SERIA I
Prolog
Szklany przezroczysty kubek, torebka cynamonowej herbaty i gorąca woda. Upijam wielki łyk, po czym przechodzę do salonu i rozsiadam się wygodnie w fotelu.
Wodzisz za mną wzrokiem, a moja ręka drży, gdy próbuję podnieść naczynie i wypić jego zawartość.
- Nie patrz tak na mnie. Opowiem Ci wszystko od początku.- Mówię i speszony wbijam oczy w czubki własnych butów, które lekko o siebie uderzają.
Teraz mam prawie dwadzieścia dwa lata i wciąż sporo na głowie. Ciągle gram na gitarze i układam własne melodie, ale Tokio Hotel już nie istnieje. Rozpadło się.
Główną przyczyną byłem ja sam. I moja dziewczyna, Marta. I wiadomo…
Rozlega się płacz niemowlęcia. Podnoszę wzrok, patrząc na Ciebie.
- Zaczekasz?- pytam i nie czekając na odpowiedź wybiegam z pokoju. Czuję na sobie Twoje spojrzenie i wiem, że lekko się uśmiechasz.
Podchodzę do półrocznego dziecka, biorę go na ręce, lekko kołysząc i wracam z powrotem do Ciebie. Nie poruszasz się, tylko z miłym wyrazem twarzy patrzysz na brzdąca, który spoczywa w moich ramionach.
- To jest właśnie mój największy skarb życia, moja pociecha. I pomyśleć, że gdyby nie Bill, obwiniałbym siebie do końca życia, bo sumienie nie dałoby mi spokoju. Straciłbym coś tak pięknego.- Szepczę, by nie wystraszyć niemowlaka - Ale przejrzałem na oczy. I zrozumiałem, że wtedy popełniłbym błąd, którego nigdy bym sobie nie wybaczył. O, zobacz jak się uśmiecha! - wstaję, by pokazać Ci twarz dziecka, którego kąciki ust podnoszą się w górę.- Marta mówi, że gdy tak robi, wygląda jak cały tatuś!
Tak. A tatusiem jestem ja…