A ja sprawię, że już nigdy nie będziesz musiała przychodzić tu z tego powodu...
5. Gitarzystka w sam raz dla starszego Kaulitza.
Otworzyłem usta ze zdumienia, patrząc tępo na dziewczynę. Stała zaledwie metr ode mnie, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przecież cuda się nie zdarzają, sny nie spełniają, a marzenia tylko czasami wchodzą na naszą drogę życia i to w dodatku popychane przez nas samych.
Przez ułamek sekundy pragnąłem dotknąć jej promienistych włosów, poczuć czy rzeczywiście są tak miękkie i delikatne jak w moim śnie.
Rozglądnąłem się szybko wokół. Byłem w ukrytej kamerze? Ktoś mnie wkręcał? A może to znowu tylko piękny sen?!
Przez kilka sekund siedziałem bez ruchu. Czułem, jakby coś wielkiego utknęło mi w gardle i nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego głosu.
Chwilę później uświadomiłem sobie fakt, że tak naprawdę zupełnie jej nie znam,a to, że stoi przede mną sobowtór idealnej dziewczyny to zwykły przypadek i moja chora wyobraźnia.
Blondynka na mój osłupiały widok uśmiechnęła się miło i najwyraźniej uważając mnie za kompletnego idiotę, spuściła głowę, pozwalając myślom odfrunąć, gdzieś zupełnie indziej.
Fala gorąca przeszyła moje ciało. Oblizałem dokładnie wargi.
Wiedziałeś, że rozmowa z samym sobą to pierwszy objaw dziwactwa? - te jej słowa… Musiałem odpowiedzieć!
- W takim razie jestem dziwakiem – Odparłem prędko, szczerząc zęby i nerwowo drapiąc się po nosie – Dwa drinki dla nas, proszę – rzuciłem w stronę barmana z obawą, że dziewczyna odejdzie. Usiadłem obok niej na wysokim krześle, lustrując wzrokiem jej szczupłą sylwetkę.
- Dziękuję, ale nie piję. Wystarczy Cola.- Posłała mi ciepły uśmiech, a ja poczułem jak na moje poliki wpływa czerwony rumieniec.
Zasada numer jeden – nigdy nie proponuj nowo-poznanej panience alkoholu, to wbrew wszystkiemu. Jak mogłem zapomnieć?
Była taka, jak śniłem. Jej błyskotliwe oczy, uśmiech przyprawiający mnie o przyjemne zawroty głowy i lśniące włosy.
Opamiętaj się, Kaulitz!
Pokręciłem głową, odrzucając myśli gdzieś daleko. Tak. Przecież ona nie miała o niczym pojęcia. To zwykła dziewczyna, która przyszła do klubu w nie wiadomo jakim celu. Może chciała się czegoś napić, może pragnęła potańczyć wśród tłumu innych ludzi. Ale na pewno nie przyszła tutaj dlatego, że miała jakiś wyimaginowany sen o mnie lub jakieś inne przewidzenie. To było więcej niż pewne.
Można było stwierdzić, że tylko starszy z braci Kaulitz jest chory umysłowo.
Blondynka zaczęła nerwowo poprawiać bluzkę, co chwilę rzucając na mnie ukradkowe spojrzenia.
- Widzę cię tu chyba po raz pierwszy, a znam wszystkich, którzy się tu kręcą. Jesteś nowa? – zapytałem. Z sekundy na sekundę moje skrępowanie malało, a pewność siebie dawała się we znaki. To właśnie było to, co uwielbiałem w sobie najbardziej. Poczucie, że mogę mieć wszystko, czego zapragnę i każdą laskę, o której nawet bym nie marzył. Zawsze osiągałem swój cel, bez względu na przeszkody.
- Można tak powiedzieć. – Odpowiedziała słodko. Miała dziwny akcent, jakby nie niemiecki. Otwierałem usta, by zadać jej kolejne pytanie, lecz ta wyprzedziła mnie, mówiąc:
- To znaczy, że nie jestem Niemką, jeśli o to chciałeś zapytać.
- Nie? To skąd jesteś?
- Z Polski.
Przytaknąłem głową, wciąż się w nią wpatrując.
Dziwne. Na ogół wolałem bardziej seksowne, skąpo ubrane i mające charakter suki przedstawicielki płci pięknej. Jednak coś spowodowało, że ta od razu błysnęła mi przed oczyma.
Przyniesiono nam napoje. Chwyciłem swojego drinka i powoli zacząłem sączyć napój.
- Nie jesteś za bardzo rozmowny, Tom.- Zaśmiała się, a ja pod wpływem jej słów i wypowiedzenie mojego imienia o mało nie oblałem się alkoholem.
- Wiesz kim jestem?! - prawie wrzasnąłem.
- Oh, proszę. Nie żartuj sobie – uśmiechnęła się perliście – Kto by nie znał tego sławnego gitarzysty Tokio Hotel?
Myślałem, że z wrażenia spadnę z krzesła. Wiedziała, kim jestem!
- Słuchasz naszej muzyki? – zapytałem po raz kolejny, jednak ona zaprzeczyła niepewnym ruchem głowy i zamoczyła usta w swojej szklance.
- Nie bardzo. Wybacz.
- Nie szkodzi. Przynajmniej wiem, że nie jesteś kolejną napaloną fanką.
Śledziłem każdy jej ruch. Zastanawiałem się, skąd ona właściwie się tutaj wzięła. Czy na kogoś czeka czy po prostu przyszła odrobinę się zabawić?
Mało mówiła. Wolała wykonywać gesty i uśmiechać się. Wydawało mi się to urocze i słodkie.
Dziewczyna niesfornie odgarnęła z czoła kosmyki blond włosów i wzięła głęboki oddech.
- Czekasz na kogoś? – zapytałem ciekawy.
- Właściwie to tak – zerknęła na zegarek, który nosiła na prawej ręce – Moja kuzynka powinna się tu zjawić za kilkadziesiąt minut. Ale znając jej punktualność posiedzę tutaj jeszcze jakąś godzinkę. A ty?
- Tak samo. – Mówiąc to, przypomniało mi się zadanie, jakie mam do wykonania i po raz kolejny poczułem uścisk w żołądku – Muszę przepro… a nie ważne. I mam niesamowitą potrzebę wygadana się, dasz namówić się na wyjście stąd? – uniosłem kąciki ust w górę, a na twarzy pojawił mi się szelmowski uśmiech. Tak, ten niezawodny.
- Od tego zgiełku i hałasu wokół, owszem, ale jedynie do parku przed klubem.
- Okej. – przytaknąłem głową. Oboje wstaliśmy, odkładając swoje szklanki.
Szła przodem w kierunku wyjścia, także spokojnie mogłem obserwować jej każdy ruch. Kołysała biodrami w trakcie chodu, a jej włosy opadające na plecy, lekko falowały.
Wyszliśmy na zewnątrz. Owiał mnie mocny wiatr. Lekko się wzdrygnąłem, ale wiedząc, że towarzyszy mi piękna dziewczyna uśmiechnąłem sie pod nosem. Czegoż chcieć więcej?
Uwaga, Tom Kaulitz wkracza do akcji.
***
Wysoki, czarnowłosy od pewnego czasu chodził w tę i z powrotem wzdłuż swojego pokoju. Ciemne jeansy, dokładnie wyprasowany podkoszulek i zapach męskich perfum z serii Hugo Bossa były jego odznaczającą się wizytówką. W końcu wybierał się do jednej z najbogatszych i najwykwintniejszych restauracji w mieście, a tam kultura nakazywała nosić nienaganny ubiór.
Bill miał nadzieję, że bratu wszystko pójdzie tak, jak trzeba. Ale nieszczególnie się tym przejmował. Altruistą zdecydowanie nie był, ale czy jest ktoś, patrzący na świat bez krzty egoizmu?
Właśnie. Brak.
Czekał, czekał i czekał na pojawienie się Sieny. Bowiem to ona była główną atrakcją wieczoru i jego randki.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Jesteś wreszcie, Mysiu Pysiu. – Powiedział, otwierając drzwi i nachylając się do twarzy szatynki. Była jego oczkiem w głowie, jak ukochana córeczka tatusia, jednak czuł do niej zupełnie inną miłość. Tę młodzieńczą, która uwalnia zakochanie.
A do bliźniaka? Coś… mocniejszego. Więź na dobre i na złe, na całe życie.
- Przepraszam za spóźnienie. Możemy już iść? – zapytała, mrugając oczami, a chłopak po chwili wystawił rękę, za którą mocno się chwyciła.
- Oczywiście. Tylko…jeszcze do Andreasa muszę skoczyć zabrać pewną rzecz.
- Skoro musisz – Burknęła lekko naburmuszona. I wtedy Bill dostrzegł na niej te wyświechtane, podziurawione spodnie, w których przechodziła cały ostatni tydzień, różowy pasek zupełnie nie grający z resztą kolorów i zielony T-Shirt nadający się bardziej do kolekcji ciuchów Toma. Oczy podkreślone czarną kredką, która lekko rozmazała się na policzku i truskawkowy błyszczyk. Tak, na pewno truskawkowy, bo był to jej ulubiony, ten, którego Bill już nie raz miał okazję skosztować.
A jednak, to była miłość. Uwielbiał tę jej niezależność i odwagę przed kpiącymi opiniami innych. Jeśli chodziło o krytykę na temat ubioru, to oboje mieli wszystko gdzieś i zupełnie na to nie zważali.
Czarny uśmiechnął się pod nosem, ściskając dłoń dziewczyny. Spoglądnął na nią ukradkiem. Ale przyznać musiał – była zajebiście ładna.
- Tom poszedł przeprosić tę dziewczynę. – Powiedział dumnie, wypinając pierś.
- Naprawdę? Nie wierzę. Odważył się?
- Tak, musiałęm mu trochę pomóc. Ale od czego ma się brata.
- Punkt dla ciebie - Dziewczyna nachyliła się i pocałowała go mocno w poliko. Uwielbiała w nim to, że zawsze starał się pomóc bliźniakowi.
- Tutaj mieszka Andre. – Wskazał podbródkiem na niewielki dom z czerwonym dachem, tak dobrze mu znany. Blondynka wydała z siebie niezadowolenie, podążając za swoim chłopakiem.
- Nie lubię Andreasa – zaczęła Siena, próbując dorównać kroku Billowi – Za to, że wciąż krytykuje wszystkich dookoła.
- Obraził cię? – zapytał zdziwiony Bill, patrząc na dziewczynę.
- Na całe szczęście nie, ale wielu osobom już sprawił przykrość. Nie lubię go też za jego chamskie zachowanie i głupie odzywki, które nigdy nie mają sensu. Pamiętasz może, jak kilka tygodni temu zaśpiewał mi tę perfidną piosenkę? Jak ona szła?
- Chodź, chodź, chodź. Chodź mała na kolanka. Chodź, chodź, chodź. Pokażę ci bananka – Zanucił pod nosem znudzony Czarny, kiwając do rytmu głową. – Pamiętam. Ale ochrzaniłem go później, więc już jest po sprawie.
- Niby tak. Ale jeszcze to pytanie: chcesz nakarmić mojego konika? Co to w ogóle ma być? To bezczelne, niekulturalne i… takie podobne do…
- Do?
- Do… – Siena nabrała niepewności. – Do…
- Do Toma? – zapytał Bill, przystając.
- Przykro mi, że to właśnie jego miałam na myśli. – Wydukała i widząc, jak oboje stoją pod wielkimi dębowymi drzwiami domu Andreasa, mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem.
***
- … a wtedy ja zwymiotowałem na kilka stojących z przodu dziewczyn. Do dziś uważam to za największe upokorzenie w całym moim życiu!
- Ohyda! Nie dziwię ci się, ale wtedy… ja chyba zrobiłabym podobnie. – Wokół rozniósł się głośny śmiech blondynki, która raźnie kroczyła obok mnie.Rozmawialiśmy zawzięcie, jedząc żelki, które przed chwilą kupiła - Ja już wolę nie znać dalszych szczegółów twojej opowieści.
- No – westchnąłem – Tyle o mnie. Teraz opowiedz mi, co taka wspaniała dziewczyna jak Ty robi w Magdeburgu?
Dziewczyna lekko się zarumieniła, co tylko dodało jej uroku.
Poruszyłem znacząco brwiami. Zasada numer dwa: praw komplementy i podlizuj się, jak tylko można.
- Mam ci streścić moją biografię? – spytała – Ostrzegam, że uśniesz z nudów. Ogólnie rzecz biorąc, nie jestem jakaś nadzwyczajna, nie prowadzę cudownego życia, a po prostu przeciętne.
- Każdy ma w sobie coś niezwykłego. – Odparłem, i spojrzałem w jej błękitne oczy, ale szybko spuściła wzrok, znów się rumieniąc.
Zamilkliśmy na chwilę, przystając. Miała ładny, zgrabny nos i śliczną twarz otoczoną gęstymi włosami. Patrząc w jej źrenice czułem jak moje wnętrzności wirują i poczułem przyjemny skurcz w żołądku. Chyba po raz pierwszy mogłem tego doświadczyć. Bo sen się nie liczył, prawda?
- Może kiedyś ci coś o mnie opowiem. – Wydawało mi się, że przez chwilę spoważniała, ale potem z dziecięcą radością poklepała mnie lekko po ramieniu.
- Dlaczego nie teraz?
- Po co, skoro nawet nie zapytasz mnie o imię?
Doznałem wstrząsu! Kurczę, ona miała świętą rację. Od samego początku rozmowy nie zadałem jej pytania, na które mogłaby odpowiedzieć, jak się nazywa. Rozmawiałem z dziewczyną, a tak naprawdę nie miałem pojęcia o tym, jak jej na imię.
Zasada trzecia: zawsze pierwsze pytaj, jak panna się nazywa. Ach. Nie wierzę, że ten punkt pominąłem.
- Ekhm… – chrząknąłem, zakrywając usta dłonią i lekko się czerwieniąc. – Więc, jak ci na imię?
W ramach odpowiedzi usłyszałem głośne parsknięcie śmiechem. Blondynka aż chwyciła się za brzuch, a ja zaśmiałem się cicho. Zrobiła mały piruet wokół własnej osi i usiadła na ławce obok. Uchyliła usta w uśmiechu, a na jej polikach zrobiły się słodkie dołeczki.
Znów cicho się zaśmiała, mówiąc coś pod nosem.
- Marta. Marta jestem. – Wystawiła swoją dłoń w moją stronę, a ja mocno ją chwyciłem. Marta, czyż to nie piękne imię?
- Tom. Ale to już wiesz. – Wyszczerzyłem się i przejechałem palcem wzdłuż jej delikatnej dłoni, zakończonej paznokciami z francuskim manicure.
- Masz piękne dłonie. Idealne do…
- Do gitary? – zapytała, jakby wiedząc, co chcę powiedzieć. – Podzielam twoją pasję.
- Gitarzystka? – ucieszyłem się. – A może…
Chciałem dokończyć, ale mój głos zagłuszył dźwięk wydobywający się z… buta Marty. Dziewczyna rzuciła szybkie "przepraszam" i sięgnęła do niego, by wyciągnąć dość płaski sprzęt, którym okazał się telefon komórkowy.
- To moja kuzynka. Już przyszła i czeka na mnie w klubie. Muszę lecieć. Cześć! – powiedziała szybko, wstała z ławki i zaczęła biec w stronę budynku, machając do mnie ręką. – Miło było cię poznaaaać!
Wstałem, by móc ją obserwować. Z tego całego zamieszania nie dała mi się nawet pożegnać.
- Nawzajem! – krzyknąłem za nią. – Spotkamy się jeszcze?
- Mam nadzieję, że nie. - Puściła mi oczko, szeroko się uśmiechając i wbiegła do klubu, opleciona swoimi długimi, pięknymi blond włosami.
Poczułem się szczęśliwy. Jak nigdy dotąd.
Cholera, czy ja się zakochałem?!