Jeśli wrócili to niech jeszcze zostaną. Na długo.
Dla efef. Tragedie się zdarzają, ale my damy sobie radę.
Gavin DeGraw – I don’t want to be
___________________________________
Wygląd pokoju pozostawiał wiele do życzenia, chociaż najwięcej do życzenia pozostawiał sam Georg przewrócony tym razem na brzuch. Ale, jako że nie byliśmy jego niańkami, szybko machnąłem na to ręką. Marta podbiegła jeszcze, by zgasić w kuchni światło i udaliśmy się na górę do jej sypialni.
Pokój był już cały wyremontowany, podobnie jak reszta domu. W przeciągu miesiąca Rose zrobiła tutaj na prawdę cudo. A po Nowym Roku razem z ojcem Marty mieli się tutaj wprowadzić. Nie wiadomo czemu, myśląc o tym, zrobiło mi się dziwnie. Nie mieszkałem ze swoją dziewczyną ani nic z tych rzeczy, ale sam fakt, że jej dom był cały… tylko nasz, był piękny. Nie można też powiedzieć, żebym nie darzył Rose sympatią, bo była na prawdę kobietą na poziomie, odpowiedzialną matką i babcią i miała niesamowite poczucie humoru. Właśnie dlatego tak bardzo przypominała mi Simone.
Zbliżał się wrzesień, więc słodką wolnością mogliśmy cieszyć się tylko przez najbliższe cztery miesiące.
- Wiesz co? – zagadnęła nagle Marta, idąc przy moim boku. Zatrzymałem się z ręką na klamce, zerkając na nią.- Chciałabym gdzieś pojechać… Zabrać tylko Ciebie i pojechać gdzieś daleko. Odpocząć od tego wszystkiego.
Miała zatroskaną minę. Uśmiechnąłem się do niej i objąłem od tyłu w pasie. Ułożyłem podbródek na jej ramieniu, a jej miękkie włosy łaskotały moją twarz. W przeciwieństwie do unoszących się w powietrzu oparów alkoholu, pachniała słodko nieznanym mi dotąd zapachem. Nigdy nie mogłem nadążyć nad jej zmianami perfum.
- Kusząca propozycja, nie powiem – szepnąłem jej w ucho. Odwróciła głowę w moją stronę, tak, że stykaliśmy się niemalże nosami i z zamkniętymi oczami wyszukała moich ust. Mocno mnie pocałowała, a ja oddałem pocałunek. – Ale…
- To jest tutaj jeszcze jakieś „ale”? – otworzywszy oczy, udała obrażoną minę małego, rozkapryszonego dziecka. – Sądziłam, że od razu powiesz: pakuj się mała, jedziemy na wycieczkę, bierzemy wino w teczkę i takie tam.
- No z tym winem to już chyba przesadziłaś – zaśmiałem się, ale zaraz potem przybrałem całkiem poważną twarz, kontynuując. – Ale chciałbym ci przypomnieć, że pod swoją opieką masz jeszcze jedną malutką istotkę, którą kochasz i której na pewno nie chciałabyś tutaj zostawić samej, a… no właśnie. A znając ludzi, którzy aktualnie znajdują się w tym domu, na pewno nie chciałabyś, aby się nią zajęli.
- Oj tam zaraz! Daliby sobie radę!
- Taką samą radę jak z chomikiem? – uniosłem w górę jedną brew.
- No – zamyśliła się przez chwilę, przywołując pewne obrazy – Masz rację, zupełnie nie daliby rady.
Pstryknąłem ją palcem w nos i znów pocałowałem, jedną ręką wodząc po jej pośladkach. Uchwyciła w swoje dłonie mocno moją twarz i przylgnęła do mnie wargami.
- I tutaj też masz rację. Kocham tę małą istotkę nad życie i moim marzeniem jest, abyś ty też ją pokochał tak mocno jak ja – powiedziała, poważniejąc, a ja na swoich ustach czułem ruchy jej ust.
- Believe that dreams come true. Because they do. - Wyszeptałem, a w jej tęczówkach odbijała się moja twarz.
Spojrzała mi w głęboko w oczy, następnie na wargi, po chwili znów w oczy i po raz któryś tam z całych sił, a jednocześnie z wielką delikatnością, zatopiła się w moich ustach.
Weszliśmy do pokoju, lecz już na progu znieruchomieliśmy. Łóżko przeznaczone dla nas było już najwyraźniej od dłuższego czasu zajęte. Z prawej strony spod kołdry wynurzała się czarna czupryna Billa, który spał jak zabity z otwartą buzią. Pewne było, że śpi w samych bokserkach, bo jego spodnie były rzucone gdzieś w bliżej nieokreślone miejsce, a wraz z nimi jego koszulka i skarpetki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale Bill nie spał sam. Obok niego leżała dziewczyna w samej bieliźnie, której twarzy nie widziałem, bo zasłaniały ją jej włosy. Sekundę później przewróciła się na drugi bok i wtedy zobaczyłem, że to była Keisse. Marta zaśmiała się cicho, a ja tylko wywróciłem oczami.
Kto jak to, ale mój brat?! Przecież on nie zna jej dłużej niż trzy dni.
Marta pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia, a na jej twarzy ciągle migotał się tajemniczy uśmiech.
*
Obudziło go natarczywe słońce.
Z wielkim trudem otworzył powieki, mrugając kilkakrotnie. Poczuł suchość w gardle, a jego żołądek wołał o pomstę do nieba, tym bardziej, że w pomieszczeniu wciąż unosił się odór alkoholu. Podkurczywszy kolana, przeszedł do pozycji siedzącej, lecz zakręciło mu się w głowie. Upadł, wbijając łokieć na ‘coś’ leżące obok i słysząc głośne jęki, odskoczył jak oparzony. Spod kołdry chwilę później dyskretnie wynurzyła się twarz zaspanej i jednocześnie zdziwionej dziewczyny.
Oczy Billa rozszerzyły się do rozmiarów piłeczek ping-pongowych, dokładnie tak samo jak jego towarzyszki.
- Co ty tu robisz? – wychrypiał ledwo słyszalnym głosem, próbując przypomnieć sobie cokolwiek z ostatniej nocy.
- O to samo miałam zapytać ciebie. – Odparła zdezorientowana Keisse, przeczesując włosy i starając się wyjść spod ogromnej puchowej pierzyny. Jej nogi chwilę później znalazły się na podłodze, chociaż reszta ciała ciągle była na łóżku. Szybko wstała, przecierając oczy. Kołdra, którą przed chwilą była otulona, upadła na podłogę. Gdyby nie głowa Billa, której ruchy były jednoznaczne z tym, że właśnie powoli, dokładnie i precyzyjnie zmierzył ją wzrokiem od twarzy po same stopy, nawet nie zorientowałaby się, że jest półnaga, a jej niektóre części ciała okrywała tylko skąpa bielizna.
Nie uszedł jej uwadze szeroki uśmiech Billa, który właśnie pokazał się na jego twarzy.
- Boże – prawie krzyknęła i z powrotem sięgnęła po kołdrę, dokładnie się nią opatulając. Bill znów spojrzał na nią podejrzliwie.
- Ty… jesteś… Bill, co nie? – zapytała niepewnie, kierując się w stronę krzesła, na którym przewieszone były jej ubrania. Szybkim ruchem zabrała stamtąd spodnie, bluzkę i skarpetki.
Czarnowłosy uniósł w górę jedną brew, dokładnie podążając za nią wzrokiem.
- Przespałaś się ze mną i nawet nie pamiętasz, jak mam na imię? – spytał, a na jego twarzy znów zamigotał cwany uśmieszek.
- Przespałam? – zdziwiła się dziewczyna lekko przestraszona, jednak nie zrobiło to na niej większego wrażenia. – No cóż, zdarza się. – Dodała szybko, czując, że się rumieni. Odwróciła głowę, żeby nie patrzeć mu w oczy i prędko podeszła do drzwi, ściskając w rękach części swojej garderoby i jednocześnie podtrzymując otulającą ją kołdrę.
- Swoją drogą, jesteś Keisse, prawda? – rzucił Bill, kiedy właśnie wychodziła z pokoju. Spojrzała na niego i pokręciła z politowaniem głową, a następnie idąc chwiejnym krokiem w stronę łazienki, cicho chichotała.
Wyszedłszy spod prysznica, oplotła ciało ręcznikiem, a włosy zawinęła w turban i stanęła przed umywalką. Sama nie wiedziała, skąd na jej twarzy ten uśmiech i radość. Jeszcze kilka godzin temu broniła się rękami i nogami, że nie istnieje coś takiego jak szczęście, a teraz zupełnie temu zaprzeczała. Nie miała pojęcia, czy to Bill tak na nią wpłynął czy może uderzyła się w głowę. Po prostu nic nie działo się tak, jak zawsze.
Przemyła twarz zimną wodą i widząc swoje odbicie w lustrze, nie poznawała samej siebie. Zaśmiała się na głos.
Kilka minut później ubrana z powrotem w swoje ubrania, stanęła na progu pokoju, opierając się ręką o futrynę. Bill siedział na brzegu łóżka też już wciśnięty w swojeciuchy, chociaż jego czarne włosy porozrzucane były na całej głowie we wszystkie strony.
- Z czego się tak cieszysz? – zapytał zaciekawiony i jednocześnie zdziwiony, gdy tylko dostrzegł ją w drzwiach. – Z tego, że wykorzystałaś mnie seksualnie? Mogę cię podać do sądu. – Udawał całkiem poważnego, jednak ona wiedziała, że to tylko przygrywka. Sekundę później na jego twarzy pokazał się ogromny uśmiech.
Keisse wywróciła tylko oczami, lecz gdy zaczęła iść w stronę swojego rozmówcy, usłyszała dziwne dźwięki od niego dochodzące. Przystanęła, nie wiedząc, co się dzieje.
- O kurwa – zaklął Czarny.
- Co jest?
- O kurwa.
- To już słyszałam. Co jest?
- Porzygałem się na ścianę.
- O kurwa.
- No właśnie. – Bill złapał się za głowę, a chwilę później nerwowo zaczął obgryzać paznokcie, podczas gdy Keisse cicho zaczęła chichotać.
- Kobieto, Marta niedawno ukończyła remont tego mieszkania! Farba na ścianie jeszcze nawet do końca nie wyschła! Mamy ogromny problem, a ty się śmiejesz?!
- MY mamy problem? – ciemnowłosa uniosła w górę jedną brew, patrząc z politowaniem na chłopaka. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. – Czy my mamy wspólny układ pokarmowy? Z tego, co wiem to Ty puściłeś pawia.
Oczy Billa w jednej chwili gigantycznie się powiększyły. Szybko wstał i ciągle się chwiejąc, podbiegł do Keisse.
- Chyba mnie tak nie… nie zostawisz mnie, prawda? – przełknął ślinę, wystraszony zaglądając na świeżą plamę na ścianie w postaci jego resztek żołądkowych.
*
Siedziałem przy stole, jedząc przygotowane przez Martę śniadanie. Promienie słońca, wpadające przez okno ogrzewały moją twarz. Jeśli chodziło o moje samopoczucie, nigdy nie czułem się lepiej. W każdym razie nawet nie chciałem wiedzieć, jak czują się pozostali po wczorajszej dawce alkoholu i chipsów.
Marta właśnie brała poranny prysznic, a gdy tylko miała go skończyć mieliśmy doprowadzić dom do w miarę przyzwoitego stanu, a następnie wpaść do Simone na obiad i odebrać Papiego.
W pewnej chwili usłyszałem czyjeś kroki na schodach i ciche głosy, które później przerodziły się w dość głośną kłótnię.
- To chyba zły pomysł, żeby to Tomowi powiedzieć – mówił Bill – może po prostu sami to…
W tym momencie zamilkł, wchodząc do kuchni i widząc moją twarz. Za nim stała dziewczyna z zoologicznego w całkiem niezłym nastroju, w przeciwieństwie do mojego brata.
- Żeby co mi powiedzieć? – zapytałem podejrzliwie, przeżuwając ostatni kęs kanapki.
- No tak właściwie to nic poważnego – Bill machnął ręką, śmiejąc się, lecz po chwili spoważniał.
- Bill obrzygał ścianę w sypialni. – Odparła beznamiętnie i bezpośrednio Keisse, rzucając się na krzesło obok mnie i chwytając leżącą na tależu kanapkę.
- Co zrobił? – zapytałem, myśląc, że pewnie się przesłyszałem. A to idiota! On wie, jak zniszczyć mi humor.
- No, ale to było niechcący! Nie planowałem tego akurat na ścianę zwrócić!
- A gdzie? Na dywan czy pościel? – zakpiła dziewczyna z pełnymi jedzenia ustami. Bill rzucił jej pełne gniewu spojrzenie i powoli usiadł na przeciwko nas.
- Nie bardzo interesuje mnie, co chciałeś, a czego nie, ale tak czy siak jeszcze dzisiaj kupisz farbę i pomalujesz tę ścianę. – Odpowiedziałem, kręcąc z dezaprobatą głową. – Marcie się na pewno to nie spodoba.
- Musimy jej o tym mówić? – jęknął Czarny i zrezygnowany przyłożył rozgrzany policzek do zimnego blatu stołu. – Będzie miała do mnie żal.
- I tak ma – odparłem. – Wczoraj zgniotłeś Patrickowi chomika.
Na te słowa oczy Keisse wyszły na wierzch. Bill w okamgnieniu podniósł głowę i spojrzał na mnie morderczym wzorkiem.
- Eee, no wiesz Keiss… – zaczął, patrząc na jej wściekłą twarz, lecz ona w jednej sekundzie wstała od stołu i odwracając się do niego plecami, wyszła z kuchni.
Bill jest jak długi, kleisty przylepiec na muchy łopoczący na wietrze. A my wszyscy jesteśmy muchami przylepionymi do jego kłopotów.