6. Twoje przeznaczenie.



To było jak grom z jasnego nieba.
Kurczę, kto by przy przypuszczał, że ja – człowiek niereligijny, niewierzący, żyjący dla zabawy i rozrywki, epikurejski, zwykły osobnik jak każdy inny – mógłbym mieć wżyciu tak niesamowicie wielkie szczęście?
Przecież to niewiarygodne. Zbyt nierealne, nierzeczywiste, niezwykłe. A jednak… prawdziwe.
Bill i Siena byli trochę zawiedzeni, że nie udało mi się przeprosić Rudej, ale obiecałem, że na pewno zrobię to tak szybko jak będzie to możliwe. Zacząłęm zatem opowiadać im o nowej znajomości.
-… a kiedy zapytałem, czy się jeszcze spotkamy, ona powiedziała, że ma nadzieję, ze nie – zachichotałem cicho do rękawa swojej bluzy i potarłem diabelsko dłońmi, wpatrując się w siedzących przede mną Billa i Sienę. Zapadła niezręczna cisza, po czym obydwoje wymieniając porozumiewawcze spojrzenia, wybuchnęli śmiechem. Brat poruszył śmiesznie brwiami, a Siena, która siedziała po turecku na moim łóżku zaśpiewała refren piosenki Amore per sempre* wciąż nie mogąc opanować śmiechu.
Tylko co było w tym takiego śmiesznego?
Bliźniak mocno ją do siebie przytulił i zatopił twarz w jej szatynowych włosach, pachnących brzoskwinią, jak zawsze.
- Jak ona w ogóle ma na imię? – zapytał po chwili, a ja głęboko się zamyśliłem, marszcząc czoło. Psia mać, przecież nie mogłem zapomnieć!
Bill uderzył mnie lekko ramieniem, klepiąc się ręką w czoło. Zrobił zawiedzioną minę.
- TOM! – wrzasnął oburzony, na co jego dziewczyna wydała z kolejne porcje śmiechu.
- Umawiasz się z dziewczyną, a nawet nie wiesz, jak się nazywa? – spytała wreszcie szatynka, próbując opanować chichot.
- Nie, że nie wiem. Po prostu zapomniałem. – Odparłem, przypominając sobie – Eee… Marta jej jest. Tak poza tym, to ja się wcale z nią jeszcze nie umówiłem.
Skrzyżowałem stanowczo ręce na piersiach i zapatrzyłem się w sufit.
Oczywiście stereotyp Toma-podrywacza, wielbiciela szybkich numerków wciąż istniał. W głowie najbliższych nigdy nie umrze, za dobrze mnie znają.
Ale przecież nie tędy droga. Nic nie osiągnę zadawaniem bólu dziewczynom, którym łamię serce. Ten organ jest tylko jeden, tak silny, tak mocny, jednakże kiedy skruszy się jego mury, ciężko je później odbudować. A czas ran nie leczy. On tylko przyzwyczaja do bólu.
- A podoba ci się chociaż?
- Kto?
- No chyba nie mam na myśli Billa.- Prychnęła Siena, posyłając bliźniakowi całusa w powietrzu, a ja wytrzeszczyłem na nią oczy. – Jezu, no ta Marta!- sprostowała po chwili, widząc moją nietęgą minę.
- Ba! Pytanie! To znaczy… no, ładna jest. – Zarumieniłem się lekko. Koniuszkiem języka oblizałem spierzchnięte usta.
Bill spojrzał mi prosto w oczy. Chciał się upewnić, czy aby na pewno nie kłamię. Tylko on mógł to wyczytać to moich źrenic, nikt inny. Muszę przyznać, ze to było jak wróżka, która dotykając kuli, wie co się wydarzy. Brat wiedział, co czuję i o czym myślę. To przypadkiem nie to samo?
- Co kryje się pod słowem "ładna"? – zapytała szatynka, podkurczając nogi i siadając na kolanach. Podrapała się po brodzie, udając zamyśloną.
- W przypadku Toma owa Marta ma biust rozmiarów co najmniej takich, jak Pamela Anderson, który pewnie wyłazi z wydekoltowaaaanej bluzki – tutaj bliźniak zrobił zaokrąglony ruch ręką od klatki piersiowej w dół. – Tipsy pięć razy dłuższe od moich – mówiąc to szybko spojrzał na swoje dokładnie wylakierowane paznokcie, głaszcząc je po powierzchni opuszkami palców – Najbardziej zgrabne nogi, jak się tylko da, miniówę taką krótką, że jej widać całe czerwone, koronkowe stringi, bo te Tom lubi najbardziej, a buty to prawie trzymetrowa szpilka…
-Skończyłeś? – prychnąłem z pogardą, wpadając mu w pół zdania – Uważaj na słowa, Bill, bo zrobię z twojej dupy jesień średniowiecza. – Dodałem lekko poirytowany, widząc jak Siena prawie płacze ze śmiechu na widok mojej twarzy. Tak, bo ewidentnie przybrała ona teraz kolor świeżego pomidora.
Machnąłem Billowi przed oczyma ręką i cicho odchrząknąłem, gasząc jego nakręcony zapał. – Nie. Marta nie wygląda tak, jak ją opisałeś. To prosta, zwykła dziewczyna o pięknych oczach i ładnym uśmiechu. Ma w sobie to coś.
- Ohohoho - Bill wydał z siebie odgłos w wersji Świętego Mikołaja, składając ręce do modlitwy. – Bracie, czy ty nie uderzyłeś się przypadkiem w głowę?
W tym momencie jego ręka spoczęła na moim czole, a głowa wykonała kilka ruchów na prawo i lewo. Czarny mlasnął. Myślałem, że mu jaja wykręcę!
- A o czym rozmawialiście? – zagadnęła w końcu Siena.
- Praktycznie to mało o sobie mówiła. Albo może to ja… nieważne. Wydaje się być bardzo tajemnicza i chyba nie jest jedną z tych napalonych lasek, które…
- Czekaj, czekaj! – przerwał mi Bill – Chcesz powiedzieć, że po prostu nie uwiódł ją twój urok osobisty i nie za bardzo się tobą zainteresowała?
- O nie! Koleś, przesadziłeś! – krzyknąłem i uderzyłem go pięścią w ramię. Bill skulił się w kłębek i powoli stoczył z łóżka, na którym siedział. Udawał, że zwija się z bólu, wydając z siebie dziwne odgłosy.
Wybuchnąłem śmiechem przy wtórze dziewczyny i samego brata. Te jego popisy przed własną dziewczyną były co najmniej dziecinne i dość mało zabawne. Czy właśnie użyłem słowa dziecinne? Hm, wydawało mi się, ze jeszcze niedawno Bill kazał mi dorosnąć, a teraz sam zachowuje się jak przedszkolak wijąc się po podłodze i udając poszkodowanego.
- Tom – przejęła inicjatywę Siena, powstrzymując śmiech – Na co ty jeszcze czekasz? Zadzwoń do niej!
Jej słowa wydały się być takie proste, aż nazbyt banalne. Czemu ja wcześniej na to nie wpadłem? - pomyślałem. Doznałem nagłego olśnienia, jednak znikło ono tak szybko, jak się pojawiło.
- Jest mały problem. Nie mam jej numeru.
Ostatnie zdanie, które padło z moich ust spotkało się wytrzeszczonymi oczami dwójki siedzącej obok. Bill po chwili znów zawył ze śmiechu, nie szczędząc sobie głupich docinek pod moim adresem.
- Ten twój logiczny tok myślenia… W sumie miałeś rację, nie zabierając od niej żadnego namiaru. W końcu to tylko kolejna panienka do twojej kolekcji. Znów będziesz mógł się pochwalić, ile lasek zaliczyłeś, bo z czasem ich ilość rośnie. Hm, która to już będzie panna na twojej liście? Trzydziesta piąta? – brat podrapał się po brodzie, a ja zmierzyłem go morderczym spojrzeniem.
Gdybym mógł go udusić, zrobiłbym to teraz i w dodatku własnymi rękami. Jednak świadomość, że jego pogrzeb kosztowałby mnie sporo pieniędzy i nerwów, znacznie mnie powstrzymywała.
Nie miałem zamiaru odezwać się do niego słowem przez najbliższą wieczność. Po gówno mi taki brat, który nie traktuje mnie poważnie?
- W ogóle to za dużo o niej nie wiem. Tylko tyle, że jest Polką, ma kuzynkę i gra na gitarze, tak samo jak ja – wypiąłem się dumnie.
- I mieszka dokładnie w tej samem dzielnicy, co ja. – Odpowiedziała Siena, uśmiechając sie do mnie słodko.
Moje oczy rozszerzył się do wielkości pokaźnych spodków. Spojrzałem na Sienę, a później na Billa. Jego mina była teraz identyczna, jak moja.
- Skąd ty…
- Poskładałam fakty i doszłam do wniosku, że Marta to moja urocza sąsiadka spod ósemki.

Nie mogłem w to uwierzyć. To było wręcz niewiarygodne. Cofam wszystko, co do tej pory złego powiedziałem o dziewczynie mojego brata. Jest najwspanialsza pod Słońcem!
Chciałbym zobaczyć moją minę, podczas gdy Siena wręczała mi małą karteczkę z adresem Marty. Cieszyłem się, jak głupi do sera, skakałem, jak kangur z rękami wyciągniętymi do góry.
Bo, kiedy naprawdę czegoś się pragnie, wtedy cały świat pomaga Ci odnaleźć właściwą drogę do marzenia. Chociażby byłoby ono niewykonalne.

A że mi zawsze wszystko się udaje, bez wątpliwości wiedziałem, że Marta prędzej czy później będzie moja.
Bo nazywam się Tom Kaulitz.

***

Serce waliło mi, jak młot pneumatyczny. Gdyby mogło wyskoczyć, zapewne zrobiłoby to już dawno. Dziwne, że ono zawsze odzywa się nieproszone, w każdym bądź razie w moim przypadku. Zawsze siedziało cicho, jak mysz pod miotłą, a od jednego dnia, czyli od czasu, kiedy poznałem Martę, czuję jakby krzyczało wewnątrz mnie. Czy to zjawisko paranormalne? Czysty paradoks.

Idąc przed siebie, widziałem jak spocone z nerwów ręce zaczynają rozmazywać napisane piórem te kilka zdań. Te kilka tak ważnych.

I doszedłem. Rozglądnąłem się wokoło. Przede mną rozpościerał się szereg kilkunastu niewielkich, identycznych domków. Dostrzegłem ten jeden jedyny. Niczym niewyróżniający się spośród innych, a jednak wyjątkowy. Jakby jakaś magiczna strzałka wskazywała właśnie na jego czerwoną dachówkę. Może jestem człowiekiem nienormalnym, ale wtedy wydawało mi się, ze dostrzegłem ten sam napis, który ukazał się w moim śnie. Twoje przeznaczenie.
Zamrugałem oczami i lekko je przetarłem wierzchem dłoni. Napis zniknął.
Ale mój strach i niebiańska ekstaza w jednym – nie.
Duża, srebrna ósemka połyskiwała na tle potężnych, brązowych drzwi. Zrobiłem kilka kroków w ich stronę, a moje wnętrzności wykonały szybki taniec. Nawet nie zauważyłem, kiedy moja dłoń dotyka wypukłego dzwonka w postaci guzika, a głośna melodyjka rozbrzmiewa mi w uszach.
O zgrozo. Nadchodzę.
____________________________________

*Amore per sempre (jęz. włoski)- Miłość na zawsze. /polecam posłuchać Nevio z piosenką pod tym tytułem/