Mojemu tacie. Wszystkiego najlepszego <3
____________________________
[The Veronicas – Everything I’m not]
Mówią, że czerwony kolor wprowadza człowieka w stan rozdrażnienia, poirytowania i gniewu. On, nie wiedząc dlaczego, lubił przebywać w jej pokoju i patrzeć na ściany. Inspirowały go. Ogromny, obronny buldog, twarze ludzi, napisy i zdjęcia. Mógłby na nie patrzeć godzinami.
- Słucham? Znowu z nią jesteś?
- No! Boże, jak się cieszę!
- Ty się słyszysz?! Ty… jak w ogóle… no… ale… Ty palancie!
- Słucham? Keis, o co ci chodzi?
Bill po raz pierwszy spojrzał na dziewczynę tak miażdżącym wzrokiem. W pierwszej chwili pomyślał, że musiał się przesłyszeć. O co właściwie jej chodziło? No tak, kobiety. Kto jak kto, ale on nigdy ich nie rozumiał.
- Najpierw cię rzuciła dla jakiegoś lamusa w obcisłym sweterku, a 20 minut przed tym, jak popieprzałeś mnie w łóżku Marty, ona wygarnęła ci w twarz, że jesteś nieprzydatną jej już do niczego kartą płatniczą! W ogóle wyrzekła się waszego związku! W rękaw mi ryczałeś, że cię zraniła! O Boże, jak mnie serce boli! Cytuję „ta dziwka mnie już nie chce”! Teraz skinęła palcem i już za nią lecisz jak durny piesek! – wyrzuciła z siebie na jednym tchu rozzłoszczona Keisse, a Bill zdziwił się, że to w ogóle możliwe, żeby tak szybko mówić.
- Zaaamknij się. – Wysyczał w końcu przez zęby, gdy pojął w końcu sens słów wypowiedzianych przez dziewczynę. – Ja ją kocham.
- To nie jest miłość, Bill. A już na pewno nie z jej strony. Owinęła sobie ciebie wokół małego palca i dyndasz jej przy ręku jak za duża bransoletka.
- Co ty możesz wiedzieć? Byłaś z kimś kiedyś, kochałaś kogoś? Zamknęłaś się w tym swoim mrocznym świecie i nie dopuszczasz nikogo. Tylko na siebie spójrz…
- Nie wierzę… – Keisse chlipnęła, ledwo powstrzymując łzy. – Jak możesz tak mówić… Próbuję cię tylko ostrzec, bo tracisz zmysły przy tej dziewczynie.
- To przestań próbować. Przestań zamartwiać się o innych i zajmij się sobą. To zaczyna być żałosne…
- Słucham? – wychrypiała, zaciskając wargi i przymykając powieki, spod których popłynęły słone łzy. – To nie przychodź jak znowu pomacha ci rączką na pożegnanie!
- Jesteś zwyczajnie zazdrosna!
- Jestem! Pewnie, że jestem! Jakbyś chciał zauważyć, to byś widział, że… Boże, przecież ja… O no kurwa mać, idźże no już!
Bill zawahał się przez chwilę. Ostatni raz widział ja taką zapłakaną, gdy opowiadała mu o swoim życiu. Tym razem czuł się podle, bo to on doprowadził ją do takiego stanu. Dłuższy czas wpatrywał się w nią w milczeniu.
- Ja… ja nie…
- Zabieraj dupę i całą swoja miłość do Sieny i wypierdalaj Bill! Wynocha! – Keisse wskazała palcem na drzwi swojego pokoju. W oczach Billa malowała się teraz nie złość, czego dziewczyna się spodziewała, ale kompletny zawód i smutek. Ona natomiast powoli opadała z emocji, chociaż serce pulsowało jej jak młot pneumatyczny, a twarz pokryła się barwą zbliżoną do koloru ścian.
Bill posłał jej ostatnie, pytające spojrzenie, a jego ręka spoczęła na klamce. Keisse westchnęła, uspokajając się.
- Bill, proszę cię, idź już. Spieszę się do pracy.
Chłopak potrząsnął powoli głową i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Keisse jeszcze przez chwilę patrzyła na miejsce, w którym przed chwią stał. Łzy same cisnęły jej się do oczu, ale postanowiła, że nie będzie płakać. To by było zbyt głupie – wykazać swoją bezsilność i chorobliwą zazdrość. Przecież niczego jej nie obiecywał, nawet nie powiedział, że mu się podoba. Przespali się ze sobą z czystego przypadku, żadne z nich nawet nie pamiętało tamtej chwili, co było spowodowane zbyt dużą dawką alkoholu. Więc nie może mieć do nikogo pretensji tym bardziej, że życzyła mu jak najlepiej. Czym prędzej sięgnęła po telefon i wykręciła numer, a gdy tylko usłyszała głos w słuchawce, rzuciła:
- Boss, mogę dziś wziąć dzień wolnego?
Prawdziwe życie musi dać ci kopa. Włącz muzykę. Nikt nigdy nie powiedział, że na jedną płytę będziemy mogli nagrać 200 utworów. Nigdy więcej wgłębień jak na płycie winylowej, tylko obróbka laserowa i złudzenie, że przynajmniej coś jest wieczne, coś bardziej trwałego od naszych gustów.
A wszystko, co musisz zrobić to załozyć słuchawki, połozyć się na ziemi i słuchac płyty swojego życia. Krok po kroku, nic nie możesz przeoczyć. Wszystkie utwory w jakiś sposób są potrzebne, aby iść dalej. Nikt cię nie potępia, nikt cię nie osądza, jesteś tym, kim jesteś i nie ma niczego lepszego na świecie. Pauza, przewijanie, play i jeszcze raz, i jeszcze. Nie wyłączaj nigdy swojego ulubionego artysty, kontynuuj nagrywanie, zbierz wszystkie utwory, by wypełnić chaos, który masz wewnątrz siebie. I jeśli pojawi się jedna łza, kiedy będziesz słuchał, nie bój się. To będzie łza fana, który słucha swojego ulubionego zespołu, by przeżyć. By wiedzieć, co dalej.*
Bo ona jest tym wszystkim…
Wszystkim, czym ja nie jestem.**
*
Minęło trochę czasu zanim zupełnie ochłonąłem. Wciąż nie mogłem wydobyć z siebie żadnego słowa tylko tępo patrzyłem na dziewczynkę, która rzekomo była moją przyrodnią siostrą. Jej duże, szafirowe oczy również utkwione były we mnie, lecz jej twarz o delikatnych rysach i małym, zgrabnym nosku wyrażała lekki strach. Czułem na sobie jeszcze wzrok wyczekującego taty, który chyba nie spodziewał się mojej reakcji. Właściwie jaka ona mogła być? Miałem dziewiętnaście lat i jak właśnie się dowiedziałem – od kilku mam jeszcze kogoś zupełnie bliskiego, o kogo istnieniu w ogóle nie miałem pojęcia. Może mała nie była mi tak bliska jak Bill, ale od razu wiedziałem i czułem, że… jest moją siostrą, którą zawsze chciałem mieć. Była słodka i urocza. Moje usta wygięły się w szerokim uśmiechu w tym samym czasie, w którym usta dziewczynki zrobiły dokładnie to samo.
- Jestem Tom. – Powiedziałem, podając jej rękę. Mała nieśmiało podeszła, by ją uściskać. W chwili, gdy jej ciepła dłoń dotknęła mojej poczułem, że przechodzą mnie dreszcze.
- A ja Lily. – Odparła dziecinnie słodkim głosikiem i uśmiechnęła się, ukazując lśniąco-białe zęby. – I mam sześć lat. Tatuś dużo mi o was opowiadał.
Obydwoje zerknęliśmy na tatę. Jego reakcja zupełnie nas zaskoczyła. W kącikach jego oczu pojawiły się łzy, które szybko otarł wierzchem rękawa. Zmieszałem się trochę, wiedząc, że o ze wzruszenia.
- Tatusiu, nie płacz. Tom jest fajny. Lubię go.
Zaśmialiśmy się oboje z ojcem.
Jakiś czas później siedziałem wygodnie w fotelu, sącząc piwo, które dał mi tato i opowiadając mu kilka incydentów z naszego życia. Raz po raz zerkałem w stronę pokoju, w którym Lily bawiła się samochodami. Dziwne – Bill podobno, gdy był mały wolał lalki, a Lily najwyraźniej wolała autka. Nieźle się dobrali.
- Dlaczego właściwie wróciłeś? – zapytałem nagle, lecz zaraz uznałem, że to nieodpowiednie pytanie. Przeglądałem właśnie kolekcję płyt taty, w której przeważała muzyka z lat osiemdziesiątych jak Modern Talking, Boy George, Wham czy Michael Jackson.
- Kiedy moja żona chorowała na raka, a lekarze nie dawali jej szans na przeżycie zdałem sobie sprawę, że właściwie po jej śmierci zostanę sam z Lily – mówił tata i widząc moją minę szybko sprostował:
- Nie chodzi mi o własny egoizm, Tom! Zupełnie nie chodzi tutaj o mnie. Po prostu zrozumiałem, że życie jest takie krótkie, a ja nie dałem nam żadnej szansy na to by być ze sobą bliżej. Chciałem, żebyście mnie poznali lepiej, żebyśmy zaczęli spędzać razem czas, bo przecież jesteście moimi synami i kocham was. Ciągle myślałem, jakby to było, gdybyście żyli kolejne kilkadziesiąt lat, zupełnie nie wiedząc, czy ja w ogóle żyję, czy kiedykolwiek myślę o was…
- Przecież mogłeś zadzwonić.
- Wielokrotnie brałem do rąk telefon i wykręcałem wasz numer. Niekiedy odbieraliście, niekiedy nie, lecz ja mimo wszystko zawsze się wtedy rozłączałem, ponieważ za bardzo bałem się tej rozmowy. Moja żona zawsze powtarzała mi, żebym w końcu się przełamał i porozmawiał z wami.
- Twoja żona wiedziała o nas? – zupełnie się zdziwiłem.
- Oczywiście. Wspólnie nagrywaliśmy wasze występy w telewizji i zawsze wtedy mówiłem Lily, że jesteście jej braćmi i jak bardzo jestem z was dumny. – Tato mówiąc to przegrzebał kolekcję swoich płyt, wyciągając z niej jedną w czerwonej okładce, na której widniał napis „Schrei” i drugą zieloną z napisem „Zimmer 483″. Podał mi je do rąk.- Myślisz, że nie kupiłbym waszej płyty? Byłem po nią w sklepie jako pierwszy już na premierze! Swoją drogą, całkiem niezłe macie kawałki. Zwłaszcza podoba mi się Jung und nich mehr Jugendfrei i Reden.
Ojciec uśmiechnął się, a ja chyba lekko się zaczerwieniłem. Przecież ta druga piosenka była o mnie i moich przygodach seksualnych! Tato chyba rozszyfrował moje myśli, lecz nic już więcej na ten temat nie powiedział tylko znów uśmiechnął się do mnie.
*
- Słuchaj, Siena. Nie potrzebujesz może pracy? – zagadnęła nagle Pauline, kiedy razem z Martą siedziały w kuchni, aby przedyskutować plany na imprezę urodzinową bliźniaków. – Tak się składa, że za miesiąc wracam do Francji i nie ma nikogo na moje miejsce w NoName, a szef prosił, żebym kogoś znalazła.
- Od września zaczynam szkołę. No wiesz… matura w tym roku. Raczej nie mogłabym pogodzić nauki i pracy.
- Rozumiem. – Odparła rudowłosa i z niesmakiem na ustach wykreśliła kolejne nazwisko na swojej kartce. – No trudno, może Keisse się zgodzi.
- Nawiasem mówiąc, całkiem nieźle to wszystko wykombinowała. – Marta podała na stół talerz pełen kanapek i usiadła na jednym z krzeseł. – Wiecie, tę imprezę dla bliźniaków. Chyba na prawdę bardzo jej na tym zależy.
- A tobie nie? – zaśmiała się Siena, wkładając do ust kromkę. – Martuś, będzie wyjebanie! Odpicuję Toma tak, że jak odstawi dla ciebie swój erotyczny taniec w samych stringach, to uwierz mi, ale tej nocy będziesz chciała zostać mamą po raz drugi!
- O nie. – Marta oparła głowę o blat stołu, udając załamaną. – A myślałam, że sam Bill w tych różowych uszach króliczka playboya to za wiele jak na jeden raz!
Dziewczyny zaczęły się śmiać, a ich śmiech został szybko przerwany przez nagłą obecność w kuchni dziwnie podekscytowanego Georga. Dopiero kilka sekund później pod wpływem wiatru trzasnęły drzwi wejściowe.
- Dziewczyny, nie uwierzycie! – wrzasnął chłopak głosem tak piskliwym, że Siena musiała zakryć dłońmi uszy. Gdy tylko dostrzegł stos kanapek leżących na stole, sięgnął po trzy z nich, ładując je sbie do ust.
- A może jakieś ‘dzień dobry’?
- Georg, czy ty znów wszedłeś do tego domu bez pukania? – zapytała lekko poirytowana jego bezpośredniością Marta.
Basista odwrócił się do tyłu, zerkając na drzwi i przypominając sobie, że Marta nie lubi, gdy jej dom traktuje się jak sklep spożywczy.
- Być… może. – Odparł nieco niezrozumiale z ustami pełnymi jedzenia. – Ale dlaczego się dziwisz, skoro drzwi były otwarte?
- Zamorduję cię kiedyś! Normalnie uduszę! A potem zakopię, odkopię, sklonuję i zabiję te klony! – nakręcała się blondynka gotowa coś jeszcze powiedzieć, lecz jej słowa zostały przerwane, tym razem przez pukanie do drzwi. Chwilę później w kuchni pojawili się Gustav z Anke, witając się z wszystkimi.
- I to się właśnie nazywa kultura osobista!
- Uważasz, że jestem niekulturalny? – oburzył się Georg i z aktorskim gestem odrzucił do tyłu głowę i założył ręce na piersi. Uśmiechnął się perfidnie. Marta w tym samym czasie udała się do przedpokoju i zamknęła drzwi na klucz, aby już nikt nie przyczepił się, że tego nie robi i nie wchodził do jej domu kiedy i jak mu się żywnie podoba.
- Uważam wiele więcej na twój temat, ale może nie przeciągajmy. O co chodzi?
- Wcale nie musimy wynajmować żadnego klubu! – pisnęła Anke, a Sieny dłonie po raz drugi w ciągu pięciu minut powędrowały w stronę uszu.
Marta i Pauline spojrzały po sobie sądząc, że ta czternastoletnia dziewczynka zdołała jednak przekonać pozostałych na wersję Leśnego Kaulitz Party. Czyli jednak ze swoim drugim dzieckiem Marta może się pożegnać, a już zaczynała podobać jej się ta wizja i Tom tańczący na rurze specjalnie dla niej.
- Chodzi o to, że rodzice Anke wyjeżdżają na cały tydzień, zostawiając całkiem pusty dom w Berlinie. – Wytłumaczył Gustav, a jego dziewczyna przytaknęła głową, uśmiechając się szeroko – Dodam, że ten dom jest jakieś trzy razy większy od tego całego klubu, który chcieliśmy wynająć.
Marta odetchnęła z niespodziewaną ulgą. Wyraz twarzy Pauline i Sieny diametralnie się zmienił.
- W takim razie zaoszczędzimy na wynajmie. Trzeba to tylko powiedzieć o tym Keisse i Andreasowi.
Na wypowiadane właśnie imię Andreasa Siena i Pauline nieznacznie skrzywiły sie z odrazą. Skrzywiły się jeszcze bardziej, gdy w kuchni Marty pojawił się sam Andreas wyszczerzony od ucha do ucha. Jego blond czupryna sterczała w nieartystycznym nieładzie trochę opadając na lewe oko, szerokie spodnie plątały się gdzieś między kolanami, a czarna, oryginalna skóra pobłyskiwała w słońcu, które docierało z okna.
- Siema – wypowiedział tylko i jak pozostali sięgnął po kanapkę leżącą na talerzu i rozsiadł się wygodnie na krześle lub bardziej odpowiednim słowem byłoby rozłożył się, bo jego pozycja była półleżąca, a nogi wyciągnięte były do przodu tak mocno, jak tylko się dało. Reszta odpowiedziała mu krótkim ‘cześć’.
Szczęka Marty opadła kilka centrymetrów w dół, a Georg chrząknął, by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny.
- Czy mówiłaś coś, że jestem niekulturalny?
- Ja? Jestem pewna, że nawet o tym nie pomyślałam – Marta udała zdziwioną, po czym przeszła obok stołu i stanęła obok Andreasa, kładąc mu ręce na ramiona – Hej, a ty jak tu wszedłeś? Przecież zamykałam…
Zamilkła na chwilę, a pozostali, z nią włącznie, otworzyli szeroko usta, gdy Andreas uśmiechając się wyciągnął z kieszeni mały kluczyk pobłyskujący w słońcu. Widząc miny innych, przewrócił tylko oczami.
- Zwinąłem ci ostatnio jak nie widziałaś i dorobiłem sobie. – Wyjaśnił beznamiętnie, szperając w kieszeni, po czym wyciągnął z niej papierosa – Maleńka, patrzysz na mnie takim wzrokiem, że bezczelnie proszę o jeszcze! Zupełnie nie wiem, z czego robicie aferę. Mam takich kluczy miliony. O, do bliźniaków, Georga, Gustava… – mówił, a wymieniani chłopcy spojrzeli po sobie zdziwieni – Jestem pewien, że do Sieny też by się tam gdzieś znalazł. – Andreas puścił dziewczynie oczko, a ta zadrżała tylko pod wpływem jego słów, jakby bała się, że właśnie w tej chwili chce naruszyć jej prywatność.
- Do… do mnie masz? – jęknął Gustav.
- Ba. Ostatnio nawet dorobiłem sobie do sypiali Simone. No wiecie… nigdy nie wiadomo, czy nie będzie potrzebowała jakiegoś pogotowia erotycznego. – Blondyn poruszył śmiesznie brwiami, a Pauline tylko prychnęła jako jedyna wydając z siebie jakikolwiek odgłos.
Marta spojrzała na twarze innych. Georg i Gustav nie bardzo byli tą sceną wzruszeni, co pewnie wynikało z dość dobrej znajomości Andreasa. Siena i Pauline wolały nie odezwać się słowem być może dlatego, że ciągle były w jawnej wojnie z chłopakiem, a biedna Anke kurczowo trzymała się swojego chłopaka, jakby bojąc się samych słów Andreasa. Marta westchnęła głośno ku uciesze reszty towarzystwa, postanawiając, że bierze sprawy w swoje ręce.
- Ciebie… – zamyśliła się na chwilę, by poszukać odpowiedniego słowa – …całkiem już pojebało?
Andreas spojrzał na nią nieco zdziwiony, by chwilę później wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Trwało to kilka minut zanim się uspokoił.
- Gdybyście widzieli swoje miny! – zaśmiał się na cały głos – Ludzie, czy wy serio myślicie, że jestem aż tak nienormalny, żeby dorabiać sobie klucze do waszych domów? Sory, ale jakoś niespecjalnie interesuje mnie wasze życie prywatne, choć nie powiem… – tutaj z cwanym uśmieszkiem zlustrował wzrokiem Sienę – …niektórych rzeczywiście tak.
Wszyscy po kolei odetchnęli z wielką ulgą, trzepiąc Andreasa w tył głowy i rzucjąc krótkie wyzwiska pod jego adresem, śmiejąc się przy tym.
- Martusia, wszedłem frontowymi, bo jak zawsze zapomniałaś zamknąć. – Wyjaśnił, ciągle śmiejąc się z pozostałych i ich wyrazów twarzy.
*
- Wiesz… Mam siostrę. – Szepnąłem cicho, opierając się o balustradę balkonową w domu Marty i mimowolnie się uśmiechnąłem. Andreas zakrztusił się zaciąganym właśnie dymem tytoniowym, a papieros z wrażenia wypadł mu przez balkon. Zaśmiałem się tylko, pozwalając, aby ostra woń Marlboro, którego trzymałem w ręce, owionęła moją twarz.
- Że jeszcze jeden Kaulitz na świecie? Pierdolisz? – blondyn uniósł w górę brwi. – Te, stary, daj jeszcze jednego szluga.
Wyciągnąłem z kieszeni paczkę fajek i podałem ją przyjacielowi. Popatrzyłem przez chwilę, jak wyciąga z niej trzy papierosy i odparłem:
- Weź sobie całą. Ja już nie palę. – Zgasiłem niedopałek o popielniczkę, sprowadzając na twarz Andreasa zdziwienie. Wzruszył ramionami i schował pudełeczko do kieszeni. – Palenie zabija?
- Nigdy o tym nie słyszałem.
- Bardzo zabawne, wygraweruj to sobie na nagrobku.
- Ej, ale ta twoja siostra… – zmienił temat – Ty serio mówiłeś?
- Jaka siostra? – usłyszeliśmy za sobą głos Billa i odwróciliśmy się w jego stronę. Był uśmiechnięty od ucha do ucha. Andreas wyciągnął ku niemu paczkę szlugów.
- Nie, dzięki. Nie palę już. Siena tego nie lubi.
- Kurwa, co wam się wszystkim stało? – Andreas klepnął się otwartą dłonią w głowę, ale spodziewając się, że nikt mu na to pytanie nie odpowie, postanowił kontynuować poprzednią rozmowę. – Siostrę masz, nie wiedziałeś?
Bill przeniósł niepewny wzrok na mnie. Pokiwałem tylko głową, uśmiechając się. Jego twarz natomiast nie wyrażała żadnych emocji. Może nie uwierzył, może za bardzo się zdziwił, nie potrafiłem teraz tego rozszyfrować, ale niemniej – nie interesowało mnie to za bardzo. Byłem zadowolony i dumny z siebie, bo potrafiłem zrobić coś, czego nigdy wcześniej bym nie zrobił. Schowałem honor głęboko do kieszeni i posłuchałem słów Marty, by pozwolić samemu sobie mieć ojca i dać mu szansę. A kiedy dowiedziałem się, że ta mała, słodka dziewczynka o pięknym imieniu, Lily, to moja siostra, moje życie przewróciło się do góry nogami. Tak samo jak wtedy, kiedy poznałem Martę.
- Idę. Siena czeka. – Odparł Bill po chwili namysłu – Chyba oglądniemy sobie znowu jakiś film.
- Matko, ale żenada.- Skomentował Andreas, wywracając oczami.
- Jak dużo filmów w życiu widziałeś? – spytał na wychodnym lekko oburzony Bill.
- Wliczając porno?
- Nie…
- Jeden.
Zaśmialiśmy się wszyscy. Jak za dawnych czasów byliśmy teraz najlepszymi przyjaciółmi. Może to ja się zmieniłem. Może byłem teraz innym człowiekiem, ale nie znaczyło to, że mógłbym porzucić przyjaciela. Chociaż kiedyś z Andreasem łączyło nas masę rzeczy, dzisiaj pomimo różnic charakterów i zdań wciąż byliśmy blisko siebie. Dawniej siadaliśmy w jakimś barze, piliśmy piwo, popalaliśmy papierosy i mogliśmy godzinami rozmawiać o panienkach i seksie. Może dorosłem. Może on wciąż był taki jak kiedyś. Ktoś kiedyś mi powiedział, że ludzie się nie zmieniają. To nie prawda. Ja się zmieniłem i czułem to całym sobą. Bo czasami musisz stać się kimś innym. Musisz jednak pamiętać, kim byłeś. Kim chciałeś być. Kim jesteś.***
- Tom, wcisnąłem im dzisiaj kit, że mam klucze do ich mieszkań.
- Ale… przecież to nie kit. Ty na prawdę je masz.
- Wiem. I ty też to wiesz. – Uśmiechnął się blondyn, a w jego oczach pojawiły się iskierki – Ale oni nie muszą tego wiedzieć. Nie wydasz mnie, co?
- Jasne, że nie. – Poklepałem go po ramieniu, kręcąc ze śmiechem głową. Po chwili spoważniałem. – Ale oddaj klucz do domu Marty.
Na twarzy Andreasa pojawił się cwany uśmiech, a jego ręka sięgnęła do tylnej kieszeni. Podał mi mały, srebrny kluczyk.
Niebo było bardzo gwieździste tej nocy.
Za moim oknem widzę tylko szybkie samochody, oszalałe motory, stojące skutery, ruch uliczny za plecami. Patrzę i wierzę, że nauczyłem się małej prawdy: świat cię pogania, ponieważ można zawsze zdążyć na czas. Chce, aby można było pamiętać tylko odgłos twoich kroków. Prawda jest taka, że kiedy się spostrzegasz nie idziesz w żadną stronę, a więc dodaj gazu.****
______________________________
*Trzy metry nad niebem (film)
**The Veronicas – Everything I’m not
***Mouth, One Tree Hill
****Trzy metry nad niebem (film)