava, który siedział zapatrzony w jakąś blondynkę na ekranie plazmówki i sam na nią spojrzałem. Była bardzo podobna do Marty.
- Podoba ci się? – zapytałem, uśmiechając się.
- No ba. Śliczna jest. Chyba modelka, ej, zaraz to nie ta Heidi coś tam… tak mi się wy…
- Znam podobną – przerwałem jego monolog, a ten wytrzeszczył na mnie oczy i zmarszczył czoło. – Noo, PRAWIE podobną – poprawiłem się, patrząc jeszcze raz na IDEALNE kształty blondynki na ekranie. Marta była dla mnie i tak o niebo piękniejsza.
- Niech zgadnę – Gustav aktorskim gestem podrapał się po brodzie – Zdążyłeś ją już pewnie przelecieć z piętnaście razy w ciągu ostatniego tygodnia?

Zacisnąłem zęby i chwyciłem w dłoń poduszkę, która chwilę później wylądowała na głowie blondyna.
- Nie waż się tak mówić! – burknąłem i podparłem głowę na rękach. Gustav poprawił rozczochrane włosy i przyglądnął mi się z uwagą. - Ale wiesz co?
- Hm?
- Chciałbym.
Wybuch niekontrolowanego śmiechu przyjaciela echem odbijał się od ścian. Myślałem, że z rozbawienia na miejscu załatwi swoje potrzeby fizjologiczne.



*


- Ale żadne „Tom cię uuuwielbia”, rozumiemy się? – zapytałem Gustava kilka godzin później, na co w odpowiedzi otrzymałem stanowczy ruch głową i przyspieszenie kroku. To moim pomysłem było zapoznanie go z Martą. Chciałem, żeby wreszcie mi czegoś zazdrościł i postanowiliśmy, że oboje wyciągniemy ją do skateparku. Wiedziałem, ze Gustavowi opadnie kopara na widok blondynki.
- Jest Polką i uczy Billa polskich słówek. Co tydzień spotykają się w barze przy kręgielni. Jakąś godzinę temu skończyła im się druga lekcja, więc Marta powinna już być w domu.- Tłumaczyłem, ale przyjaciel zdawał się jakby mnie nie słuchać.- Ej, Schafer, musimy jeszcze ustalić kilka zasad. Po pierwsze: nie pal przy niej…
- Przecież ja nie palę.
- Racja. Po drugie: nie patrz na jej cycki jakby to był James Hetfield.
- Nie jestem tobą, żebym się tak patrzył.
- Też fakt. – Uśmiechnąłem się i koniuszkiem języka oblizałem wargi – No i po trzecie i ostatnie: nie staraj się nawet do niej startować, bo…
- Chwila, stary! – Gustav machnął mi ręką przed oczami – Nawet bym nie mógł, bo sam kogoś poznałem.
- T… Ty? – zmarszczyłem ironicznie brwi, za co dostałem pięścią w ramię.
- Czy to miała być jakaś aluzja? – odchrząknął, patrząc na mnie wrogo, a kiedy zaprzeczyłem, kontynuował:
- Nazywa się Anke i mieszka pod Berlinem. Poznałem ją w Austrii. Przyjedzie do mnie we wtorek za tydzień.
- Żartujesz chyba! Ona do ciebie?! To chyba ty powinieneś jechać do niej! Boże, ten świat już całkiem schodzi na psy. – Mruknąłem i wyprzedziłem go, gdy zbliżaliśmy się do dzielnicy,w której mieszkała Marta. Pod jej domem stał zaparkowany Mercedes. Zdziwiłem się na ten widok, bo nie wspominała mi, ze będzie miała gości. Poza tym w Magdeburgu jeszcze prawie nikogo nie zna, więc skąd wziął się samochód?

Podszedłem do drzwi, uprzednio zaglądając do okna. Zadzwoniłem na dzwonek i dopiero po chwili zorientowałem się, jak bardzo denerwuję się na pierwsze spotkanie Marty i Gustava. Miałem spocone dłonie, a serce biło mi jak szalone. A jeśli oni się w sobie zakochają?
Szybko odrzuciłem skomplikowane myśli i spojrzałem na blondyna, który swobodnie opierał się o ścianę, nucąc pod nosem jakąś znaną melodię.
Drzwi z impetem się otworzyły, a w nich stanęła niewysoka kobieta o brązowych włosach, na oko wyglądając na jakieś czterdzieści lat. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a po chwili ona odezwała się przymilnie:
- W czym mogę pomóc? Rozdajecie ulotki, chłopcy? – zapytała, na co Gustav zgiął się w pół ze śmiechu, a ja zmieszany odparłem:
- Nie, proszę pani. My do Marty. Jest może?
- Tak, tak, oczywiście. Siedzi w salonie z Patrickiem, zaraz ją zawołam.

Uśmiechnęła się i zamknęła drzwi. Na jej słowa poczułem się, jakbym dostał z całej siły w twarz. Silnej niż kiedyś zrobiła to Pauline.
- Kto to Patrick?
Usłyszałem głos Gustava i miałem zamiar zapaść się pod ziemię. Stałem jak kołek, nie mając pojęcia co zrobić, co odpowiedzieć Gustavowi, jak zareagować, kiedy przyjedzie Marta i jak się zachować, gdy okaże się, ze Patrick to jej chłopak?
Ej, sekunda, Tom. Przecież całowaliście się. To był znak, ze jej na tobie zależy i że jest sama. Przecież nie zdradziłaby swojego chłopaka. Nie ona.
Schowałem ręce głęboko do kieszeni, modląc się w duchu, by wszystko było dobrze. Kiedy drzwi lekko zaskrzypiały serce podskoczyło mi do gardła. Przed sobą ujrzałem naburmuszoną twarz nie Marty, lecz Pauline. Kompletna klapa! Gustav pewnie lekko się zaskoczył.

- Wynoś się stąd! Nie mówiłam ci tego już? – warknęła, niczym wściekły pies, a jej rude włosy przysłoniły prawy policzek.
- Przyszedłem do Marty, nie do ciebie. – Odparłem, siląc się na spokojny ton i jednocześnie zerkając zdenerwowany na Gustava.
- Ona i tak nie chce cię widzieć!
- Niby dlaczego nie? – fuknąłem, starając się ignorować jej zachowanie. Rozmowę przerwała nam wychodząca z domu Marta.
- Tom. Musimy porozmawiać. – Zdyszana pociągnęła mnie za T-shirt, nie zwracając zupełnej uwagi na osłupiałego Gustava i posyłając kuzynce znaczące spojrzenie. Odeszliśmy kilka metrów od dwójki i kiedy wreszcie przystanęliśmy nachyliłem się by ją pocałować. Ta odepchnęła mnie lekko i spuściła głowę.
- Nie możemy się więcej widywać. – Oznajmiła, a ja po raz kolejny poczułem jak wszystko rozmazuje mi się przed oczami. To było jak kubeł z zimną wodą.
- Co?! Jak to? – prawie wrzasnąłem z niedowierzania.
- Pauline powiedziała mi o dziwce i o tym, co wydarzyło się w klubie. Ale mi nie o to chodzi. Zupełnie nie. Przecież to tylko jedno słowo, może i o jedno za dużo, ale Pauline jest przeczulona na tym punkcie. W każdym razie to koniec z naszymi spotkaniami. – Marta mówiła głosem pełnym żalu, a jednocześnie stanowczym. Z każdą sekundą czułem, jak łzy cisną mi się do oczu. Ale nie, nie mogę płakać. Chciałem krzyczeć na całe gardło albo rozwalić coś, co było pod ręką. Gdyby człowiek pod wpływem nerwów mógł wybuchać, ja już dawno wyleciałbym w powietrze.
- Ale dlaczego? Tak po prostu? – zapytałem lekko zachrypniętym głosem.

Marta na ułamek sekundy przymknęła powieki. Wydawałoby się, że skrywa w sobie jakśś tajemnicę. – Tak, Tom. Tak po prostu. – Odparła po chwili ciszy, która zdawała się być wiecznością - Poza tym nie muszę ci się przecież tłumaczyć.
- A tamto na łące? Nic dla ciebie nie znaczyło?
Chyba tego pytania obawiała się najbardziej. Spuściła wzrok i obróciła głowę. Nie miała najmniejszej chęci spojrzeć mi w oczy i wykrzyczeć, że to znaczyło dla niej wiele. Uciekała ode mnie, patrząc w dół, a ja stojąc obok niej nie mogłem uwierzyć w to, co teraz się dzieje. Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie. Za dużo się stało, jak na jeden raz.
Uchwyciłem w dłonie podbródek Marty i delikatnie obróciłem jej głowę w moją stronę. W jej błękitnych tęczówkach odbijała się moja twarz. Pozbawiona jakiejkolwiek radości, która zawsze we mnie tkwiła.
- Nie. Tamto zupełnie nic dla mnie nie znaczyło. To była tylko… pomyłka. Cześć. – Powiedziała i wyrwała się z mojego uchwytu, po czym zaczęła biec w stronę Pauline.
Zacisnąłem pięści z kompletnej złości.
- Świetnie! Życzę więcej pomyłek w życiu!
Po raz ostatni zobaczyłem jej zgrabny, mały nosek i duże usta. I rozgrzane do czerwoności policzki, idealnie owiązane burzą gęstych włosów.

Nie wierzę. To było jak zerwanie.
I co ja teraz powiem Billowi?

Zajebię tego Patricka.