A ja sprawię, że już nigdy nie będziesz musiała przychodzić tu z tego powodu...
9. Walka o honor.
I drift away to a place another kind of life,
take away the pain, I create my paradise…
Tworzę swój raj.
Chce wojny? Będzie ją miała! Pomyślałem, zaciskając pięści i zgniotłem papierosa o murek. Założyłem kaptur na głowę i upewniając się, że nikt za mną nie idzie ruszyłem w stronę domu.
Ludzie czasami się nie rozumieją. Tutaj nie chodziło o fakt, by Pauline mi wybaczyła i zaczęła pałać do mnie niesamowitą sympatią. Nie chodziło też o to, by móc zdobyć Martę. Znamy się zbyt krótko, bym mógł cokolwiek sądzić na temat naszych kontaktów. Podoba mi się i chyba na tym przystopuję mój zapał. Przecież nie będę od razu do ołtarza z nią szedł! Ale w głębi duszy musiałem przyznać, że po raz pierwszy w życiu tak się czułem i chyba nigdy nie doświadczyłem tak potężnego bicia serca. Bo kiedy Marta była tuż obok dłonie mi się pociły, język zostawał w gardle, a mnie robiło się gorąco.
Jednak głównym powodem tego, że musiałem dać Pauline popalić była walka o honor.
Chciałem za wszelką cenę pokazać, że Tom Kaulitz się nie poddaje i walczy do końca. A porażki nie ponosi nigdy.
***
Kiedy następnego dnia pojawiłem się pod drzwiami łazienki, nie mogło być inaczej niż zawsze. Toaleta od ponad dwóch godzin zajęta była przez Billa. Przewróciłem oczami i pokręciłem z politowaniem głową. Przecież nawet Paris Hilton nie maluje się tak długo jak mój brat. Z impetem otworzyłem drzwi i chciałem krzyknąć aby wreszcie się wynosił, a tu co? Bill zupełnie czysty, bez makijażu załatwia swoje potrzeby fizjologiczne.
- Przepraszam – wydukałem tylko i szybko zniknąłem mu z oczu. Podczas, kiedy jego czynność dobiegła końca, ja zdążyłem przejść się w te i we wte po całym domu, napotykając na swojej drodze Sienę, krzątająca się po kuchni i mamę, która chodziła po domu w MOIM szlafroku i MOICH kapciach. Wczorajszego wieczoru opowiedziałem jej wszystko o Marcie. I o Pauline. Powiedziałem całą prawdę. I okazałem skruchę, co bardzo jej się spodobało, wyznała, że chociaż nie udało mi się przeprosić Rudej to jest dumna, że w ogóle się na to odważyłem. Życzyła mi zatem powodzenia następnym razem, a ja obiecałem jej, że takie zachowanie zdażyło się po raz pierwszy i ostatni. Kwestii mojego ojca nie poruszaliśmy, bo dla nas obojga był to trudny temat.
- Nie wiesz może, gdzie Bill trzyma prostownicę do włosów? – zapytała potem mama, wchodząc do kuchni, gdy ja robiłem unik przed zmierzającą w moją stronę marchewką, którą Siena właśnie próbowała we mnie rzucić.
- Pewnie pod łóżkiem. – Odparłem i sięgnąłem do lodówki po karton soku pomarańczowego.- Tak samo jak PlayBoy'e i CKM'y. – Zachichotałem i schyliłem się znów, gdy poczułem, jak coś silnie uderza w moje nagie plecy. Jęknąłem z bólu, odskakując i masując sobie obolałą część ciała.
- To za PlayBoy'e i CKM'y – wyszczerzyła się Siena, pokazując mi język. Odwzajemniłem gest twarzy, nalewając soku do szklanki. Mama poszła do pokoju Billa, co dało się rozpoznać po głośnym pisknięciu. Nie wiem czy dostrzegła bałagan, jaki tam panował czy może naprawdę zobaczyła owe gazety pod łóżkiem.
Minęło pół godziny, a brata jak nie było, tak nie było. Pomogłem Sienie kroić ogórki kiszone, za co bardzo się ucieszyła, bo wszyscy wokół uważali, że poza graniem na gitarze do żadnej pracy się nie nadaję. Jednak szybko rozgryzła moją strategię, gdy zaczęło jej kilku z nich brakować.
- Podjadasz!- krzyknęła, śmiejąc się i uderzyła mnie ramieniem. Oblizałem palce, śmiejąc się.
Opuściłem kuchnię, zmierzając w stronę łazienki. O dziwo, teraz drzwi były otwarte na oścież. Zerknąłem na brata, malującego sobie oczy. Robił komiczne miny do lustra i śpiewał pod nosem jakąś piosenkę Wir sind Helden.
- Endlich ein Grund zur Panik! Endlich ein Grund, los! – śpiewał pod nosem? Raczej wył na cały głos. – Jeszcze tylko tusz do rzęsek i troszkę fluidu! – powiedział zakłopotany, kiedy tylko zobaczył, jak mu się przyglądam i chichotam w rękaw bluzy.
Kilka maźnięć kredką, paluszki zgrabnie wędrujące po twarzy jego i można rzec – Bill był w stanie gotowości. Gdybym zliczył, ile godzin dziennie Czarny poświęca na malowanie się, pewnie wyszłoby, że zajmuje mu to około 75 procent całego życia. Albo więcej,
- Nie widziałeś mojego malinowego błyszczyka? – zapytał nagle, grzebiąc w swojej kosmetyczce.
- A czy ja wyglądam, jak Sherlock Holmes?
- Szczerze mówiąc to nie wiem, jak Sherlock Holmes wygląda. Ale jeśli facet jest podobny do ciebie, to współczuję mu – Bill wyszczerzył zęby i wyciągnął z torebki mały różowy przedmiot. – Mam! Cholera! Paznokieć mi się złamał!
- Nie przeżywaj tylko wychodź stąd, bo Sherlocko-Holmeso-podobni chcą się wreszcie umyć!
Brat przedrzeźniając mnie, w końcu wyszedł z łazienki. W nozdrza uderzył mi zapach lakieru do włosów. Bill chyba trochę z nim przesadził, bo smród był nie do wytrzymania.
Wziąłem szybki poranny prysznic i założyłem na siebie jedne z moich obszernych spodni. Koszulka była zbędna, gdyż takim ciałem jakie posiadałem można się było jedynie pochwalić.
Trochę pudru nikomu nie zaszkodzi, pomyślałem, nakładając na siebie niewielką ilość brązowej mazi. I w przeciwieństwie do Czarnego, ja po kilku minutach byłem gotów. Przeciągając się wszedłem z powrotem do kuchni. Byłem pewien, że zaraz zostanę zasypany pytaniami ze strony Billa na temat dnia wczorajszego: Jak z Martą? Co było? Całowaliście się?
O dziwo, Bill, jak i zarówno Siena nawet nie zauważyli mojego przybycia. Oboje rozmawiali i kroili warzywa do sałatki, w której Bill był chyba bardziej zakochany niż w Sienie. Odchrząknąłem.
– Właśnie, Tom! – odparła dziewczyna, dostrzegając moją osobę – Opowiadaj, co u Marty. Wczoraj przyszedłeś do domu i od razu położyłeś się spać.
Machnąłem ręką, nalewając napój do szklanki i usiadłszy przy stole, oparłem głowę na łokciach. Nienawidziłem opowiadać o żenujących sytuacjach, ale wolałem mieć to już za sobą.
A taka okazja przytrafiła mi się znowu. Wcześniej siarczysty policzek, teraz prawda prosto w oczy.
Ani Bill, ani jego dziewczyna nie byliby sobą, gdyby nie podeszli do mnie i nie zaczęli zadawać mnóstwa pytań na raz.
- Zacznijmy od tego, że z łaski swojej mogłaś mnie ostrzec przed wielkim upokorzeniem.- Zwróciłem się do Sieny uderzając palcami o blat stołu. Poczułem, że czerwienię się po sam czubek nosa.
Blondynka spojrzała na mnie wielkimi oczyma, po czym przeniosła wzrok na Czarnego. Oboje nie mieli pojęcia, o czym mówię.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że Pauline to kuzynka Marty? – zapytałem wprost.
- A skąd miałam wiedzieć, że zainteresuje cię nie sama Marta tylko jej kuzynka? – dziewczyna wzruszyła ramionami. – Poza tym, wcale nie pytałeś mnie, z kim Marta mieszka.
- I teraz żałuję. Wyobraźcie sobie, że Pauline to dziewczyna…
- Którą nazwałeś dziwką? – zapytał Bill, otwierając ze zdumienia usta.
Bystry chłopak. Chyba ma to po mnie, że w porę łapie, co co chodzi.
- O, brat! Czyli jednak czasem wprowadzasz w stan myślenia swoje szare komórki! – prychnąłem i po kilku sekundach mogłem spodziewać się tylko jednego. Salwy śmiechu w wykonaniu tych dwóch nietrzeźwo myślących osobników.
- No to ładnie się wkopałeś! – krzyknął Bill i wrócił do robienia swojej sałatki. Wytrzeszczyłem na niego oczy. Spodziewałem się, że będzie mnie pocieszał.
Świetne zainteresowanie mną i moimi sprawami, nie ma co!
A Siena? Jak to na nią przystało, poklepała mnie z politowaniem po ramieniu, kręcąc głową i zaczęła robić śniadanie.
Ale to chyba dobrze, że nie śmieją mi się w twarz, prawda?