Jak huragan wpadłem do męskiej toalety. Czułem, ze mój pęcherz zaraz eksploduje. W biegu odpinałem pasek od spodni, a kiedy tylko dopadłem wolnej kabiny poczułem natychmiastową ulgę. Kręciło mi się lekko w głowie, a do uszu wciąż dobiegał nieznany i niesamowicie denerwujący odgłos. Czy po pięciu piwach można już nie kontaktować?
Załatwiwszy swoją potrzebę, odetchnąłem głęboko i z impetem otworzyłem drzwi kabiny. Moje nogi zrobiły się jak z waty, nie pozwalając na zrobienie nawet jednego kroku. Prawie wrosłem w posadzkę, patrząc na stojącą przede mną Pauline, która zaciskała mocno usta, trzymając ręce na piersi.
Kilku chłopców, też już ładnie wstawionych, śmiało się gdzieś po kątach, obserwując jak dziewczyna mierzy mnie wzrokiem.
- No… co? Załatwić się nie można? – mruknąłem w jej stronę, wymuszając blady uśmiech. – Poza tym chyba pomyliłaś toalety.
Jej duże oczy przemawiały nienawiścią. Ominąłem ją bez słowa, jednak po chwili poczułem, jak chuda ręka ściska mnie za ramię, a ciało Rudej przygniata do ściany. Z jej ust padło kilka wulgarnych, jak się domyślam, słów po francusku.
- Stój, Kaulitz! – krzyknęła wprost do mojego ucha. – Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co? Że możesz tak niewinnie owijać sobie Martę wokół palca?! "Chyba się zakochałem" – prychnęła, cytując moje słowa zmienionym głosem – Żałosn jesteś. Znam twoją taktykę, przejrzałam cię od samego początku. Jeżeli myślisz, że między tobą a Martą dojdzie do czegokolwiek, to się grubo mylisz!
Wbiła swój wskazujący palec we mnie i znów zabluzgała coś po francusku. Kosmyki jej włosów zasłoniły twarz. Szybko odrzuciła je do tyłu.
Stałem, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Teraz… Wydawało mi się to dziwnie śmieszne. Jej słowa, gesty, ruchy. Na mojej twarzy pojawił się wielki banan.
- I z czego się śmiejesz?! – wrzasnęła na całe gardło – Koleś, ja nie żartuję! Jeszcze jeden taki ruch, a Marta się o wszystkim dowie, obiecuję ci to!
- Wyluzuj – uśmiechnąłem się, widząc jej zmarszczki na nosie, kiedy tylko unosiła głos. Ująłem w dłoń jej palec i chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia, szczerząc zęby.
- A tak w ogóle, to o czym 'wszystkim' miałaby się dowiedzieć? – mój głośny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu, odbijając się echem od ścian.
Pauline została sama z kilkoma chłopakami, którzy tępo patrzyli na jej osobę.
Czując, jak obraz przed oczami zaczyna mi się rozmazywać, wkroczyłem pewny siebie na parkiet, wodząc wzrokiem za Martą. Jeszcze jedno piwo nikomu nie zaszkodzi.
Rzuciłem się w wir ludzi, szalejących na parkiecie. W tym momencie nic się już nie liczyło. Tylko mój błogi stan i pełno panienek tańczących wokoło mnie. Jakbym płynął, jakbym latał, szybował w przestworzach… Nawet nie zauważyłem jak długonoga brunetka zgrabnie kołysze się obok mnie, trzepocząc zalotnie rzęsami. Jej dłonie wędrowały wzdłuż szczupłego ciała, co jakiś czas delikatnie dotykając moich bioder.
- Zabawimy się? – uśmiechnęła się, widząc jak mój wzrok wędruje w okolice jej dużego dekoltu. Złapałem ją za tył głowy, bujając się w rytm muzyki. Zatopiłem twarz w jej włosach, a ta lekko zaczęła głaskać mnie po szyi.
- Mraaau. – Zamruczała mi do ucha, niczym kocica, nie żałując seksownych ruchów ciała. Było mi tak dobrze, jak jeszcze nigdy.
- Może pójdziemy gdzie indziej, hm? – zapytałem, a moja ręka niby przypadkiem trafiła na jej pośladek. – Gdzieś, gdzie nie będzie ni… BILL?! Miało cię tu nie być?!
Wrzasnąłem, odpychając od siebie brunetkę, która zniesmaczona zniknęła gdzieś w tłumie. Nie przewidziało mi się. Dokładnie obok mnie stał brat z wyraźnym grymasem na twarzy. Stałem skamieniały, lecz po chwili uśmiechnąłem się, klepiąc Czarnego po plecach.
- Ty frędzlu zajebany, dlaczego nie powiedziałeś mi o Sienie? – ledwo powiedziałem, zataczając się.
- Patrz, jakie masz źrenice…
- Ooo, nie widzę! – wybuchnąłem śmiechem ze swojego żartu. Wszystko było takie zabawne. Bliźniak wziął mnie pod ramię, podtrzymując moje ciało.
- Tom, chyba za dużo wypiłeś. Chyba musimy już wracać.
Zaśmiałem się szyderczo. Urwał mi się film.
*
Ciche szepty brzmiały mi w uszach. Przewróciłem się na drugi bok, próbując zasnąć, chociaż głowa bolała mnie jak cholera, a natarczywe promienie wschodzącego słońca muskały moje powieki.
- Wody – wykrztusiłem z siebie półgłosem, otwierając zaspane oczy. Nagle, nie wiadomo skąd ujrzałem przed oczyma szklankę przezroczystego napoju i cichy chichot. Dłoń zaciśnięta na naczyniu była jakaś inna niż zwykle. Nie ta, którą powinienem był widzieć. Nie zbyt kontaktując z rzeczywistością, z trudem podparłem się na łokciach, czując niesamowity ból w klatce.
Chciałem spojrzeć na Billa, siedzącego obok, lecz w moje oczy uderzył o niebo piękniejszy widok.
- Ma… Marta? – wydukałem, otwierając buzię ze zdziwienia.
- Cześć, Tom. – Uśmiechnęła się perliście. – To może ja skoczę po jeszcze jedną szklankę wody. – Odparła i po chwili zniknęła w drzwiach.
Czegoś tu nie rozumiałem. Skąd ona się tutaj wzięła? Jakim cudem leżała (no prawie, bo właściwie siedziała) na moim łóżku obok Billa? Dlaczego akurat teraz, kiedy mam największego kaca na świecie?!
- Skąd Marta tutaj? – zapytałem, podciągając się do pozycji siedzącej i poprawiając wymiętą kołdrę.
- Wczoraj w nocy napisała mi sms’a, że jesteś trochę wypity i czy mogę jej pomóc donieść cię do domu, więc poszedłem do NoName i widząc, jak obściskujesz te panienkę…
- Dobra, dobra, pamiętam, co było dalej. – Przerwałem mu szybko, uciszając. Nie chciałem, by mówił tak głośno. – Ona tutaj… spała?
Bill potwierdził głową. Na jego twarz wskoczył szelmowski uśmiech, który niechętnie chciał ukryć. Pewnie pomyślał, że ja myślę, że… Nieważne. Za bardzo to skomplikowane, żebym wytłumaczył. W każdym razie Bill i Marta w akcji Night-Stand to najbardziej śmieszny widok jaki mogłem sobie wyobrazić. Nie, nie, nie. Bill się zupełnie do tego nie nadaje.
- Pozwoliłeś, żeby tu nocowała, wiedząc, że jestem narąbany jak stodoła?! - dopiero teraz dotarło do mnie, co tak naprawdę się wydarzyło. Przecież Marta mogła sobie pomyśleć Bóg wie co!
- O, ho ho. Teraz na mnie? Trzeba się było hamować! – prychnął gniewnie, lecz po chwili znów się rozchmurzył, bawiąc się kosmykami swoich włosów. – Zapomniałbym, mama zostawiła kartkę. Nie będzie jej przez jakiś czas. Czytaj.
Brat sięgnął do kieszeni swoich obcisłych spodni (Jak można mieć takie spodnie, w których męskość w ogóle nie może oddychać?) i wyjął białą, pomiętą karteczkę, podając mi ją. Rozwinąłem papier, zerkając na zamazujące się przed oczyma napisy.
Wilhelmie i Thomasie!
Stało się tak, jak przypuszczałam. Gordon musiał zostać jeszcze jakiś czas w Berlinie, a w związku z tym, że za niedługo jest nasza jedenasta rocznica (tylko nie mówcie, że zapomnieliście!) zaprosił mnie do siebie na jakiś czas. Nie wiem, ile dokładnie to potrwa, ale chcemy ten wyjątkowy wieczór spędzić jak najmilej. Podczas nieobecności mamusi bawcie się dobrze, nie zrujnujcie doszczętnie domu, karmcie Scotty’ego i nie przeklinajcie na listonosza, kiedy przyniesie Wam kolejną stertę listów od fanek, bo to naprawdę biedny, schorowany człowiek. Thomasie, a Ty nie puszczaj się jak męska dziwka na prawo i lewo, jak to bywa w Twoim zwyczaju, bo nie chciałabym zostać babcią w tym wieku. Kocham Was bardzo.
Mamusia.
PS: Bill, zaopiekuj się bratem.
- Thomasie… Jak ja tego nienawidzę! – warknąłem cicho.
- Thomasie jeszcze jakoś brzmi! A Wilhelmie?! Co to ma być? Jestem Bill, a nie żaden Wilhelm!
- "Nie puszczaj się, jak męska dziwka na prawo i lewo, jak to bywa w Twoim zwyczaju, bo nie chciałabym zostać babcią w tym wieku". Gdyby ona wiedziała, ile razy miała już okazję zostać babcią!
- Ale Tom… nie zrobisz sobie dziecka wcześniej niż przed trzydziestką, prawda? Kiedyś obiecaliśmy sobie, ze będziemy korzystać z życia do końca i czas na dzieciaki będzie duuużo później. Nie jestem gotowy do roli wujka.
- Jasne, że nie! Nie będę się zaraz w pieluchy pakował – wyszczerzyłem się i usłyszałem kroki po schodach. Marta stanęła w drzwiach, posyłając mi ciepły uśmiech. Po chwili podała mi kolejną szklankę wody, którą łapczywie wypiłem jednym łykiem.
Myślałem, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię.
*
- Tom list do ciebie! – zawołał Bill, siedzący w salonie pośród masy listów, podczas kiedy ja i Marta próbowaliśmy uporać się z jajecznicą. Jakoś nie bardzo nam to wychodziło.
Akurat nadszedł czas na odbieranie poczty. Niegdyś uzgodniliśmy, że w ciągu tygodnia tylko raz – co wypadało w piątki będziemy czytać wiadomości od fanek. Zadanie było to bardzo męczące, aczkolwiek i zabawne, szczególnie kiedy dostawało się wiele niemoralnych propozycji, z których ja chętnie kiedyś bym skorzystał.
Co jakiś czas z pokoju gościnnego dobiegał nas śmiech Billa i ciche westchnięcia. Był w swoim żywiole. Kochany i uwielbiany przez wszystkich.
Trzeba przyznać, ze jajecznicę zrobiliśmy wyśmienitą, pomimo wielu nieudanych prób rozbicia jajek na patelni. Doprawiliśmy ją kilkoma składnikami i aż sam się zdziwiłem, ze mam taki talent do gotowania. Brat oczywiście śniadania jeść nie chciał, bo niby nie był głodny. Ja jednak wiedziałam, że u niego jeden kilogram za dużo to maskara.
- Powtarzam! List do ciebie! – krzyknął mi nad uchem, kiedy przeżuwałem kanapkę i zaczął machać kopertą przed nosem. O dziwo, tylko jedną.
- Dzięki, ale mam już dość tych wszystkich "Tom, przeleć mnie" albo "Pokaż mi swój biały sos".
- Wątpię, że Georg chciałby widzieć twój biały sos.
- Georg? – zrobiłem wielkie oczy, wyrywając bratu z ręki korespondencję. Zerknąłem na nadawcę. Faktycznie. Pisało jak czarno na biały: Georg Mortiz Hagen Listing. Szybko otworzyłem niedbale zaklejoną kopertę.
Majorka, 04.07.2009.
Tom, kurde, stary, wiesz, jak tu jest zajebiście?! No, co ja piszę, przecież byliśmy tu kiedyś razem i na pewno wiesz. Piwo to mają sto razy lepsze od nas, a od panienek to się po prostu roi! Już z kilkoma zdążyłem się poumawiać i byłem na kilku randkach, które skończyły się wiadomo jak. Te laski są jak seksbomby! Chyba musimy tutaj kiedyś zagrać jakiś koncert, a póki co zostaję na Majorce jeszcze przez najbliższy miesiąc. Dobra, chciałem Ci się tylko pochwalić, bo wiem jak teraz mi zazdrościsz (o ile w ogóle przeczytałeś ten list, bo istnieje opcja, że zagubił się gdzieś pośród innych). Do zobaczenia. Pozdrów Billa.
Georg.
Poczułem wypieki na twarzy. Nagle dostrzegłem jeszcze jeden list w środku.
Majorka, 04.07.2009.
Tak na prawdę, to ten wcześniejszy list jest kłamstwem, ale co Ci miałem napisać? Że na plaży pustki, a ja siedzę w hotelu i gram ze starymi w Scrabble? Wyśmiałbyś mnie. Chociaż pewnie i tak teraz tarzasz się po podłodze. Piwa pić nie mogę, bo moja mama uważa, ze to nie ten wiek (chociaż 18-stkę skończyłem cztery lata temu!) i co chwilę mnie kontroluje. W hotelu niby mamy saunę, basen i jacuzzi, ale i tak nie możemy z tego korzystać, bo jak się okazało – to jest w innej ofercie, a my oczywiście mamy tę gorszą i do dyspozycji pozostało nam tylko… No właściwie nic. Ponadto ojczulek wprowadził zasady zdrowego odżywiania i wyobraź sobie, ze każdy posiłek to coś z warzyw i owoców, a mięsa jeść mi nie wolno, bo mama jest wegetarianką. Ja tu chyba dostanę szału! Już chcę wracać!
Na razie. A Billa nie pozdrawiaj, bo już w tamtym liście go pozdrowiłem.
Georg.
Ach. Zmiąłem list w ręce. Listing zawsze miał mózg wielkości orzeszka ziemnego.
- Będę się zbierać. – Odparła Marta, wstając od stołu.
- To ja… Ja cię odprowadzę.