24. Krótka piłka: tak lub nie.

Spokojnie uniosłem głowę, przejeżdżając wzrokiem po wszystkich, którzy znajdowali się w pokoju.
Bill siedząc na podłodze, opierał się o ścianę i od ponad trzech minut trzymał w ustach długopis, nerwowo go zagryzając. Widząc, jak mu się przyglądam wyciągnął go z buzi i wytarł rękawem resztki swojej śliny osadzonej na zakrętce. Niewielka kartka, która spoczywała na jego kolanach osunęła się z nich. Szybko ją złapał.
Andreas. Ten już prawie spał: miał przymrużone oczy, a co jakiś czas słychać było długie ziewnięcie. Kawałek papieru, który należał do niego był złożony na pół i jeszcze raz na pół, a pisak pokulał się gdzieś pod szafę.
Gustav siedzący na przeciwko mnie marszczył brwi i z wyciągniętym na wierzch językiem, uśmiechał się głupio raz po raz. Tępo patrzył na swoją część makulatury, którą Anke za wszelką cenę chciała zobaczyć zapuszczając żurawia przez ramię. Wtedy blondyn zwyczajnie chował ją za plecami.
I w końcu ja. Główny punkt całego tego przedstawienia. Już wiedziałem, co napiszę na swojej kartce, albo co już właściwie udało mi się napisać.
- Więc? Macie już?
Bill odetchnął z wielką ulgą. Takie samo uczucie pokazało się na twarzach pozostałych.
- Tom, już jakieś dziesięć minut temu mieliśmy wszystko napisane. Ale oczywiście ty… – zaczął spokojnie Czarny.
- To jest poważna sprawa! Mówiłem wam, że macie się porządnie zastanowić! Może ktoś chciał zmienić zdanie! – krzyknąłem w jego stronę. Wyglądał jakby chciał rzucić mi się do gardła.
- Zapewniam cię, że nikt. To była krótka piłka: tak lub nie. Dwie antagonistyczne odpowiedzi, sprzeczności. Tutaj nie trzeba było się zastanawiać ani chwili. – Odparła Anke, a jej brązowe włosy przysłoniły blade policzki. Teraz wyglądała jakby była jeszcze młodsza niż jest w rzeczywistości.
- No to chwila prawdy. – Wziąłem głęboki oddech, czując jak moje dłonie zaczynają się pocić, a serce zwiększa tempo uderzeń. Spojrzałem na Billa, który przewrócił swoją kartkę na drugą stronę, ukazując wielki napis pogrubionych liter: TAK. Dziwne, ale w tym momencie ja sam poczułem przyjazną ulgę. Przeniosłem wzrok na Andreasa, który bez większego zainteresowania ukazał swoje zdanie. Aby zobaczyć jego niesamowicie małe NIE trzeba było się bliżej przyjrzeć, co zrobili wszyscy łącznie ze mną.
- Jedno za, jedno przeciw. Anke? – spojrzałem na jedyną dziewczynę w tym pokoju, która pokiwała głową i krótkimi paluszkami rozwinęła papierek.
Kolejne TAK.
Uśmiechnąłem się pod nosem na ten wyraz. Niby tak krótki i bezsensowny, a jednak znaczył bardzo dużo.
Cholera! Skoro tak bardzo chcę, aby wszyscy napisali TAK, to czemu sam od razu nie wypowiem tego słowa?! Przecież cała ta sytuacja obraca się tylko i wyłącznie wokół mnie i mojej niepewności. Niepewności? Przed sekundą sam stwierdziłem, że TAK. Tak, że chcę być z Martą i dać nam szansę.

- Gustav?
Był ostatnia osobą, która mogła pomóc mi zdecydować. Wszyscy patrzeli teraz na perkusistę, czekając aż zobaczą, co napisał. Dwa głosy na tak- Billa i Anke, jeden na nie – Andreasa, co z resztą było do przewidzenia. Został Gustav.
Wydawało się jakby następne dwie sekundy trwały wieczność. Raz, dwa, trzy…
Biała kartka została obrócona na drugą stronę.
Wszyscy wydali z siebie okrzyk zdumienia, Andreas zaczął się śmiać, a moje oczy rozszerzyły się do pokaźnych wielkości.
- Gustav! W co ty pogrywasz?! – wrzasnąłem, wyrywając od niego papier – Co to znaczy: „JESTEM GŁODNY”?!
Czułem jak gotuję się ze złości. Błoga cisza, która przed chwilą panowała w pokoju zamieniła się w zamieszanie i rumor. Bill rozłożył się całym ciałem na łóżko, dając tym samym znak, że to było dla niego męczące pół godziny, Anke zaczęła wtórować do śmiechu Andreasa, który pokładał się po podłodze. Nic nie przejęty Gustav wstał i skierował się w stronę drzwi. Otwierając je, zerknął w moją stronę.
- Sory, Tom, ale na serio chce mi się jeść, a ta cała zabawa w głosowanie to jedno wielkie nieporozumienie. To ma być twój wybór, a nie nasz. – Powiedział, siląc się na poważany ton i wyszedł z pokoju. To nie zmieniało faktu, że chciałem go zamordować.
- Dobra, koniec imprezy. Wracam do domu. – Rzekł Andreas, wstając z łóżka, przybił Billowi żółwika i ucałował w policzek brunetkę. – Fajnie było, stary – dodał, wymuszając uśmiech i klepiąc mnie po ramieniu. Zniknął z pola widzenia.
- Toż to jest niepoważne! – wrzasnąłem, kiedy Andreas wyszedł. – Wy robicie sobie ze mnie jaja?! Mieliście mi pomóc, na początku wszystko było okej, aż tu nagle jakiś pajac wyskakuje mi z tekstem „jestem głodny” i wszystkim zaczyna odbijać! Wielkie dzięki!

*

Niewysoki długowłosy chłopak z plecakiem na lewym ramieniu biegł przed siebie. Przeskakując kolejne kałuże, uśmiechał się coraz szerzej. Kiedy jego wzrok napotkał mały domek z numerem dziewiętnaście, aż szczęka zaczęła go boleć z unoszenia w górę kącików swych ust.

Ale się zdziwią! Ha ha! Będą się cieszyć jak idioci na widok wujaszka Georga, znam bliźniaków! A jak dostaną prezenty z Majorki to będę po prostu ich Panem Numer Jeden! Ha ha.
Chciało mu się śmiać z radości, chciał skakać, chciał złapać w ramiona i unieść nad głową idącą właśnie z reklamówkami siwą staruszkę, ale w porę się opanował i posłał jej tylko szeroki uśmiech. Starsza pani mało nie dostała palpitacji serca, patrząc jak jakieś kudłate coś szczerzy do niej zęby i przyspieszyła kroku, myśląc, że to może jakiś zboczeniec albo Bóg wie kto.
Georg najwyraźniej nie przejął się wystraszoną miną pani Hoffmann i z prędkością światła dopadł mahoniowych drzwi, naciskając klamkę.
- Heloł, załoga! – wrzasnął na całe gardło, ale nie usłyszał odpowiedzi. Trochę go to zdziwiło, bo zawsze kiedy któryś z członków Tokio Hotel wracał z urlopu wszyscy rzucali mu się na szyję.
Spokojnie, może są na górze. Uspokoił myśli, podciągnął spodnie w pasie i poprawił na ramieniu plecak. Uśmiechał się nie mniej niż przed chwilą. Nagle do jego uszu dobiegł czyjś śpiew dochodzący z kuchni. Idąc w jego kierunku głos stawał się coraz głośniejszy i coraz wyższy. Uszy go rozbolały i zatkał je palcami. Jezu! Zaraz szyby popękają!
Był pewien, że to Bill. W końcu śpiewanie było jego żywiołem i robił to przy każdej okazji: na koncertach, pod prysznicem, sprzątając, gotując, pisząc, czytając, słuchając muzyki, a nawet we śnie.
Stanął jak wryty, widząc kilka metrów przed sobą jak nie Bill, a Gustav klęczy z nożem wysmarowanym masłem i wyje do niego chyba najgłośniej jak potrafi znaną niemiecką piosenkę. Georg zbliżył się, chichotając na dziwaczny widok.
- Du byst zo, o o o, du byst zo porno! Du byst zo, o o o, du byst zo pornooooo! Du byst zo… kurwa Georg, pojebało cię?!
Gustav szybkim ruchem wstał z podłogi, a na jego polika wpłynął rumieniec. Schował nóż za sobą i zawstydzony patrzył jak długowłosy nie może opanować śmiechu. Co najgorsze – śmiechu z jego powodu. Czuł się jak komik, którego wynajęto aby rozbawiać publikę.
- Wiesz, może usuniemy Billa z roli wokalisty? Jestem pewien, że Jost zgodzi się byś przejął jego stanowisko – zaśmiał się basista i ściągnąwszy z ramienia plecak, otworzył go, wyciągając średnich rozmiarów pudełeczko. Wyciągnął rękę przed siebie, podając je przyjacielowi.
Gustavowi zabłysnęły oczy, jakby co najmniej Georg miał mu się oświadczyć. Z wnętrza pudełeczka wyciągał po kolei małe saszetki.
- Sto smaków! Prosto z Majorki! – zawył podekscytowany Georg, zacierając ręce.
- Herbata malinowa, herbata brzoskwiniowa, herbata żeńszeniowa, herbata jaśminowa, waniliowa, imbirowa, Maharani, Kukicha, herbata Ogród Babuni, Earl Grey, Taste of Mallorca, Czerwony Kapturek… – zachwycał się blondyn, przerzucając kolorowe woreczki. – Georg, wiesz, że ja cię normalnie kocham?
Po kuchni rozniósł się donośny pisk. Nie było osoby, która nie wiedziałaby, jaką Gustav ma słabość do herbaty.
- Ale zobacz na tę. Jest najlepsza! – starszy chłopak wskazał na żółtą saszetkę – Herbatka na potencję!


*

- Ja was już całkiem nie rozumiem! Zachowujecie się oboje jak stare małżeństwo!
- Stare, ale jare.
Bliźniak zmierzył mnie morderczym spojrzeniem i ofuczały obrócił głowę w przeciwną stronę. Jego twarzy przypominała teraz napompowany balon w kolorze purpurowym, który z każdą sekundą może wybuchnąć. – Pauline, a nawet sama Marta dały ci już tyle wskazówek, a ty ciągle się zastanawiasz.
Delikatnie uniosłszy głowę dojrzałem kątem oka, jak Anke bacznie nas obserwuje i raz po raz przytakuje na słowa bliźniaka.
- Dla mnie to jest takie proste, że aż krzywe! Wiesz, czasem zastanawiam się, czy kiedy się rodziłeś głowa aby przypadkiem nie utknęła ci w kanale rodnym…
- Daj spokój, Bill. – Mruknąłem, widząc jak się produkuje, aby mi dogryźć. Taaak, Tomuś zły, Tomuś niedobry, Tomuś fe. Jak zawsze wszystko, co najgorsze. Oni wszyscy powinni mi teraz doradzać, a nie jeszcze oskarżać o wszystko. No po prostu mam najbardziej zajebistych przyjaciół i brata na świecie.
- Podobno nie wierzysz w przypadek. – Odparłem beznamiętnie.
- A i owszem, ale… – zaczął i urwał. Jego twarz z koloru niemalże czerwonego zmieniła się diametralnie i wyglądała teraz jak kreda, a włosy jakby bardziej się nastroszyły (o ile to w ogóle możliwe). Rozglądnąłem się dookoła, szukając przyczyn tego dziwnego zjawiska. Chwilę później zorientowałem się, że Bill zawsze przybiera postać najeżonego chomika o śnieżnobiałej sierści, kiedy tylko wpadnie na jakiś ciekawy pomysł.
- No to mów, co tym razem geniuszu wymyśliłeś – zawołałem, sprowadzając na siebie jego spojrzenie.
- Wierzysz w przeznaczenie czy przypadek? – zapytał, co w ogóle nie trzymało się kupy. Wzruszyłem ramionami.
- Nic nie dzieje się przypadkiem – odparłem, a on pstryknął w palce tuż przed moimi oczami.
- Właśnie! – wrzasnęła Anke, włączając się do rozmowy.
- Właśnie! NIC! Powtarzam: NIC! To nie był przypadek, że pewnej pięknej nocy przyśniła ci się zajebiście ładna dziewczyna, w której zakochałeś się od pierwszego wejrzenia. To nie był przypadek, że pewnego pięknego dnia zobaczyłeś ją po raz pierwszy w rzeczywistości. To nie był przypadek, że ona też się w tobie zakochała! A Patrick? No cóż… Widocznie tak miało być. On też na pewno nie jest w jej życiu przypadkiem.
Nie odezwałem się słowem. W pokoju zapanowała cisza jak makiem zasiał. Słyszałem tylko nierówne bicie naszych serc i szybki oddech Billa. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a ja już wiedziałem. Byłem tego pewien.
Marta jest moim przeznaczeniem.

Odrzuć miłość, a ziemia zamieni się w grobowiec.