Czasami mam ochotę wrócić. Tak jak czasami wracają ludzie, którzy wcześniej odejdą.
Z dedykacją dla nieistniejącej w rzeczywistości P. Za inspirację i zachwyt jej osobą. Wierzę, że są tutaj miliony, które chciałyby mieć ją gdzieś przy sobie.
___________________________
Patrzysz i nie możesz uwierzyć. Nie chcesz słuchać, odrzucasz wszystko, co do tej pory uważałeś za najważniejsze i najbardziej istotne. Cały obraz sprzed oczu jest niewyraźny i zamazany. Człowiek może i uczy się na błędach, ale jeśli kocha, to wciąż popełnia jeden i ten sam – ufa, choć już tyle razy się zawiódł. Trzeba stworzyć iluzję, bo świat rzeczywisty to jedno wielkie kłamstwo.
Andreas nie był moim prawdziwym przyjacielem. A już na pewno nie był przyjacielem Billa. Bo czy można kogoś, kto cię krzywdzi fizycznie i psychicznie i zdaje sobie z tego sprawę, tak nazwać? Nie sądzę. Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Przez cały czas kłamał. Perfidnie kłamał! Ukrywał się, chował i był największym tchórzem. Podobno ludzie się zmieniają – tak powiedziano kiedyś o mnie i tak jak twierdziłem o Andreasie. To nieprawda. Kto był skurwysynem, zostanie nim zawsze. Chciałbym go teraz znów spotkać tylko po to, żeby wykrzyczeć jak bardzo mnie zawiódł. Tylko po to, aby usłyszał w moim krzyku prawdziwą nienawiść w czystej postaci. Właśnie dlatego nie należy wierzyć we wszystko, co oferuje ci świat. Nie wierz w ludzi.
Cisza doprowadzała mnie do szaleństwa. Siedząc na łóżku i czekając aż Bill w końcu coś powie wiedziałem, że mogę przesiedzieć tak tydzień bez usłyszenia jakiegokolwiek słowa. Chował wzrok jak dziecko chcące uniknąć kary. Nie miałem zielonego pojęcia, co spowodowało, że był taki głupi. Marta w tym czasie uważnie przyglądała się białemu proszkowi rozsypanemu na biurku, a z jej twarzy mogłem wyczytać zszokowanie i niedowierzanie. Kiedy mimochodem natrafiła na mój wzrok, szybko odwróciła głowę. Odkąd wróciliśmy do domu nie odezwała się do mnie ani słowem. Dopiero teraz na prawdę poczułem jak bardzo pieką mnie krwawiące kostki palców, a ból nasilał się z każdym najmniejszym ruchem dłoni. Postanowiłem przejąć inicjatywę i westchnąłem głośno.
- Jesteś ćpunem. – Powiedziałem chłodno, a Bill i Marta unieśli głowy, by na mnie spojrzeć. – Zdajesz sobie z tego sprawę?
Nie odpowiedział. Znów utkwił wzrok w swoich butach, starając się nawet nie oddychać. Cisza aż kuła w uszy.
- Jak bardzo trzeba być niedorozwiniętym, żeby zrobić coś takiego jak ty?
Znów to cholerne milczenie.
- Jeśli nie masz mi nic do powiedzenia, to wychodzę. Nie będę tracił czasu na takiego idiotę. – Rzuciłem przez zaciśnięte zęby, czerwieniejąc ze złości i powoli wstałem z łóżka.
- Przestań! – syknęła w moją stronę Marta i zbliżyła się, by z powrotem pchnąć mnie na materac.
- Nie wtrącaj się.
- Jesteś niesprawiedliwy. – Odparła naburmuszona, rzucając mi mordercze spojrzenie. No tak, to było do przewidzenia. Jeśli chodziło o rywalizację między mną a Billem, wiadome było kogo będzie bronić. – On ma poważny problem, a ty… ty…
- Toż to ja widzę, że ma problem! – podniosłem na nią głos, lecz chwilę później zdałem sobie sprawę, że to nieodpowiednie. Nie mogłem się na niej wyżywać tylko dlatego, że stała tuż obok. Nie mogłem pozwolić, żeby nasz związek cierpiał przez głupotę Billa. Marta chciała tylko pomóc, ale powinna była zrozumieć także i mnie. Sytuacja znów się powtarzała, ale tym razem nie miałem zamiaru rezygnować. Billowi należały się stanowcze słowa, które postawią go do pionu. I tutaj właśnie różniliśmy się od siebie z Martą – ja uważałem, że agresja i złość wszystko naprawią, a ona stała za rozmową i szczerością. Z człowiekiem jakim był Bill nie należało jednak obchodzić się jak z jajkiem. Trzeba było przemówić mu solidnie do rozumu, żeby w końcu otrząsnął się i zaczął żyć normalnie.
Spojrzałem w jego oczy, które teraz utkwione były w moją twarz. Błyszczały od pojedynczych łez. Widziałem ten ból i rozpacz jakie wyrywały się z jego wnętrza i prawie krzyczały. W tym momencie wszystko stało się jasne i przejrzyste. Coś mną drgnęło. Przeszła przeze mnie fala ciepła, a serce zwiększyło liczbę uderzeń. Właśnie tak określana jest u bliźniaków ta magiczną więź, która pozwala nawzajem czytać w myślach. On się bał. Nie potrafił uciec przed własnym strachem, a ja ignorowałem to przez cały czas. Dlaczego wcześniej nie dostrzegłem, że jest z nim coś nie tak? Dlaczego nie widziałem tak oczywistych rzeczy?! Przecież jestem jego bratem i powinienem był jakoś temu zaradzić. Potrzebował rozmowy, a ja cały czas byłem zajęty czym innym. Później było już za późno. Wsiąkł w to całe bagno i nie chciał ciągnąć mnie za sobą. A wystarczyło tylko przy nim być i dawać tego znak.
Niech nie będzie cię wcale, jeśli nie potrafisz być w całości.*
Ze wściekłości na samego siebie najchętniej zniszczyłbym wszystko, co miałem pod ręką.
- Nie wszystko zawsze można kontrolować. – Szepnąłem znaną mi już regułkę, patrząc zamglonym wzrokiem gdzieś przed siebie. W głowie zebrały się obrazy z naszego dzieciństwa. Zawsze powtarzałem tamte słowa, kiedy było mu źle i potrzebował pomocy. Tym razem też tak się stało. Nie nad wszystkim możemy posiąść kontrolę. Są bowiem rzeczy, które kontrolują nas i nawet o tym nie wiemy. Zbyt łatwo ulegamy światu, a potem już jest za późno, aby się zatrzymać w biegu i zawrócić. I nagle orientujesz się, że drzwi, którymi chciałeś uciec są zabite gwoździami. A to przecież ty trzymasz w dłoni młotek.
Bill słysząc, co właśnie powiedziałem, podniósł głowę i spojrzał na mnie. Wydawało mi się, że na jego twarzy zamigotał lekki uśmiech.
- Pierwszy raz wziąłem, kiedy Siena ze mną zerwała. Ot tak, dla rozluźnienia. Chciałem po prostu zapomnieć, a Andreas wyciągnął ku mnie pomocną dłoń. – Powiedział ledwosłyszalnie zachrypniętym głosem, a na imię blondyna mrowie przeszło mi po plecach. Mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści. Bill chyba to zauważył, bo szybko sprostował. – Mówił, że to tylko raz. Że więcej mi nie da, bo morfina łatwo uzależnia. Szybko przekonałem się jak łatwo. Później musiałem go przyciskać, żeby dostać kolejną działkę. Myślisz, że skąd miał pieniądze na skuter? Jednak kasa robi swoje, prawda? – prychnął, kręcąc głową. Jeżeli myślał, że ta historyjka o biednym Andreasie umniejszy jego winę w moich oczach to się grubo mylił.
Marta zasłuchana w jego słowa zastanawiała się pewne nad tym samym, co ja. Dlaczego nic nie zauważyliśmy? On przez cały czas milczał. Podobno milczenie jest najgłośniejszym wołaniem o pomoc, szkoda, że zdałem sobie z tego sprawę już po fakcie dokonanym.
- Musisz to rzucić, wiesz o tym.
- Jestem uzależniony, Tom! – prawie krzyknął i wstał gwałtownie, po czym z impetem otworzył szufladę biurka. Wyciągnął z niej woreczek, w którym tak samo jak na biurku był biały proszek. – Nie da się tak łatwo tego rzucić! Ćpun nie przestaje być ćpunem! Z każdym dniem, z każdą godziną i minutą myślę sobie, jakby tu się schować w jakimś ustronnym miejscu i sobie wciągnąć! Nawet Keisse próbowała mnie jakoś kryć, ale…
- KEISSE?! – wrzasnęliśmy równocześnie z Martą i spojrzeliśmy po sobie wystraszeni.
- Keisse wie?! – nie mogłem w to uwierzyć, że i ona jest we wszystko wtajemniczona, a mimo wszystko stara się z tego wybrnąć zamiast zaoferować pomoc. I nic nie powiedziała, dobrze wiedząc, co jest grane. Na całym świecie są zdrajcy. – Kto jeszcze?
- No… Andeas, już teraz wy i… tata raz mnie nakrył.
To było jak kubeł z zimną wodą. Cios zdecydowanie poniżej pasa. Wytrzeszczyłem oczy, nie mogąc dopuścić do siebie tego, co przed chwilą usłyszałem. Własny ojciec wiedział, że jego syn bierze narkotyki i wcale się tym nie przejął! Rzeczywiście ludzie się nie zmieniają. Teraz miałem na to kolejny dowód. Obojętność to najgorsze co w nas siedzi. Stuprocentowy egoizm. Zero altruizmu. Dlaczego na tym pieprzonym świecie nikt o nikogo się nie martwi?!
Wiedziałem, że nie daruję tym ludziom.
- Pomożemy ci. – Odezwała się do tej pory milcząca Marta, kładąc Billowi dłonie na ramiona – Nie możesz uciec przed słabościami. Musisz je zwalczyć lub zginąć i jeśli tak ma być, czemu nie teraz, tam gdzie stoisz?
- Pójdę na terapię. – Zdecydował od razu. – Nawet jutro.
- Dobrze, Bill. Przejdziemy przez to razem. – Spojrzałem na brata i nie mogąc się powstrzymać w ułamku sekundy znalazłem się tuż przy nim i mocno go przytuliłem. Tego nam brakowało. Prawdziwego, braterskiego uścisku, którym obdarzaliśmy się nawzajem, gdy coś poszło nie tak.
Żale przychodzą w różnych rozmiarach i rodzajach. Niektóre są małe, jak kiedy zrobimy złą rzecz z dobrego powodu. Niektóre są większe, jak kiedy zawiedziemy przyjaciela. Niektórzy z nas uciekają od swoich wyrzutów sumienia, podejmując dobrą decyzję. Niektórzy z nas mają mało czasu na żal, bo patrzą w przyszłość. Czasami musimy walczyć, żeby poradzić sobie z przeszłością, a czasami musimy zakopać nasz żal, obiecując, że zmienimy nasze postępowanie. Ale nasz największy żal nie dotyczy rzeczy, które zrobiliśmy, ale tych, których nie zrobiliśmy. Rzeczy, których nie powiedzieliśmy, które mogły ocalić kogoś, na kim nam zależy. Szczególnie, gdy widzimy ciemną chmurę zmierzającą w ich stronę.**
Przejdziemy tę drogę poprzez burzę razem.
I nie ważne czy pogoda będzie ciepła czy zimna.
Po prostu wiedz o tym, że nie jesteś sam…***
*
Nie byłem do końca świadomy tego, co robię. Postanowiliśmy z Martą, że nie powiemy nikomu o uzależnieniu Billa. Nawet mamie. Nie chciałem jej martwić, tym bardziej wiedząc, że na prawdę może nam się udać. Jeszcze tamtego dnia poszedłem do ojca i znów mu nabluzgałem. Usprawiedliwiał się tym, że myślał, iż to był Billa pierwszy i ostatni raz, kiedy go nakrył. Odebrał mu jego działkę i spuścił w toalecie. Właściwie, skąd mógł wiedzieć, że to nasz przyjaciel jest dilerem? Nie jestem zadowolony z tej wizyty. Zwłaszcza, że Lily stała w drzwiach swojego pokoju i przysłuchiwała się naszej rozmowie. To mądra dziewczynka i wiele rozumie. Podszedłem później do niej i przytuliłem ją do siebie. Po raz pierwszy miałem w ramionach swoją siostrę! Pachniała dość specyficznie brzoskwinią i ten zapach jakoś bardzo wbił mi się w nozdrza. Uśmiechnęła się do mnie. Tak samo jak w dniu, w którym zobaczyłem ją po raz pierwszy. To był jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakimi ktoś kiedykolwiek mnie obdarował. Do taty nie odezwałem się więcej, a na wychodnym rzuciłem mu jedynie spojrzenie, mówiące, że się na nim zawiodłem. Przecież on też miał się nami opiekować.
Plan dzisiejszego dnia wyglądał dość komicznie, jakby się bliżej przyjrzeć, chociaż do śmiechu nikomu nie było. Bill i Marta odbyli jakąś rozmowę. W ich wymianie zdań podchwyciłem imię Pauline, więc domyśliłem się, że chcą się jej poradzić. Kiedyś Marta powiedziała mi w tajemnicy, że Pauline też zdażało się wciągnąć kreskę w szkole średniej, ale szybko przejrzała na oczy. Kto by pomyślał! Pauline Bianca Clotilde Prevert była najbardziej pożądną osobą, jaką poznałem w całym swoim życiu i która na pewno była autorytetem wielu ludzi. Inteligentna, ładna, ambitna i z planami na przyszłość. Ponadto przewrażliwiona na punkcie dobrych manier i czystości. Ludzie na prawdę potrafią zaskakiwać.
Bez namysłu pobiegłem na jedną z magdeburskich uliczek i szybko odnalazłem poszukiwany dom. Ładna dzielnica zachwycała zielenią lata. Stanąłem pod niewielkim budynkiem, a do środka wpuścił mnie trochę osiwiały mężczyzna o nieprzyjemnym wyrazie twarzy. Na pierwszy rzut oka wydawał się facetem dość zgorzkniałym i z zasadami. Archetyp typowego ojca. Mama Keisse musiała być całkowitym przeciwieństwem męża, co by wyjaśniało także zachowanie ich szalonej i pełnej nieprzewidywalności córki. Dowiedziawszy się, gdzie znajduje się pokój Keis, szybko znalazłem się na pierwszym piętrze, stając pod drzwiami z napisem ‘do not disturb’. Bill kiedyś wspominał mi jak obłędnie wygląda jej pokój. Teraz jednak byłem przesycony negatywnymi emocjami, by zwrócić na to uwagę.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – wparowałem do jej pokoju zbyt ostentacyjnie, bo dziewczyna o mało nie spadła z łóżka, na którym leżała. Rzeczywiście było tutaj nieziemsko, chociaż zbyt mrocznie. Gdyby nie fakt, że więcej we mnie było złości niż miłości, to z pewnością zatrzymałbym się z zachwytu i zaczął dokładnie przyglądać się każdej ścianie. Nic dziwnego, że Bill lubił spędzać tu czas. Ale moment!
- Tom – Keisse postawiła się do pionu, odgarniając włosy z twarzy i odkładając gdzieś za siebie jakąś czerwoną książkę. Mój widok na pewno ją zaskoczył. – Usiądziesz może?
- Usiądę? Może kiedy indziej! Póki co, ty siadaj! Już! – praktycznie posadziłem ją z powrotem na łóżko, lekko ściskając za jej kruche ramiona.
- Co się dzieje? Pierwszy okres dostałeś? Z dupy ci się leje?
- Polać to się może zaraz tobie! No i niekoniecznie z dupy! Dziewczyno, jak mogłaś nie zareagować na to, że Bill ćpa! On ćpa, rozumiesz?!
- Taaak, rozumiem. I…?
- I to, że powinienem teraz przełożyć cię przez kolano i sprać tyłek na kwaśne jabłko! Jakim prawem w ogóle go kryłaś?! To świństwo mogło go zabić! Bóg jeden wie, co by się z nim stało, gdybym się nie dowiedział!
- Podobno nie wierzysz w…
- Ani mi się waż w tym momencie podważać moje słowa! – wrzasnąłem na cały głos, aż szczęka mi drgała, gdy się uspokoiłem. Nie zważałem na to, że zbyt głośno mówię i w każdej chwili może tutaj wpaść tata dziewczyny, posądzając mnie o jakiś napad we własnym domu. – Nie powinnaś się teraz z nim spotykać.
- Słucham?! – Keisse automatycznie wstała, przybierając bojową pozę. Najwyraźniej i jej dobry humor się skończył. Wbiła swój wskazujący palec we mnie, prawie dotykając mojego nosa – Co ja w ogóle mam wspólnego z jego ćpaniem?! Prosił mnie, żebym nic nie mówiła, więc tak zrobiłam! To, że ty prawie w ogóle ostatnio z nim nie rozmawiasz i bawisz się w nową rodzinę, nie znaczy, że też mam go olać! Co dla niego ostatnio zrobiłeś, co? Bo z tego co wiem, potrafiłeś tylko zburać go za to, że znowu jest z Sieną i wypomnieć, że ona pewnie leci tylko na kasę! Jakoś nie było cię przy nim, gdy przeżywał rozstanie! Nawet nie wiesz co wtedy czuł, bo byłeś zbyt zajęty Martą!
- Ważne, że ty władowałaś mu się do łóżka tego samego wieczoru, gdy Siena go odrzuciła po raz enty! Myślisz, że w ten sposób poprawiłaś mu humor? Boska wróżka zapominajka?! Czy może raczej, Keisse-dam-ci-dupy-od-zaraz?
- Palant! – dźwięk jej słów dotarł do mnie w tym samym momencie, co przeszywający ból lewego policzka. Dała mi z liścia, a łapę ma ciętą. – Prawda jest taka, że nie uratowałbyś go przed tym. Wziął, bo jego jedyny brat, do którego zawsze chodził po poradę miał go w dupie. Jesteś w tym bezsilny, Tom, zrozum to. I nie obwiniaj wszystkich dookoła. Winę podziel między siebie i Andreasa.
Emocje wzięły górę i nie do końca świadomy swojego czynu popchnąłem ją na ścianę. Przeliczyłem jednak moje siły, bo dziewczyna była chyba trzy razy chudsza niż mi się wydawało. Zbyt dużo wszystkiego i Keisse zamiast na ścianę poleciała na kant łóżka o wiele szybciej niż bym się spodziewał. Nie byłem w stanie wydusić słowa, sparaliżowało mnie. Jak to w ogóle mogło się stać? Przez chwilę siedziała skulona na podłodze, puszczając pod moim adresem piękną wiązankę, ale nie zwracałem już na to uwagi. Modliłem się w duchu, żeby okazało się, że nic jej nie jest.
- Wyjdź stąd. – Syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Keis, przepraszam ja…
- Wynoś się stąd, Kaulitz!
Nigdy wcześniej nie zrobiłem niczego podobnego. Dlatego tak trudno było mi w to uwierzyć.
Czy ta ciemność ma imię? To okrucieństwo, ta nienawiść, jak nas znajduje? Czy wkrada się w nasze życia, czy szukamy tego i ogarniamy? Co się z nami stało? Wysyłamy nasze dzieci w świat tak jak wysyłamy młodych mężczyzn na wojnę. Z nadzieją, że wrócą cali. Ale wiedząc, że niektórzy zgubią drogą. Kiedy zgubimy naszą drogę? Pożarta przez cienie połknięta cała przez ciemność. Czy ta ciemność ma imię? Czy to moje imię?****
____________________________
*Nie jestem do końca pewna, ale chyba zapożyczone poniekąd od… Kaśka?
**OTH, Lucas
***Eminem – Not afraid
***OTH, Lucas