Dla K.
Bo nikt inny mnie tak nie zrozumie jak Ty.
___________________________________
- Kolor tamtej ściany był taki ładny – westchnęła Marta, wystawiając głowę w stronę słońca, gdy szliśmy ścieżką prowadzącą do Loitsche. Promienie muskały jej powieki, a ona lekko się uśmiechała. Z jednej strony wiem, że była zła na Billa za ozdobienie wymiocinami ściany w jej sypialni.
- Bill z Keisse właśnie pojechali po farbę. Bóg wie jaką przywiozą. Ja tylko ostrzegam, ale ci dwaj nie są do końca zdrowi na umyśle.
Marta dobrze wiedziała, o czym mówię. Mojego brata znała tyle, co mnie, czyli kilka miesięcy, ale już zdążyła się na nim poznać. Co do jego nowej koleżanki… Nie wiele mogłem na jej temat powiedzieć. Mnie wydawała się całkiem miła, chociaż zastanie jej dzisiejszego ranka w jednym łóżku z Billem, nieco zbiło mnie z tropu.
Nagle zza rogu jednego z domów wyłonił się wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Nie zwróciłbym na to większej uwagi, ale tę twarz rozpoznałbym wszędzie. Serce zabiło mi mocniej.
- O nie – wycedziłem szybko, chowając twarz. Miałem nadzieję, że mnie nie zauważy, co było nieco trudne, bo szedł prosto na nas.
- Co jest? – spytała zaniepokojona Marta.
- Ten facet.
- Co z nim? – zdążyła jeszcze zapytać, kiedy w ułamku sekundy wyrósł przede mną ojciec.
- Cześć, synu! – krzyknął śmiesznie zadowolony, a wokół jego oczu ukazały się lekkie zmarszczki. Usta wygięły się w szerokim uśmiechu.
- Cześć Johann – wydukałem speszony, starając się nawet na niego nie patrzeć. Kiedy jednak ten nerwowo odchrząknął, a ja kątem oka zobaczyłem jak się krzywi, szybko dodałem:
- Tato.
- Wciąż trudno ci się przyzwyczaić, prawda? – wydawało mi się, że zachichotał, ale puściłem to mimo uszu.
- Nawet nie próbuję.
Marta stała obok mnie, dokładnie przyglądając się nam obojgu. Jej mina była zupełnie inna od mojej, a tak podobna do ojca. Mianowicie na jej twarzy promieniał uśmiech, który odrobinę mnie przerażał. Nie mogłem zrozumieć, jak mogła cieszyć się na widok osoby, która w przeszłości zadała mi niesamowity ból i cierpienie.
Tata widząc jak patrzę na dziewczynę, zapytał w końcu:
- Może przedstawisz mi swoją towarzyszkę?
- Tak, oczywiście. To jest Marta, moja dziewczyna. – uśmiechnięta blondynka wyciągnęła ku niemu delikatną dłoń, a on szybko uchwycił ją i musnął wierzch ustami. Nie no, kurwa, dżentelmen od siedmiu boleści się znalazł! Posłał jej ciepły uśmiech, a ona go odwzajemniła.
- Johann Klaus Kaulitz, tata Toma. Bardzo miło mi cię poznać.
- Mnie również – Marta ukazała szereg śnieżnobiałych zębów. – Mieszka pan tutaj? Jakoś nigdy wcześniej nie spotkałam pana.
- Tak, od niedawna. Wprowadziłem się do domu zaraz na przeciwko. – Wyjaśnił, po czym przeniósł wzrok na mnie. Spoważniał.
- Rozmawiałem z Simone. – Odparł – Zgodziła się, bym was odwiedzał. W końcu nie mam daleko.
- Rozmawiałeś z mamą?! – prawie krzyknąłem całkowicie zdziwiony. Sądziłem, że według Simone rozmowa ze swoim byłym mężem to ostatnie na co by się zgodziła.
Zmarszczyłem brwi.
- Musimy już iść. – Powiedziałem szybko i złapałem Martę za rękę. Pociągnąłem ją w swoją stronę i ruszyłem z miejsca. Dziewczyna była kompletnie zdezorientowana.
Ojciec spojrzał na mnie nieco zaskoczony, po czym machnął jeszcze na pożegnanie.
- Do zobaczenia! – krzyknął za nami, a gdy Marta odpowiedziała mu tym samym, odwrócił się i poszedł dalej.
Byłem jak wstrząśnięta butelka gazowanej wody. Marta chyba od razu wyczuła mój zły humor, bo do przekroczenia progu domu nie odezwała się słowem.
*
- Mamo? – zapytałem, gdy tylko otworzyłem drzwi wejściowe. Ściągnąłęm buty i wszedłem do domu.
- Tutaj jestem! – usłyszałem zadowolony głos matki, co tylko powiększyło moją wściekłość. Marta przewróciła tylko oczami, gdy zobaczyła jak robię się czerwony i razem udaliśmy się do kuchni.
Mama siedziała na krześle i lepiła jakiś wazon z gliny. Zapewne kolejny do jej kolekcji. Widząc nas, szybko odstawiła przedmiot i wytarła dłonie w starą szmatę.
- Dzień dobry, Simone.
- Witaj, kochanie! – mama zaraz znalazła się u boku Marty, ściskając ją i całując jakby się wieki nie widziały. – Patrick śpi od jakiejś godziny na górze. Był bardzo grzeczny i wszystko zjadł!
Blondynka bardzo podziękowała za opiekę, po czym udała się do pokoju na piętrze, by przywitać się z synkiem. Wychodząc dała mi ostrzegawczy znak głową, abym panował nad emocjami i nie przesadzał.
Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem z niej karton soku pomarańczowego. Nalałem trochę do szklanki, próbując się opanować. Nie chciałem wstrzynać awantury, ale po prostu chciałem wiedzieć, co jest grane. Usiadłem przy stole na przeciwko mamy i zrobiwszy dużego łyka, zapytałem:
- Rozmawiałaś z nim?
- Z kim? – uniosła w górę brwi, nawet na mnie nie zerkając, tylko ciągle lepiąc ten swój garnek i robiąc przy tym komiczne miny. Gdy dotarło do niej, że między nami panuje głucha cisza, nagle ją olśniło. – Ach… Tak. Przyszedł dzisiaj rano.
- Zwariowałaś? – nie mogłem uwierzyć, że mówi o tym tak spokojnie. – Ten facet nie ma prawa tutaj wchodzić! Ten facet to…
- To twój ojciec, Tom – przerwała mi w pół zdania, przenosząc swój wzrok na wysokość mojego.
- Nie ma znaczenia. Przestał być moim ojcem już dawno. Jak mogłaś? Wybaczyłaś mu?
- Po prostu zawarliśmy rozejm. Przyjacielskie stosunki, nic wielkiego. W końcu teraz unikanie go byloby dość trudne, nie uważasz?
Znów skupiła się na swoim kawałku gliny, a ja wstałem od stołu jak oparzony.
- Nie wierzę, nie wierzę. – Dałbym słowo, że właśnie się zaśmiałem – Ciekawe, jak zareaguje na to Bill…
- Właściwie to był tutaj na chwilę gdy Johann się zjawił. Nie ma nic przeciwko temu, by ojciec was odwiedzał co jakiś czas. – Oczy prawie wyszły mi z orbit. Mama widząc to, szybko sprostowała:
- Oczywiście nie rzucił mu się na szyję, ale był dla niego, hm… na prawdę miły. To dość dziwne – Przekrzywiła głową, zastanawiając się nad czymś.
Nie mogłem dłużej tego słuchać. Wszystko wydawało się takie inne. Mama, która do tej pory słowem nie wspomniała nic na temat taty, nagle od tak pozwala mu butami wchodzić w nasze życie. Bill, który nienawidził go z całego serca za to, co nam zrobił teraz nie ma nic do powiedzenia na ten temat i zgadza się na wszystkie postawione warunki. Chyba tylko ja tutaj nie postradałem zmysłów. Wszystko wyglądało na jakąś przerażającą bajkę, w której zły czarnoksiężnik macha swoją różdżką i sprawia, że wszyscy wokół niego tańczą jak im zagra, tylko ja nie poddałem się jego czarom.
*
- Myślisz, że ten kolor będzie ładny? – zapytała Keisse stojąc pod wielkim regałem z farbami i przewracając w dłoniach puszkę. Następie podsunęła ją Billowi pod nos.
- Oooch, dziewczyno, trochę wyobraźni! – skarcił ją natychmiast zniesmaczony Czarny i sięgnął po stojącą dwa regały dalej puszkę z bliżej nieokreślonym kolorem. – Trzeba ożywić tamtą ciemnię! Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że czerwony kolor ścian jest totalnie obciachowy. Przynajmniej jedna z nich będzie wyglądać normalnie.
- Obciachowy mówisz? – zapytała, przygryzając dolną wargę i uśmiechając się cwanie. Bill chwilę później podał, a niemalże rzucił w jej stronę puszkę. Keisse przyjrzała się dokładnie barwie, po czym prychnęła.
- Lemon yellow? Najwyraźniej jesteś daltonistą, a w dodatku kiepsko u ciebie z angielskim. Przecież to nie będzie pasować.
- Ja narzygałem to ja wybieram kolor. Chodźmy już do kasy.
- Przecież Martę jasny piorun trzaśnie jak będzie co dzień rano widzieć taki odcień, wcale niedużo różniący się od twoich soków żołądkowych! – skrzywiła się wyjmując z jego rąk puszkę z jaskrawo żółtą farbą i podając mu wściekle czerwony odcień. – Nie chciałabym znaleźć się w twojej sypialni o szóstej rano.
- Jak tak dalej będziemy kończyć wspólne imprezy to jeszcze nieraz będziesz miała okazję budzić się w moim pokoju.
- Spadaj. – Warknęła i mierząc go wzrokiem skierowała się do kasy. Bill tylko pokręcił głową i bez większego wahania po raz kolejny sięgnął po żółtą farbę, mrucząc coś pod nosem, że ściana najwyżej będzie dwukolorowa.
Kiedy chwilę później dogonił stojącą przy kasie Keisse i położył puszkę na taśmę, brązowowłosa prychnęła tylko na jej widok. Bill zamyślił się na moment, patrząc jak ekspedientka skanuje kod, a chwilę później jego uwagę przykuło fioletowo-sine zabarwienie skóry poniżej ramienia Keisse, które odsłaniał rękaw. Szybko uchwycił rękę dziewczyny, podnosząc materiał ku górze i uważnie przyglądając się większych rozmiarów siniakowi. Syknęła z bólu.
- Auuu, ostrożnie – powiedziała ściszonym głosem, wyrywając się z uścisku.
- Skąd to masz?
- Przewróciłam się – odpowiedziała bez namysłu dziewczyna, starając się unikać wzroku Czarnego. Ten nie komentując, wyciągnął portfel i zapłacił za zakupy.
Gdy wyszli ze sklepu, w milczeniu skierowali się na parking. Bill ciągle przyglądał się ranie na ręce dziewczyny, jednak nie powiedział już nic aż wsiedli do samochodu. Ona także.
Zapalił silnik i włączył radio.
- Cholera, już trzecia! – zawołała nagle Keisse, patrząc na wyświetlacz telefonu. – Odwieź mnie, proszę, do domu, bo…
- Przecież mieliśmy malować pokój – zauważył całkiem poważnie Bill.
- Skoczymy tylko do mnie, zaledwie na godzinkę! Muszę zrobić… obiad dla babci.
Czarny zdziwił się i wzruszył ramionami. Kierując się za wskazówkami dziewczyny, ruszył w stronę jednej z dzielnic Magdeburga.
- To tutaj, zatrzymaj się na podjeździe – oznajmiła kilka minut później Keisse, gdy tylko zobaczyła niewielki biały dom z czerwonym dachem. Bill posłuchał jej słów i wjeżdżając przez otwartą bramę, zatrzymał się tuż przed garażem. Oboje wysiedli z samochodu. Dziewczyna od razu skierowała się w stronę drzwi frontowych, a Czarny jeszcze przez chwilę oglądał dom z nieukrywanym zachwytem w oczach.
Z Keisse nie miał okazji dużo rozmawiać. Znali się zaledwie kilka dni, ale ich bliższa znajomość rozwinęła się uprzedniej nocy w toalecie, gdzie trochę dyskutowali na temat sensu życia. Nie wiedział o niej też zbyt wiele. Jedyne, co było pewne to to, że pracowała w zoologicznym (tym nieszczęsnym zoologicznym, w którym zakupiono chomika dla Papiego!), była znajomą Marty i jak sama przyznała jest skomplikowana, a jej życie jest raczej do dupy. Zupełnie nie było jej czego zazdrościć.
Bill jednak marszczył czoło przyglądając się budynkowi, który był bardzo zadbany, a ogród pełen kwiatów zieleniał w sierpniowym słońcu. Chłopak pomyślał, że ktoś z rodziny Keisse codziennie musi go pielęgnować albo zatrudniają ogrodnika, bo ogród był po prostu przeznaczony dla kogoś, kto kocha naturę. Zupełnie nie pasowało to do wizerunku dziewczyny.
Czarny kroczył tuż za swoją towarzyszką. Gdy tylko zbliżyli się do drzwi, ta kucnęła i wyciągnęła ze swojego adidasa pojedynczy klucz.
- Marta mnie tego nauczyła – wyszczerzyła się, podnosząc głowę i widząc, jak Bill bacznie obserwuje jej ruchy. Chłopak uśmiechnął się i pokiwał głową, a później przekroczył próg drzwi, aż oniemiejąc z zaskoczenia. Wnętrze domu było jeszcze bardziej zadbane niż on sam. W przedpokoju wszystko lśniło, począwszy od paneli na drewnianych meblach kończąc. Nie zdziwił go tylko panujący porządek, ale przede wszystkim sam wystrój. Ściany były pokryte wrzosową farbą, brązowe umeblowanie idealnie do siebie pasowało, zupełnie jakby specjalnie zamówili dekoratora wnętrz.
- Twoi rodzice muszą dużo czasu poświęcać domowi. Tutaj jest obłędnie! – aż wykrzyknął, przechadzając się po każdym pokoju, w którym co chwilę napotykał coś nowego przykuwającego jego uwagę. Keisse nie odpowiedziała mu od razu, uprzednio uśmiechnęła się lekko.
- Mieszkam z babcią. – Odparła, kierując się w stronę jednego z pokoi – No i z tatą, ale on większość czasu spędza poza domem.
Weszli do dużego pokoju, w którym z głośników rozbrzmiewała piosenka The Beach Boys, Wouldn’t it be nice, a na środku w bujanym fotelu siedziała starsza kobieta, nucąc i kołysząc się w przód i w tył.
- Babciu, to ja! – zawołała uradowana Keisse, podbiegając do staruszki i mocno ją do siebie tuląc.
- Kochanie, myślałam, ze już o mnie zapomniałaś – roześmiała się kobieta, ściskając w dłoniach jej twarz i całując ją w oba poliki. – Jak było na zakupach z Martą? Kupiłaś już podręczniki do następnej klasy?
Dziewczyna szybko spojrzała na zdezorientowanego Billa, po czym odezwała się:
- Kupiłam już wszystko, co mi potrzeba, babciu. A z Martą było świetnie. Kazała cię ucałować.
- Podziękuj jej, kochanie i powiedz, że czekam aż mnie odwiedzi z Patrickiem. Chętnie sobie z nimi porozmawiam.
Staruszka patrzyła ciągle przed siebie, nie ruszając głową i nie mrugając. Jej dłonie ciągle spoczywały na twarzy Keisse, wodząc kościstymi palcami po czole, oczach, nosie i policzkach. Bill zastanawiał się, dlaczego kobieta jeszcze nie spojrzała w jego stronę, a w końcu pomyślał, że może nie lubi obcych w domu i dlatego nawet nie odwróciła się w jego stronę.
- Babciu… – zaczęła Keisse i gestem ręki przywołała do siebie Billa, który szybko znalazł się tuż obok. – To jest Bill, mój kolega.
- Dzień dobry, pani. – Przywitał się nieśmiało Bill, lecz dziewczyna pociągnęła go za rękę, którą podała babci i kazała mu się zbliżyć. Chłopak obniżył się tak, że teraz jego głowa była na wysokości głowy staruszki.
- Cześć, Bill. – Odezwała się kobieta i pogładziła dłońmi jego rękę, patrząc przed siebie. Dopiero teraz zrozumiał, że jest niewidoma i dlatego nie spojrzała na niego wcześniej. Babcia uchwyciła jego twarz, tak jak wcześniej zrobiła to z twarzą Keisse, dokładnie wodząc po niej opuszkami palców. Trwało to chwilę zanim dokładnie mu się „przyjrzała”.
- Ładny jesteś – powiedziała w końcu, unosząc w górę kąciki ust, na co Bill zarumienił się, a Keisse wybuchnęła śmiechem.
- Nie zgadzasz się ze swoją babcią? – zapytał Czarny, uśmiechając się i widząc, że kobieta zabrała już swoje dłonie z jego twarzy, wstał.
- Chciałbyś!
Keisse przez krótką chwilę porozmawiała jeszcze z babcią, po czym poszła zmieniła płytę i ciągnąc Bill ze sobą udali się do kuchni.
- Zrobię szybko spaghetti, babcia je uwielbia. Chcesz też? – zapytala, wyciągając na stół makaron i sos. Bill zaprzeczył, kręcąc głową.
- Przecież nie byłaś na zakupach z Martą, prawda?
Keisse uniosła wzrok, przegryzając akurat kawałek bułki. Machnęła ręką na pytanie Billa i zabrała się do przyrządzania obiadu. Czarny stał oparty o blat stołu z rękoma założonymi na piersi i patrzył na nią zamyślony. Po raz kolejny dostrzegł siniaka i choć był przekonany, że nie był on spowodowany przewróceniem się, stwierdził, że to zupełnie nie jego sprawa i nie powinien się wtrącać. Z resztą… może to rzeczywiście był wypadek? W końcu takowe się zdarzają.
- Miałabyś coś przeciwko, gdyby poszedł zobaczyć twój pokój? – zapytał nagle.
- Nie ma sprawy. Jest na górze, drzwi po prawej stronie… z resztą i tak byś rozpoznał. – Puściła mu oczko i kontynuowała czynność. Bill skinął głową, uśmiechając się i udał się po schodach na górę.
Rzeczywiście miała rację. Na piętrze były trzy pary drzwi, ale tylko jedne wyróżniały się napisem do not disturb. Bill nacisnął klamkę i niepewnie wszedł do środka. Nogi prawie wrosły mu w ziemię, a w nozdrza uderzył zapach brzoskwini. Jeżeli wcześniej uważał, że reszta domu jest niesamowita, teraz po prostu nie mógłby odnaleźć słowa opisującego to pomieszczenie. Przypomniała mu się rozmowa w sklepie, gdy razem wybierali farbę i powiedział, że czerwony kolor ścian jest obciachowy. Chociaż tutaj odcień ścian był taki sam, nigdy prze nigdy nie nazwałby go obciachowym.
W pokoju panował półmrok. Przez zasłonięte okno wpadało jednak kilka promieni. Wielkie łóżko z metalową ramą, na którym w nieładzie leżała biała pościel, zajmowało chyba najwięcej miejsca. Na prostopadłej czerwonej ścianie narysowany był ogromnych rozmiarów, wściekły biały buldog. Ponadto dookoła wisiało mnóstwo zdjęć i obrazków. Obok łóżka stała szafa oraz biurko z laptopem, a po drugiej stronie niewielka komoda. Jedna ze ścian jednak różniła się od pozostałych. Przedstawiała ona bowiem twarze zupełnie nieznanych Billowi ludzi. Wyglądało to jak jedno wielkie zdjęcie, tworzące razem z resztą idealny klimat. Na środku ściany czerwoną farbą było napisane: sześć miliardów ludzi, sześć miliardów dusz, a czasami wszystkim, czego potrzebujesz jest jedna.*
Bill rozglądał się dookoła z otwartymi ustami. Jeszcze nigdy w życiu nie był w pokoju, który chociaż w setnej części przypominałby ten. Podszedł do biurka, na którym panował artystyczny nieład. Kilka płyt CD, czyste kartki, kredki i długopis. A nad biurkiem wszędzie, gdzie można było – zdjęcia. Mnóstwo zdjęć. Na kilku z nich była Keisse, nawet Martę udało mu się znaleźć pomiędzy fotografiami. Na większości jednak znajdowała się blondwłosa kobieta, pokazująca szereg białych zębów lub ciemnowłosy chłopak wyglądający na jakieś 17 lat.
- Patrzyłeś kiedyś na swoje zdjęcie i widziałeś nieznajomego w tle? – Bill usłyszał za sobą głos Keisse i odskoczył wystraszony na pół metra. – Zastanawiałeś się, ilu nieznajomych ma cię na zdjęciach? W ilu chwilach z życia innych ludzi uczestniczyłeś? Czy jesteś częścią czyjegoś życia, kiedy jego marzenia się spełniają? Czy kiedy umierają? Czy próbujesz się tam dostać, jakbyś był przeznaczony, żeby tam być? Albo czy zdjęcie było zrobione znienacka? Tylko pomyśl. Możesz być dużą częścią życia kogoś innego… i nawet o tym nie wiedzieć.**
Bill nie odpowiedział. Odwrócił głowę, by jeszcze przez chwilę przypatrzeć się zdjęciom.
- Jesteś bardzo mądra. – Powiedział w końcu – Masz wiele przemyśleń dotyczących życia, masz cudowną babcię i tatę, uczysz się. Dlaczego więc postrzegasz świat jako…
- Nie chodzę do szkoły – odparła, a głos jej zadrżał – Od dwóch lat nie byłam tam ani razu, chociaż mam 17 lat.
Na twarzy Billa pojawiło się zdziwienie.
- Jak to… Przecież…
- Co chcesz wiedzieć? Dlaczego wszystko na świecie i w życiu jest zjebane? – podniosła lekko głos – To chcesz wiedzieć?! Jesteś pewnien?
W tej chwili podniosła kawałek rękawa, tym samym odsłaniając fioletowego sińca, który w sklepie przykuł uwagę Billa. Następnie zrobiła to samo z drugą ręką, po czym podniosła nogawkę spodni, potem drugą. Za każdym razem oczom Billa ukazywały się nowe rany.
- Przestań – rzekł stanowczo i chwycił drżące dłonie dziewczyny.
- To chciałeś widzieć? – w jej oczach zalśniły łzy – Już teraz wiesz, dlaczego tak nienawidzę tego wszystkiego?
- Kto ci to zrobił?
Keisse wzięła głęboki oddech, po czym bez słowa usiadła na łóżku, podkurczając nogi. Bill usiadł na przeciwko niej. W pokoju panowało jedynie milczenie.
- Byliśmy normalną rodziną – zaczęła – Moja mama zmarła 2 lata temu na raka. Nikt z nas nie mógł się z tym pogodzić. Ojciec zaczął coraz częściej sięgać po alkohol, aż w końcu stał się on jego chlebem powszednim. Wiedziałam, ze cierpi jak my wszyscy, ale nikt nie umiał mu pomóc. Zaczął robić awantury o wszystko, o nieposprzątany dom, niepościelone łóżko, nieugotowany obiad. Każda rzecz budziła burzę. Mój brat nie wytrzymał tego napięcia i wyjechał stąd. Powiedział mi, że gdy tylko będzie działo się coś poważniejszego zaraz mam mu dać znać. Ja nie mogłam wyjechać, za bardzo kochałam babcię i musiałam się nią opiekować. – Przerwała na chwilę, ściskając mocno powieki. – Ojciec nigdy wcześniej nie podniósł na mnie ręki, ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz, prawda? Teraz kiedy wraca z pracy sięga po wódkę, a potem wystarczy byle powód, żebym później przez tydzień nosiła siniaki.
Oczy Keisse wyrażały niesamowity ból i żal.
- A co z babcią? – spytał cicho Bill, czując, że nie wie, co powiedzieć.
- Babcia o niczym nie wie. Cały dzień siedzi na dole i słucha tych swoich piosenek. Ojciec nigdy by jej nie dotknął, szanuje ją. Najwyraźniej w przeciwieństwie do mnie. Kiedy tylko wspomnę słowem o mamie lub przez przypadek w jego ręce trafi jej zdjęcie, wtedy jest najgorzej.
Po raz kolejny zapadła cisza. Bill nie miał pojęcia o życiu tej dziewczyny. Bo kto by pomyślał, widząc uradowaną dziewczynę idącą przez miasto, że jest ona katowana przez własnego ojca?
Nie mógł sobie też w najmniejszej części wyobrazić powrotu do domu, w którym dzieją się takie rzeczy, a strach przewyższa wszystko inne. Było to po prostu zupełnie obce uczucie dla niego. Dopiero teraz zrozumiał jaki z niego szczęściarz.
- To wszystko mnie już przerasta. – Wyznała Keisse. Bill otarł wierzchem swojego rękawa łzy z jej twarzy.
- I dlatego, że jesteś słaba musisz być bardzo silna. – Odparł – Będę tutaj. Dla ciebie.
______________________________
*Peyton, One Tree Hill. Opis pokoju również na wzór pokoju Peyton.
**Lucas, One Tree Hill