A ja sprawię, że już nigdy nie będziesz musiała przychodzić tu z tego powodu...
52. To, co słyszysz to życie, wszystko pozostałe jest mniej ważne.
- Marta! Bella mia!
Usłyszałem za sobą zbyt wysoki jak na mężczyznę głos i przewróciłem tylko oczami, wiedząc kto jest jego właścicielem. Szybko odwróciłem się za siebie, a Marta zrobiła to samo z niewielką jednak różnicą: na jej twarzy widniał uśmiech, a na mojej wcale.
Marcell, kiedy tylko wszedł do jadalni i zobaczył Martę rzucił się w stronę naszego stolika niczym głodny pies na kiełbasę, a biegł tak szybko, że prawie wywrócił się o własne nogi. Martę trochę to rozbawiło, a mnie wydało się komiczne i pajacowate. Widziałem go raz, jeden jedyny na karaoke, kiedy wpatrywał się w Martę jak sroka w gnat, ale wiedziałem, że go nie polubię. Może dlatego, ze był przystojny i czułem jakieś zagrożenie?
- Marcello! - pisnęła podekscytowana dziewczyna. Prędko wstała na równe nogi i objęła Włocha, gdy tylko się przy nas pojawił. Trwało to chyba wieczność. - To jest Tom. Mój chłopak. - Wskazała na mnie, a facet tylko podał mi rękę.
- My się już znamy, Martita - uśmiechnął się szeroko, ignorując mnie, a szczęka prawie wypadła mu z ust. Zerknął na Patricka i zmierzwił mu blond czuprynę przysłaniającą czoło - Puppy, ciao amico!
- Ciao! - uradował się Mały, sącząc przez rurkę sok cytrynowy i przybił mu z wielkim zaangażowaniem piątkę
Marcell zajął miejsce obok mnie. Drażnił mnie jego uśmiech, który nigdy nie znikał. Miał białe, idealnie równe zęby i kruczo-czarne włosy i brwi, a jego opalenizna i włoska uroda idealnie się z tym komponowały.
Zaczął rozmawiać z Martą w nieznanych mi językach, ale mogłem wywnioskować, że mówią trochę po polsku, trochę po włosku. No tak, poligloci się znaleźli. Zapewne mogliby rozmawiać nawet po baskijsku i świetnie się rozumieć, a ja siedziałem obok nich jak kołek z ogromną chęcią zwrócenia Marcie uwagi, że to trochę niekulturalne i niegustowne rozmawiać w moim towarzystwie w innym języku niż niemiecki czy angielski. Chrząknąłem cicho.
- Och. Marcell, mów po angielsku - Marta ożywiła się, nagle zwracając na mnie uwagę. Zwróciła się do mnie:
- Tom, Marcell to Włoch, ale mieszka w Los Angeles od kilku lat. Poznałam go, kiedy byłam w zeszłym roku z rodzicami i Pauline w Rzymie.
- Pauline? - zainteresował się nagle - Pauline Bianca Clotilde Prevert? Co u niej słychać? Dalej pasjonuje się przepisami prawnymi?
- Dostała się na politologię na uniwersytet Daniela Diderot w Paryżu. Chce być politykiem. - Wyjaśniłem, a chłopakowi aż oczy się zaświeciły. Marta wypięła dumnie pierś.
- Belissimo! A ty, Martita? Jak twoje wielkie plany w American Airlines? Wiesz, że wystarczy słowo, a...
- Wiem, Marcell i doceniam to, na prawdę. Niestety moje wielkie plany muszą jeszcze trochę poczekać. - Marta uśmiechnęła się i zerknęła na Papiego, który właśnie dojadał swój budyń czekoladowy, a jego twarz była cała w brązowej mazi. Chwyciłem w dłoń chusteczkę i wytarłem mu buzię.
American Airlines? Marta wspominała, że chciałaby zostać stewardessą albo pilotem, ale nie mówiła, że w amerykańskich liniach lotniczych. Zdawało się, że ten cały Marcell wiedział więcej o niej niż ja. Denerwowało mnie to, a jeszcze bardziej denerwowało mnie jego imię i to, że na każdym kroku wciąż je słyszałem, bo ktoś ciągle je wymawiał.
Dowiedziałem się, że ma 25 lat, od 5 lat mieszka w Kalifornii, a wcześniej mieszkał w Rzymie i tam ma rodziców. Mówi w siedmiu językach, w tym po polsku, bo jego dziadek był Polakiem i nadal mieszka gdzieś pod Warszawą. Na Seszelach znalazł się całkiem przypadkowo i nie żałuje. Ponadto w swoim dość krótkim życiu zwiedził już chyba cały świat począwszy od Niemiec, poprzez Amerykę Łacińską, kończąc na Nowej Zelandii, a trasę Route 66 zna na pamięć, bo rok w rok robi sobie wycieczkę przez całe Stany. Co najciekawsze, w żadnym z odwiedzanych miejsc nie jest dłużej niż kilka dni, bo jak mówi "ma jeszcze tyle do zobaczenia i ciągle brak mu czasu". Żyć, nie umierać.
Zastanawiało mnie, gdzie byli Bill i Keisse, skoro wysłałem już dawno wiadomość do brata, aby zjawił się na obiedzie. Nie miałem najmniejszej ochoty oglądać jego towarzyszki, ale chyba po raz kolejny musiałem ją przeprosić za to, co zrobiłem. Wiedziałem jednak, że nie będzie chciała mnie słuchać, a mówić do niej to jak rzucać grochem o ścianę. Cóż, namieszałem i wypadało to odkręcić. Miałem nadzieję, że Bielschowsky zrozumie moją dezaprobatę i złość na jej życie erotyczne z człowiekiem, o którym na samą myśl miałem odruchy wymiotne.
Jaka była szkoda, że Marcell musiał już nas opuścić i wrócić do siebie. Ubolewałem nad tym faktem bardzo, tym bardziej, że widziałem jak niemal ślinił się na widok Marty i co chwilę powtarzał to swoje "Martita, bella mia!" Kiedy przypomniałem sobie, że powiedział o niej jako o najpiękniejszej kobiecie na Ziemii, krew mnie zalewała. Oczywiście, to, co mówił było prawdą, ale wolałem ja używać takich słów aniżeli on! On nie miał do niej żadnych praw, ja owszem.
- Kim on tak właściwie dla ciebie jest? - zapytałem Martę, gdy tylko zostaliśmy sami. Zmarszczyłem brwi, a ona uśmiechnęła się tylko lekko, sięgając po czekoladowego muffina.
- Kolegą.
- Co rozumiesz przez to słowo?
Spojrzała na mnie jak na kogoś z innej planety, zastygając w miejscu. Utkwiła we mnie swój wzrok, który w jednej sekundzie przeszył mnie na wskroś. Odchrząknęła.
- Cóż... Kolega to osoba przeciwnej płci, która ma w sobie to coś, co powoduje, że absolutnie nie mam ochoty się z nim przespać. - Odparła ze stoickim spokojem, a ja trochę zarumieniłem się na te słowa. No tak, powinna była podejrzewać przecież, że będę o nią odrobinę zazdrosny, w końcu na tym to wszystko polega. - Zadowolony?
- Zdecydowanie.
Udałem, że się uśmiecham, żeby jakoś załagodzić sytuację, ale Marta dobrze wiedziała, że to tylko kamuflaż. Do jadalni nagle wszedł Bill. Był dziwny, nazbyt poważny. Usiadł obok mnie i siedział tak kilka minut w bezruchu
- Gdzie Keis? - zapytała Marta.
- Nie wiem. - Odparł spokojnie, nawet nie zerkając na Martę. Ciągle patrzył zamyślony gdzieś przed siebie, ani razu nie mrugając nawet okiem.
- Nie wiesz?
- Ona... Ona chyba... Boże. - Urwał nagle, zatykając sobie usta dłonią. Spojrzeliśmy z Martą na siebie zdezorientowani. Od zawsze wiedziałem, że Bill był trochę inny, ale żeby aż tak?
Nagle wszystko wydało się takie jasne! Jak on mógł tego nie zauważyć? Przecież Keisse... Ona go kochała. Kochała od dawna i cały czas to ukrywała. Teraz to wszystko miało jakiś sens, ułożyło się w logiczną całość. Pamiętał przecież, kiedy skrytykowała go, gdy znów zaczął być ze Sieną i gdy denerwowała się, kiedy wciąż o niej mówił i się z nią spotykał. Prosiła, by był przy niej, bo było jej ciężko, a on jej obiecał, że będzie. Proponowała, aby znów "zapomniał", a "najlepszy sposób, żeby zapomnieć kogoś to znaleźć się pod kimś innym". Nie robiła tego dla przyjemności, ale z miłości. Tylko on wiedział, że ćpała i ona jako jedna z pierwszych wiedziała, że on robi to samo. I nie bez powodu zdenerwowała się, gdy przed kilkoma godzinami powiedział swojej dziewczynie, że dla niego liczy się tylko ona.
W takim razie... Czy wyjazd na Seszele to był przypadek? A może coś więcej? Może to właśnie ona miała się tu znaleźć?
I nagle mu się przypomniało.
Znów się z nią przespał. Kilka godzin temu zrobił coś, co było okropne z każdej strony, z której by to na to nie patrzeć. Po pierwsze: zdradził swoją dziewczynę, po drugie: dał Keisse nadzieję. Czuł się jak ostatni dupek, ale nie wiedzieć czemu... czuł się też szczęśliwy, odkrywając jej tajemnicę.
- Ona mnie kocha.
Wiedziałem to. Wiedzieliśmy to od dawna ja i Marta.
Wygląda na to, że wszystko we wszechświecie ma swój porządek... w ruchach gwiazd i obrotach Ziemi i w zmianach pór roku. Lecz życie człowieka zawsze jest pełne chaosu. Każdy zajmuje swoją pozycję, próbując się w tym jak najlepiej odnaleźć, widząc błędne motywy innych i swoje własne.*
*
[Akurat - Lubię mówić z tobą]
Nazywam się Keisse Bielschowsky.
Może za często przeklinam, bywam wredna, mam cięte riposty, ale tak naprawdę wrażliwość to najbardziej dostrzegalna przez bliskich mi cecha mojego charakteru. Chociaż wydaje się, że jestem tak okropnie silna, nie potrafię radzić sobie z najprostszymi dla innych problemami. Dostrzegam zbyt wiele rzeczy, których nie powinnam. Nienawidzę rasizmu i egoizmu. Cenię mężczyzn, którzy potrafią kochać, ale nie wierzę w przyjaźń z nimi. Nie noszę szpilek, chociaż posiadam trzy pary w szafce. Upajam się wolnością tak samo jak moim ukochanym arbuzowym drinkiem i wódką. Tak, wódka to po amfetaminie to, co uwielbiam najbardziej. Ponadto dużo maluję, zwłaszcza melancholijne rzeczy, uwalniając się poprzez to od ojca alkoholika i szarej rzeczywistości. Jestem dobrym słuchaczem, ale także dużo mówię i wymagam, aby mnie słuchano. Jestem samotna pośród tłumu ludzi i czasami mam wrażenie, że krzyczę bardzo głośno, ale nikt mnie nie słyszy. Nie słyszy mojego wołania o pomoc. Dlatego bywam arogancka i bezczelna, a kiedy jestem dla kogoś miła, to albo udaję albo muszę go naprawdę wyjątkowo lubić. Och, i kocham amfetaminę i opium, wspominałam już? Jestem ćpunką. Jestem jaka jestem.
Jestem, bo muszę.
Nazywam się Keisse Bielschowsky i jestem uzależniona. Od kogoś, kogo kocham. Bez wzajemności.
Siedziała na brzegu oceanu, pozwalając, aby jego ciepłe wody obmywały jej stopy. Nie wiedziała już, co myśleć ani co robić. Właśnie wyznała miłość komuś, kogo nazywała swoim przyjacielem, a kto był po uszy zakochany w jej przyjaciółce i tworzył z nią udany związek. Bo odważyć się i wyznać komuś swoje uczucia to chyba jeszcze większe stadium bezbronności niż stanąć nago. Dlaczego to wszystko musiało być takie skomplikowane?
Westchnęła przeciągle i poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Wystraszona obróciła twarz, dostrzegając przed sobą niską blondynkę. Błękit jej oczu ją przerażał.
- Co się dzieje z człowiekiem, kiedy pęka mu serce? - zapytała Marta, przysiadając tuż obok dziewczyny.
- Nic. Zupełnie nic. - Odpowiedziała szybko Keisse - Przecież żyje, pije herbatę, bierze prysznic, czyta książki, słucha muzyki, czasem nawet się uśmiecha... Z tym, że każda z tych czynności nie ma najmniejszego choćby sensu. Rozumiesz?
Może dlatego, że kiedy okaże się przyjacielowi swoją słabość, człowiek już nie jest wobec niego tak swobodny. Może dlatego też, iż sądzimy zawsze, że nasze cierpienie jest jedyne, nieporównywalne, jak wszystko to, co nas dotyczy. Nikt nie kocha tak, jak my kochamy, nikt nie cierpi tak, jak my cierpimy. Brzuch przecież boli mnie, nie ciebie.**
Ale Marta nie musiała odpowiadać na pytanie. Znała ten ból. Może nie w takiej postaci, w jakiej właśnie doświadczała go Keisse, ale nawet ze wzmożoną siłą. Dla niej świat zakończył się z dniem śmierci Patryka. I musiał odrodzić się na nowo. Bo nagle miała dla kogo żyć, miała dla kogo pić tę herbatę i brać prysznic, czytać książki, słuchać muzyki i przede wszystkim się uśmiechać.
Siedziały tak obok siebie przytulone przez dłuższy czas, rozmawiając. Później Marta pobiegła do hotelu i przyniosła dla nich butelkę czerwonego wina, którą opróżniały powoli. Czasami się śmiały, czasami płakały, wspominając różne historie ze swojego życia. Każda z nich wiedziała, że bez siebie niewiele by miały. Chociaż nie znały się od dzieciństwa, wiedziały o sobie rzeczy, o których inni nie mieli pojęcia. Potrafiły chwalić, gdy druga zrobiła coś dobrze i przywracać do pionu, gdy było odwrotnie. Potrafiły spędzać ze sobą masę czasu, nie nudząc się przy tym. Potrafiły śmiać się do rozpuku z rzeczy, które niewiele śmieszą innych i potrafiły razem płakać przez coś, co dla kogoś innego okazywało się być błahostką. Mówią, że prawdziwi przyjaciele mogą nie rozmawiać ze sobą długo i nie widzieć się latami i nigdy nie poddadzą w wątpliwość swojej przyjaźni. Kiedy się spotykają, jest tak jakby rozmawiali ze sobą dzień wcześniej, bez względu na czas, który upłynął, czy to jak bardzo byli od siebie oddaleni.
- Co ja narobiłam, Marta...
- Co takiego?
- Spałam z nim. Znów.
Oczy Marty powiększyły się znacznie, a blondynka pokręciła tylko głową. Wiatr rozwiewał jej długie włosy, które falowały lekko. Słońce zaczęło zachodzić.
- Wiesz, że nie pochwalam tego, co robisz głównie ze względu na Sienę. - Powiedziała Marta po krótkiej chwili, łapiąc w dłoń piasek i pozwalając, aby uciekał między jej długimi palcami. Nagle uśmiechnęła się i następnie próbowała przybrać poważny ton. - Ale jeśli od tego zależy twoje szczęście, nie wahaj się użyć wszystkich możliwych narzędzi, aby je zdobyć. Mogą to być twoje znajomości, twój biust albo twoje wymuszone łzy. Wszystko, tylko żebym później nie musiała słuchać twoich narzekań.
Keisse zaśmiała się tylko cicho. Wiedziała, że Marta wszystko obróci w żart. Tak cholernie jej tego brakowało. Żeby zamiast mówić "robisz to źle", ktoś w końcu powiedział "rób tak, jeśli to uważasz za słuszne". Oczywiście nie uważała spania z Billem za słuszne, bo wiedziała, że to niesprawiedliwe wobec Sieny. Ale nie potrafiła się temu oprzeć.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, aż w końcu całkiem zaszło. Spędziły na plaży kilka dobrych godzin, upijając się winem i omijając kolację.
- Normalnie zaproponowałabym ci dzisiaj nocleg na plaży, ale wiesz... Papi... Prosiłam Toma, żeby się zajął nim na jakiś czas i chyba już pora wracać. - Zaczęła Marta i wstała, otrzepując się z piasku. Na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka.
- Tak, jasne. Idź. Ja posiedzę jeszcze chwilę.
- Na pewno?
Keisse pokiwała głową, a Marta po raz ostatni nachyliła się, aby przytulić przyjaciółkę. Powiedziała półgłosem:
- Detente un momento, cierra los ojos y escucha tu respiración. Lo que escuchas en estos momentos es tu vida, lo demás es menos importante.
Ciemnowłosa zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie cokolwiek z lekcji hiszpańskiego, które miała ostatni raz w gimnazjum. Chyba jednak na coś się one przydały. Uśmiechnęła się tylko i pocałowała Martę w czoło.
- Buenas noches, Wronicz.
Kiedy blondynka oddaliła się, Keisse włożyła słuchawki do uszu i wpatrywała się w gwiazdy. W ręku ciągle trzymała kieliszek wina, słuchając jednej piosenki w kółko i delektując się każdym łykiem napoju, leżała w ten sposób aż do świtu. Czekała na wschód słońca. Miała nadzieję, że razem z nowym dniem, pojawią się nowe nadzieje.
Zatrzymaj się na chwilę, zamknij oczy i słuchaj swojego oddechu. To, co słyszysz to życie, wszystko pozostałe jest mniej ważne.
_______________________
* OTH, Lucas
**Trzy metry nad niebem