29. Powieki są po to, żeby nie patrzeć, jak odchodzisz na zawsze.

…żeby również wracali.

________________________________


- Dobra – zaczął Bill, wkładając długopis do ust i gryząc go niemiłosiernie, co w efekcie wywołało granatowe plamy z wkładu na jego zębach. Czując niemiły smak, szybko i niechętnie oblizał je językiem.
Zlustrował wzrokiem kartkę papieru, która leżała przed nim. Georg nachylił się i spojrzał mu przez ramię. Po chwili uśmiechnął się, kiwając głową.
Podszedłszy do stołu, przy którym siedzieli, dosiadłem się tuż przy boku bliźniaka. Tymczasem Marta postawiła przede mną kubek z kawą, zajmując miejsce na przeciwko mnie. Zrobiłem wielki łyk, parząc sobie przy tym język i uchwyciłem w dłoń kartkę, która zdawała się być listą osób na naszą domówkę. No jasne, Bill nawet nie mógłby zapamiętać kilku imion.
- Siena, taa, oczywiście na pierwszym miejscu – prychnąłem, na co brat wyszczerzył krzywki.
Ech, biedny. Naprawdę czasami było mi go żal, że ta suka tak owinęła go sobie wokół palca. Cofnij – nie suka! To dzięki niej udało mi się namierzyć Martę, więc można powiedzieć, że czasem przydająca się do szczęścia suka. – Ja, Martuś, Ty, Geo, Gustav, Pauline, Keisse i… Andreas.
- Andreas?! O nie, jeśli on będzie to mnie proszę wykreślić. – Rzekła zniesmaczona Pauline, ignorując moje pytanie i krzyżując ręce na piersiach.
- No i Bill, bystrzaku, zapomniałeś zapisać Anke. – Dorzucił Gustav, ignorując i mnie i Pauline, a jego słowa spowodowały, że wszyscy spojrzeliśmy kolejno po sobie. Właśnie, nikt mu nie powiedział, że Anke nie będzie naszym gościem.
- No, bo… – zaczął Georg, szturchając mnie w ramię, abym przejął inicjatywę.
- No właśnie, bo… Bill ci to wytłumaczy.
- Gustav, stawiam sprawę jasno! – odpowiedział Bill i rzucił prosto z mostu: – Anke jest za młoda i tyle. Jeszcze nam się tutaj opije i odwiozą ją na izbę, a z nami wiesz co zrobią! No przecież wiesz, wiec ci nie mówię, skoro wiesz! No! – zakończył i z aktorskim gestem odrzucił do tyłu czarną grzywkę.
W jednej sekundzie perkusista stał się czerwony jak pomidor, a jego skronie zaczęły pulsować. Dla własnego bezpieczeństwa wolałem odsunąć się od niego na sporą odległość, gdyby nagle dostał jakiejś wścieklizny (a po minie i kolorze twarzy to całkiem możliwe) i musiałoby jeszcze dojść do jakichś rękoczynów. W każdym razie – gdyby wzrok mógł zabijać, Bill już dawno padłby trupem.
Gustav przekrzywił głowę w lewą stronę, później w prawą, coś tam strzeliło. Następnie zajął się swoimi palcami, by odpowiednio je rozgrzać. Gdyby i takie gesty mogły zabijać, Bill po raz drugi wyzionąłby ducha, ale to byłoby raczej niemożliwe. Gustav wziął głęboki oddech i położył dłonie na oparciu krzesła, tuż za siedzącym na nim Georgiem, który w mgnieniu oka aż podskoczył.
- Błagam was, nie róbcie mi tego! – jęknął, upadając na kolana. Przewróciłem oczami, pozostali też i usłyszałem, że Marta i Pauline chichoczą. – Będę się nią opiekował! Anke nie weźmie do ust nic na co nie będzie miała mojej i waszej pisemnej zgody! Obiecuję wam to.

Obiecanki cacanki, jak to mówią.


*

Oczywiście, że impreza się odbyła. Towarzystwo Anke było nieuniknione, jak i to, że wśród tylu pijących osób sięgnie po procenty. Po kilku godzinach to właśnie ona była osobą najbardziej nawaloną, tarzającą się po podłodze, tańczącą na stole i pomimo gróźb Gustava, w ogóle go nie słuchała. W końcu i on znudził się swoim gadaniem, wypił kieliszek czystej i w końcu zasnął pod drzwiami łazienki, pod którymi jeszcze przed chwilą Bill zwracał zawartość swojego żołądka, bo nie zdążył do toalety.
Andreasa wśród nas nie było, bo Pauline uparcie trwała przy swoim i zarzekała się, że wyjdzie, gdy tylko go zobaczy, a jako, że Marta bardzo pragnęła jej towarzystwa, wykreśliliśmy go z listy obecnych.
Patricka odwieźliśmy do Simone, która z wielką radością zgodziła się nim zaopiekować i pobawić się w babcię. Wszystko miało być takie idealne.


*

Siedział na fotelu w kącie w prawej dłoni trzymając kieliszek, a w lewej odpalonego papierosa, po którego sięgał na przemian z wódką. Muzyka szumiała mu w uszach, ale to nic, że właśnie leciał kawałek, którego nienawidzi. Nie skupiał na tym swojej uwagi, bo wolał patrzeć na nią. Obserwował bacznie jej taniec i ruchy, wyłapywał najdrobniejsze szczegóły. To, jak zamykała oczy, jak przesuwała dłonią wzdłuż bezbłędnego ciała i jak niesamowicie ruszała się w takt piosenki.
Kiedy Bill spotkał ją kilka dni wcześniej i rozmawiali ze sobą, jakby nigdy nic, coś się w nim odrodziło. Chociaż zarzekał się, że już nigdy nic do niej nie poczuje, że nie potrafiłby być z nią po tym, co mu zrobiła, teraz dobrze wiedział, że to był brednie. Patrząc na nią, zakochiwał się na nowo. A ona? Mówiła wtedy do niego, uśmiechała się, nie biło od niej nienawiścią. Chyba najwyraźniej dawała mu do zrozumienia, że czegoś oczekuje, prawda?
Spojrzał na resztę pokoju. W pomieszczeniu była tylko ona, tańcząca na środku i całkiem trzeźwy Georg leżący na kanapie. Wstał powoli, lekko się zataczając i udając, że nie przejawia żadnych większy chęci stanął koło niej i tak samo jak ona, zaczął bujać się do muzyki. Jako że nie był w te klocki najlepszy, średnio mu to wychodziło. Ale ważne, żeby znaleźć się blisko niej.
Miała przymknięte powieki i cicho śpiewała piosenkę, nawet nie zauważając, że ktoś jej towarzyszy. Czując dopiero na swoich ramionach czyjeś dłonie, otworzyła oczy i widząc przed sobą lekko uśmiechniętego Billa, odwzajemniła uśmiech, nie przerywając tańca. Chłopak przełożył dłonie na jej talię, a ona tym samym objęła swoimi jego szyję.
Starał się jak najostrożniej ją dotykać. W nozdrza uderzył mu zapach jej paryskich perfum pomieszany z wódką.
- Co tam? – zamruczała cicho, a z tonu jej głosu można było wywnioskować, że też dużo wypiła. Powoli ułożyła głowę tuż przy jego. Ten gest sprawił, że jego umysł prawie eksplodował, a intensywniejszy zapach obudził wspomnienia. Teraz już był niemal pewien, że ją odzyska. Obrócił delikatnie głowę tak, że ich nosy niemal się stykały. Ciągle miała przymknięte oczy. Musnął jej usta.
Zesztywniała. Od razu się rozbudziła i podniosła głowę, której kaskada brązowych włosów przykryła czoło. Patrzyła na niego zdziwiona, a jednocześnie z… odrazą i zagniewaniem.
- Co ty… – zaczęła, lecz on nie pozwolił jej skończyć, całując ją ponownie, coraz mocniej i zachłanniej. Przestał w chwili, gdy uderzyła go otwartą dłonią w policzek i z brutalnie wyrwała się z uścisku. Leżący Georg nie zareagował, nawet na nich nie zerknął.
- Człowieku, opanuj się – powiedziała, odsuwając się od zdezorientowanego Billa – Jesteś psychiczny.
- Ale przecież my…
- Kiedy ty zapomnisz, że między nami coś w ogóle było, co? Nie ma żadnego MY! Nigdy nie było NAS! Na dodatek beze mnie nie mówiłbyś nawet JA!
Odwróciła się do niego plecami i zataczając się, sięgnęła po wiszącą na oparciu krzesła torebkę. Zawiesiła ją na ramieniu i ruszyła w stronę wyjścia. Policzek palił go niesamowicie, ale nawet nie odczuwał bólu.
- Po prostu jesteś nudną i wyblakłą gwiazdeczką show-biznesu. – Rzuciła na wychodnym, a na jej ustach rozbłysł ironiczny uśmiech. Zdążyła mu jeszcze pomachać i wyszła, a wiatr zamknął za nią drzwi.
Poczuł się oszukany i bezbronny. Bezbronny jak małe dziecko. W jednej chwili jego serce przepełniły wszystkie najgorsze uczucia.

Miłość. Zaciera się, zmienia, wzrasta i słabnie. Wydziera ci serce, krwawisz tak, że topisz się we własnej krwi, a później ona wraca po więcej. I nigdy nie znika. Nie mija z czasem, nie odchodzi i na pewno nie opuści cię tylko dlatego, że ktoś cię zranił tak bardzo, że masz wrażenie, iż tego nie przeżyjesz.Miłość, ta prawdziwa miłość, będzie cię nękać do śmierci. I boli, Boże, jak ona bardzo boli.

Powieki są po to, żeby nie patrzeć,
jak odchodzisz na zawsze.**


*

Czarnowłosy złapał się po raz kolejny za brzuch i ile sił w nogach pobiegł do łazienki na piętrze. W głowie mu świdrowało. Siena wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nigdy już z nim nie będzie, co wywołało u niego kolejną falę ataku na żołądek.
Jedną ręką otworzył drzwi i rzucił się przed siebie, potykając o coś, czym potem okazała się czyjaś noga. W ostatniej chwili udało mu się odnaleźć muszlę klozetową, nad którą nachylił się i zwymiotował.
Oddychał szybko, a do spoconego czoła przyklejały mu się włosy. W tej pozycji został jeszcze przez chwilę, po czym pewien, że już wszystko w porządku, oparł się plecami o zimną ścianę, przymykając powieki. Podkurczył nogi i wsłuchiwał się w kojącą ciszę, jakiej od kilku minut mu brakowało.
Cholera, a tak dobrze mu szło! Było im razem dobrze, mogło być jeszcze lepiej, ale ona wszystko zniszczyła. Przez cały czas po prostu traktowała go jak zabawkę. Jak swoją ulubioną lalkę-marionetkę, za której sznurek w każdej chwili może pociągnąć.
- Chyba za dużo wypiłem – mruknął do siebie, albo raczej poruszył ustami, próbując uporządkować wszystkie swoje myśli.
- Chyba? – usłyszał sarkastyczne parsknięcie i otworzył oczy. Pod przeciwległą ścianą siedziała dziewczyna. Zmrużył oczy, by uważnie jej się przyjrzeć. W końcu rozpoznał w niej sprzedawczynię z zoologicznego. Przypomniało mu się, że to on sam zaproponował, by się tutaj zjawiła, chociaż nie miał okazji wcześniej z nią porozmawiać.
Keisse miała związane włosy i poplamione ubranie, a jej blada twarz wyrażała taką samą niechęć do życia, co jego własna. Takie właśnie były skutki uboczne wypicia o wiele za dużo wódki i złamane serce.
W jednej sekundzie, na wspomnienie Sieny poczuł się jeszcze gorzej. To, kiedy po zerwaniu rozmawiał z nią i myślał, że wszystko da się jeszcze jakoś ułożyć, kiedy ona wyraźnie dawała mu to do zrozumienia, aż w końcu to, jak wyrzuciła z siebie ostatnie słowa, które tak bardzo go zabolały. Dla niej był już przereklamowany. Kiedyś widziała w nim coś, co właśnie się wypaliło. Jeśli ktoś przez cały czas wszędzie za ciebie płaci, obsypuje cię prezentami i do tego jest megasławny, to bycie z nim wówczas jest najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła ci się w życiu przytrafić, ale z czasem ta zabawa staje się nudna.
Ona widziała w nim gwiazdę, nie próbowała dostrzec nic innego.
- Życie jest do dupy. – Mruknął, nie patrząc na swoją rozmówczynię. – Ta dziwka mnie już nie chce. Na dodatek ostatni raz byłem w kobiecie, zwiedzając Statuę Wolności.***
- Przynajmniej byłeś w Ameryce. – Odparła ironicznie i sięgnęła po stojący obok niej kubek. Przysunęła go do ust i upiła wielki łyk. – Moje życie to kompletna porażka, ale wierzę, że kiedyś ten pieprzony Bóg mi to wynagrodzi.
Bill spojrzał na nią, oczekując, że powie mu coś więcej. Odczytała jego myśli.
- Zobacz, rodzimy się, nie mamy nic i umieramy. Jaki tu sens? – spytała z wyrzutem w głosie – Może to po prostu kwestia przyzwyczajenia, ale na prawdę żaden człowiek nie jest do końca szczęśliwy, bo nie ma na świecie, czegoś takiego jak szczęście. Tak samo nie ma miłości i przyjaźni. Idealne są jedynie idee, a nam udostępnione są tylko ich cienie. – Powiedziała beznamiętnie – Vanitas vanitatum et omnia vanitas.****
- No… - Czarny zamyślił się na krótką chwilę, przetwarzając jeszcze raz jej słowa.
Miała świętą rację. Życie to jedno wielkie gówno, potem się umiera, a człowiek jest przerażającą istotą. Mnóstwo żartów, wyborów i list, a możemy przeczytać tylko kilka z nich i niekoniecznie tych właściwych.*****
I właśnie w takim momencie pomyślał, że potrzebuje czegoś, co mu pomoże, aby spojrzeć na świat inaczej, z drugiej strony. Jego ukochanej morfiny.

Keisse wyciągnęła ku niemu rękę z niebieskim kubkiem, z którego przed chwilą piła. Ziewnęła przeciągle.
- To wódka? – zapytał słabym głosem, skrzywiając się jednocześnie.
- Na litość boską, Kaulitz – zachrypiała – czy w takim momencie ośmieliłabym się dać ci wódki? To czysty spirytus.******
Wytrzeszczył oczy, lecz ona cicho się zaśmiała i śmiała jeszcze przez dłuższą chwilę. Rozluźnił się nieco i sięgnął po kubek.
- To woda, palancie. – Dodała po chwili, ukazując szereg białych zębów. Odwzajemnił uśmiech i zamoczył usta w napoju.
Przez chwilę przyglądał się jak siedzi w bezruchu i nuci jakąś melodię. Ładna jest, pomyślał. Miała piękne, długie, brązowe włosy i śliczny uśmiech, a jej twarz ozdabiały pojedyncze, urocze piegi. Może zupełnie jej nie znał, ale kiedy po raz pierwszy zobaczył ją w pracy wydawała się być normalną, cieszącą się życiem osobą. Teraz dopiero wiedział, jaki jest jej światopogląd.
Myślała zupełnie jak on, kiedy nie miał ochoty żyć i najchętniej wstrzyknąłby sobie złoty strzał. Była tak od niego różna, a jednocześnie tak do niego podobna.
- Lubię jak się śmiejesz. Jesteś wtedy taka…
- Normalna? – uniosła oczy, bo spojrzeć w tego brązowe tęczówki. Uniosła lekko w górę prawy kącik ust.
- Może nie tak miało to zabrzmieć, ale o coś w tym znaczeniu mi chodziło.
Zmykając oczy, oparła głowę o zimną ścianę z kafelek.
- Widzisz, Bill, ludzie poznając mnie, myślą, że jestem idealną dziewczynką z dobrego domu, która pracuje w zoologicznym, żeby zarobić na studia. Prawda jest taka, że to jest ich największy błąd. Myślą źle, a potem trudno im pojąć, że nie takie są realia.
- Czyli jaka jesteś? Tak na prawdę. – Zapytał, marszcząc czoło.
- Skomplikowana. – Odpowiedziała i w jednej sekundzie zasnęła, a przez sen lekko się uśmiechała.


*

- I myślisz, że kto to rano posprząta, co? – zaśmiałem się i chwyciłem do ręki kilka pustych kieliszków, które chwilę później wylądowały w zmywarce. Marta w tym czasie układała talerze jeden na drugim, by zrobić dokładnie to samo, co ja.
- Nie wiem, ale przysięgam ci, że na pewno nie my. – Odparła z uśmiechem.- Chociaż zauważ, że jesteśmy tutaj jedynymi trzeźwymi osobami
Otworzyłem butelkę Coli i nalałem sobie do szklanki. Usiadłem przy stole, zerkając na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła czwarta nad ranem, chociaż mógłbym powiedzieć, że jest dopiero północ.
Bill od dawna znikł gdzieś na piętrze domu i od tamtej pory go nie widziałem. Zupełnie jak Keisse. Siena wyszła jeszcze przed dwunastą, właściwie nie wiem dlaczego. Georg właśnie spał na kanapie w salonie, przytulony do miękkiej poduszki, którą Marta niedawno podłożyła mu pod głowę. A Gustav i Anke, hmm, ten pierwszy zapewne ciągle leżał pod drzwiami łazienki, a dziewczyna była w jej wnętrzu, ale to były tylko moje przypuszczenia.
- No i Pauline też nie piła – zauważyłem, przypominając sobie o rudowłosej.
- Tak, ale tylko dlatego, że pamięta skutki ostatniej imprezy!- zachichotała Marta i zamknęła zmywarkę. Za chwilę usiadła na przeciwko mnie przy stole i sięgnęła po moją szklankę. Upiła duży łyk.
Przez krótki czas patrzyliśmy na siebie w milczeniu, lecz nagłe głośne chrapanie Georga zmusiło nas do zaprzestania tej jakże miłej czynności. Przewróciłem oczami i wstając, nachyliłem się, by pocałować blondynkę w czoło. Na czas trwania pocałunku zamknęła oczy. Następnie wstała, a ja złapałem ją za rękę i wyszliśmy z kuchni.

Wygląd pokoju pozostawiał wiele do życzenia.

_____________________________________

*Maniek, Epoka Lodowcowa
**Brodka – Znowu przyszło mi płakać
***słowa Woody’ego Allena
****łac. ‘marność nad marnościami i wszystko marność’
*****sklejka różnych fragmentów: Jacob, Przed Świtem; Lucas, One Tree Hill
******Mistrz i Małgorzata, przerobione na potrzeby UNG