8. Chłopaki nie płaczą.



Nie, nie, nie.
To nie mogło być prawdą.

Przetarłem szybko oczy w nadziei, że owa Pauline nie jest dziewczyną, którą nazwałem dziwką. Jakaś inna, trochę podobna, nic więcej. Przypatrzyłem jej się uważnie, ciągle ściskając jej dłoń. Nie było to jednak konieczne, gdyż nawet ktoś z wielka wadą wzroku, by ją rozpoznał.
A jednak. To była ona.

- Znacie się? – zapytała zdziwiona Marta, tym samym przerywając moje rozmyślania. – To wspaniale!
Skrzywiłem się lekko na te słowa. Pauline jednak pozostała z takim samym mściwym wyrazem twarzy. Wyrwała swoją rękę z mojego uścisku, poprawiła swoją plisowaną spódniczkę i ściągnęła na dół bluzkę, która odkrywała jej pępek.
- Owszem, mieliśmy już tak miłą okazję na poznanie się. Ekhm… Miłą? – Udała głębokie zastanowienie, uśmiechając się perfidnie i po chwili poklepała Martę po ramieniu. – Zaraz wychodzę, tylko wyprostuję włosy.
Pauline mlasnęła po czym udawszy się po schodach na górę, zniknęła nam z oczu. Od razu wiedziałem, że jej towarzystwa lubić nie będę. Czułem się zawstydzony w jej obecności. Dlaczego akurat musiała to być kuzynka Marty? To się nazywa mieć szczęście.
Czego ja się właściwie spodziewałem? Że Ruda rzuci mi się w ramiona, zacznie całować po twarzy i krzyczeć, ze mnie uwielbia? Nonsens. 
Na pewno nie po tym, jak ją nazwałem. Ale gdyby tak…
- Marta, będę spadał. – Oznajmiłem szybko, zerkając na wyświetlacz mojego telefonu. – I może następnym razem to ty mnie odwiedzisz, hm? Chętnie poznam cię z moim bratem, bo jego dziewczynę już znasz. – Zaśmialiśmy się oboje, po czym przed oczyma śmignęła mi biała kartka. Naskrobałem na niej swój adres, albo raczej można by rzec – wykaligrafowałem, aby Marta mogła cokolwiek z tego zrozumieć. Prędko założyłem buty na stopy, rozglądając się, czy przypadkiem Pauline nie schodzi na dół.
Spieszyłem się.
Nie dlatego, że musiałem wcześnie być w domu. Nic z tych rzeczy. Z takowych reguł wyrosłem już dawno i obdarzony pełnym zaufaniem przez mamę (niestety ostatnio nasze stosunki znacznie się pogorszyły) mogłem wracać do domu późno w nocy lub nie wracać w ogóle.
Musiałem złapać Pauline i porozmawiać z nią. Wytłumaczyć jej wszystko dokładnie bez zbędnych słów, typu dziwka.
Znów zacząłem się bać.

- Następnym razem, kiedy się spotkamy opowiesz mi jak poznałeś się z moją kuzynką – uśmiechnęła się Marta, a ja powoli przytaknąłem głową.
Tylko nie to.
Pomachałem blondynce i gotowy do wyjścia opuściłem jej dom. Przez chwilę dziewczyna stała w drzwiach, odprowadzając mnie wzrokiem, a kiedy tylko je zamknęła pobiegłem pędem przed siebie. Usiadłem na niewysokim murku, co chwilę odwracając się za siebie, by zobaczyć czy Pauline nie wychodzi.
Miałem tylko nadzieję, że Ruda przez najbliższe pięć minut nie zdąży opowiedzieć Marcie o całym zajściu w klubie. Bo jeśli już to zrobiła… jest po mnie.
Sięgnąłem głęboko do kieszeni i wyciągnąwszy paczkę papierosów, pogrzebałem ją jeszcze raz w poszukiwaniu zapalniczki lub czegokolwiek, co nadawałoby się do odpalenia szluga.
No, jednak aż takim pechowcem nie jestem. Niewielki sprzęt miałem już w dłoni i klikając kilka razy, odpaliłem fajkę. Wyobraźcie sobie szanownego pana Kaulitza, który samotnie siedzi i czeka na dziewczynę. Właśnie na tą, od której ostatnio dostał w twarz. I to bardzo mocno. Dodatkowo wciąga w siebie masę niebezpiecznego dla zdrowia tytoniu. Widok niesamowity, wręcz nierealny. Pomyślałby ktoś, że wybieram się na randkę lub te cholerne przeprosiny, za które zabieram się już od dłuższego czasu, a jednak efekt z tego żaden.
To takie… aż nazbyt romantyczne. A ta cecha w zupełności do mnie nie pasuje.
Nie chciałem jednak, by niewyjaśniona sprawa z Pauline ciągła się za mnę przez całe życie. Utonąłbym w wyrzutach sumienia.

Szczupła rudowłosa właśnie ukazała się w drzwiach i zgrabnymi ruchami zeskoczyła z niewielkich schodków. Mógłbym rzec, że jest bardzo ładna i do tego niesamowicie się porusza, jednak… Marta miała w sobie coś, co sprawiało, że na samą myśl o niej motylki w moim brzuchu tańczyły jak szalone.
Pauline podążała w moją stronę. Nie widziała mnie. W sumie jej się nie dziwię, skoro zsunąwszy się z murka, kucałem teraz i byłem prawie niezauważalny. Wstrzymałem oddech, papierosa ciągle trzymając w palcach. Snuła się jak cień – cicho i powoli. Przeszła obok mnie, niezwracając najmniejszej uwagi na moją osobę.
Udawała, ze nie widzi. Bo nie chciała widzieć.


Wstałem szybko.
- Dobra, Pauline. Skończmy już z tym, co? Przesadziłem wtedy z tą dziwką i nie chciałem, żeby to tak wyszło. – Rzuciłem jednym tchem, słowami zatrzymując dziewczynę. Stanęła do mnie plecami, na które opadały jej długie rude włosy. Milczała.
Raz, dwa, trzy, cztery… No odwróć się w moją stronę, chcę cię… przeprosić.
- Nie chciałeś? A więc dlaczego tak powiedziałeś? – spytała i przechyliła się lekko, by widzieć moją twarz.
Zamurowało mnie.
- Czyli jednak chciałeś. – Stwierdziła, widząc jak się zastanawiam i ponownie odwróciła się plecami. Zrobiła krok.
Złapałem ja za ramię i przygryzłem lekko dolną wargę. Miała ładne oczy, podobne do Marty. 
- Chciałeś. – Powtórzyła głośniej. – Czy to był tylko popis przed kumplem?
- Jaki popis? Żaden popis! – skłamałem, oburzony, odskakując od niej.
Nachyliła się do mojej twarzy i spojrzała mi w oczy, lekko mrużąc swoje.
- Schowaj tą swoją pieprzoną dumę do kieszeni, Kaulitz, bo ja nie mam zamiaru słuchać twojego głupiego gadania. Od początku wiedziałam, ze coś kombinujesz i nie spodobałeś mi się, powiem ci tyle. Nie dość, że nie potrafisz się przyznać, tak jeszcze twoje przepraszanie jest daremne. I sorry winnetou, ale lepiej zniknij z mojego życia, bo jeśli nie to porozmawiamy sobie inaczej. – Powiedziała jasno i wyraźnie i zmierzyła mnie wzrokiem z góry do dołu.
Przełknąłem ślinę, tępo gapiąc się na nią i jej chudą twarz. Po chwili dziewczyna wyrwała z mojej dłoni niewypalonego jeszcze papierosa i wsadziła go sobie do ust, zaciągając się. Odwróciła się na pięcie, zostawiając mnie samego. Samego z milionem niepoukładanych myśli.

- A do Marty raczej nie startuj, bo nie sądzę, aby chciała być z takim skurwysynem jak ty. – Dodała i z kołyszącą się przy boku złotą torebką, zniknęła za wysokim budynkiem.
I co ja teraz mam zrobić? Chyba pójdę utopić się we własnych łzach.

O nie. Chłopaki nie płaczą. Chłopaki tylko niszczą dziewczyny, które mówią im… prawdę. Tylko dlaczego ta prawda tak bardzo boli?