Dla wszystkich, którzy wracają. Bo powroty są piękne.
______________________________________
Po wydarzeniach z zeszłej nocy zdecydowanie wystarczyło mi wrażeń. Ucieczka z baru dość podniosła mi adrenalinę, by resztę wakacji na Seszele spędzić spokojnie. Keisse oczywiście cały dzień chodziła napuszona, dumna jak paw z wczorajszych poczynań i na każdym kroku podkreślała, że przegraliśmy i tym samym musimy wykonać jakieś specjalne zadanie. Zaczynałem się jej powoli bać, bo nigdy nie miałem pewności, co takiego może wymyślić. Marta wygraną przyjęła dość spokojnie, lecz widząc wściekłą minę Billa i zaciśniętą ze złości pięść, wybuchała głośnym śmiechem. Mój brat po prostu nie potrafił przegrywać.
Po obiedzie, kiedy razem z bliźniakiem zjedliśmy zwykłego kurczaka z rożna, nie mogąc znieść widoku homarów i różnych wytrawnych potraw, Bill wziął mnie na stronę. Upewnił się, że dziewczyny i Patrick zniknęli w windzie, by przygotować się na wyjście na basen i z uśmiechem cwaniaka rzucił:
- Dzisiaj jest wieczór karaoke. Widziałeś ogłoszenia?
- Taaaak, rzuciły mi się w o…
- Świetnie! Można się zgłaszać! A my w odpowiedzi na wczorajszą kolację zgłosimy nasze Jesteśmy-Hardcorami-Panie!
Zamrugałem porozumiewawczo brwiami. Podobał mi się ten pomysł. A jeszcze bardziej spodobał mi się, gdy usłyszałem jaki repertuar dla Keisse i Marty wybrał Bill. Parsknąłęm śmiechem, wyobrażając sobie minę Bielschowsky, która zostaje wywołana na scenę, następnie wręczają jej mikrofon i każą śpiewać wybraną uprzednio piosenkę. Bill czasami miał głowę do takich spraw. Wszystko udało nam się załatwić bez większego problemu, wystarczyło odrobinę pokłamać przy zapisach na karaoke. Odbywały się one bowiem osobiście, to znaczy zgłosić się mogła jedynie osoba, która sama chciała wziąć udział w imprezie. Nie można było zgłaszać osób trzecich, tak jak chcieliśmy to zrobić my. Kaulitz podał imiona i nazwiska dziewczyn jako nasze własne, a kiedy chłopak wyglądający średnio na 17 lat, który zapisywał uczestników spojrzał na nas jak na idiotów, brat wyjaśnił mu, że w naszym kraju (którego nazwa jest mi bliżej nieznana) są to tradycyjne męskie imiona. Chłopak chyba dał się nabrać, bo tylko wzruszył ramionami i zapisał coś w niewielkiem zielonym notatniku, upewniając się, że właśnie tę piosenkę chcemy zaśpiewać. No to będzie jazda!
*
Po południu wybraliśmy się z Martą i Papim na plażę. Mały śmigał w poszukiwaniu muszelek, które koniecznie chciał pokazać Lily i babci Rose z racji, że ta od młodości kolekcjonowała takowe rzeczy. Ja w końcu mogłem spełnić swoje zeszłoroczne życzenie i rozłożyłem się plackiem na ręczniku, a pod ręką miałem ulubionego drinka California Driver, lecz musiałem zrezygnować ze skręta. Z własnej woli i z powodu obecności Patricka. Słońce przygrzewało mocno, słychać było szum morza, a obok siebie miałem najpiękniejszą i najwspanialszą kobietę pod Słońcem. Marta wzrokiem pilnowała synka, jednocześnie starając się opalić. Jej gładka skóra coraz bardziej robiła się brązowa, co wywoływało na jej twarzy ogromny uśmiech.
- Mamo! Pac jaka duuuza! – usłyszała podekscytowany głos Małego, który w jednej sekundzie znalazł się przy niej, a w rączkach mocno ściskał muszelkę. – Pokazę ją Lils jak wlocimy!
Marta pochwaliła synka i postanowiła pomóc mu w szukaniu czegoś godnego uwagi. Radość chłopczyka nie miała granic. Złapał mamę za rękę i zaczął ją ciągnąć w stronę brzegu.
- Paps! – zawołałem za nim. Odwrócili się oboje. – Znajdź też jakąś dla mnie, okej?
- Dobla, Tomciu! – klasnął w rączki i schylił się, by podnieść kamyk. – Twoja muszelka będzie wyjątkowa. Będzie idalna!*
Buchnąłem śmiechem równocześnie z Martą. Moja muszelka ma być IDALNA. Znaczyło to zapewne, że będzie perfekcyjna w każdym calu. Pokazałem Papiemu kciuk uniesiony w górę, a ten odwazjemnił gest i rzucił się w kierunku morza, gdzie jego bystre oko ponownie coś dostrzegło. Patrzyłem jak niespełna osiemnastoletnia dziewczyna opiekuje się swoim trzyletnim dzieckiem i byłem pełen podziwu. Nie wiem, czy wielu jest ludzi, którzy daliby sobie radę w tak młodym wieku z tak ogromnym wyzwaniem. Ja z pewnością nie podołałbym zadaniu. Pamiętam przecież jak dowiedziałem się, że Marta ma synka. To było jak kubeł z zimną wodą. Stchórzyłem wtedy, uciekłem, bałem się, że mogę nie poradzić sobie z taką odpowiedzialnością. A ona? Po prostu dawała sobie doskonale radę i nie oczekiwała od nikogo pomocy. Robiła wszystko z wielkim wyczuciem, z perfekcją i, co najważniejsze, jej miłość do tej małej istoty mogłaby skruszyć nawet lód.
Na plaży zasnąłem na kilkanaście minut, a kiedy się obudziłem Marta leżała obok mnie, a blondynek liczył swoje muszelki. Gdy zobaczył, że nie śpię, podbiegł do mnie i wręczył mi jedną z nich, uśmiechając się tuż nad moją głową.
- Plose, Tomciu. Ta jest najładniejsa. Mamusia pomogła mi ją znaleźć.
- Dzięki, Mały. Idalna, co?
Chłopczyk zaśmiał się cicho i powrócił do swoich zdobyczy. Zerknąłem na zegarek. Dochodziła siedemnasta.
- Dzisiaj jest wieczór karaoke. – Rzuciłem jakby od niechcenia, czekając na reakcję Marty. Spodziewałem się entuzjastycznej odpowiedzi i nie zawiodłem się.
- Świetnie! Idziemy?
- Tak właściwie… – zawahałem się na sekundę – …to już z Billem zapisaliśmy ciebie i Keisse do pewnej piosenki.
Starałem się ukryć uśmieszek, specjalnie odwracając głowę i udając, że kicham. Marta chyba się nabrała, bo nie dopytywała się, co to za piosenka, tylko od razu zgodziła się na występ. Widziałem tylko, że uśmiechała się. Dla pewności, że wszystko jest zgodne z planem i moja dziewczyna niczego nie podejrzewa dodałem, że na pewno będziemy się cudownie bawić. Postanowiłem wrócić do pokoju hotelowego. Blondynka powiedziała, że zostanie jeszcze na chwilkę na plaży. Zabrałem więc ręcznik i ruszyłem w stronę budynku. Byłem śmiesznie podekscytowany dzisiejszym wieczorem. Bill cieszył się jeszcze bardziej, dlatego postanowiłem przekazac mu dobrą wiadomość, że wszystko idzie po naszej myśli. Wszedłem do recepcji, mijając gości i wsiadłem do windy. Na pierwszym piętrze dosiadł się do mnie ten sam chłopak, który zapisywał uczestników karaoke. Musiałem się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem na jego widok. Wyświetlił się numer mojego piętra i biegiem rzuciłem się do drzwi pokoju Billa i Keisse. O dziwo były otwarte, co znaczyło, że któreś z nich na pewno jest w środku. Zastała mnie jednak głucha cisza.
- Bill? – spytałem i nie czekając na odpowiedź wszedłem do kolejnego pokoju. Nie było tam mojego bliźniaka. Była za to Keisse, siedząca w samej bieliźnie przed swoim laptopem, która najprawdopodobniej nie zauważyła, że wszedłem. W jednej sekundzie zrobiłem się czerwony jak burak i pierwszą myślą, jaka mnie naszła było oczywiście opuszczenie pomieszczenia. Byłem już gotów, by zrobić to jak najciszej, ale to, co usłyszałem kilka chwil później zupełnie zbiło mnie z tropu. Usłyszałem głos Andreasa! Automatycznie przeniosłem wzrok tam, skąd dochodził i zdałem sobie sprawę, że on i Keisse rozmawiają ze sobą na Skypie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale strój dziewczyny, a raczej jego brak, budził pewne kontrowersje. Zmarszczyłem brwi, ciągle stojąc w tych cholernych drzwiach i patrzyłem jak niemalże naga Bielschowsky powoli coraz bardziej obnaża się przed blondynem.
- Macanie z tyłu jest nie po chrześcijańsku, ale za to bliżej krzyża – Doszedł mnie głos chłopaka i jego głośny rechot, który wywołał u Keisse śmiech. Spuściła ramiączko swojego stanika, po czym jej ręce powędrowały na plecy, wprost do haftek. W tym momencie poczułem się jakbym dostał w twarz. Bez namysłu wyszedłem z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Oparłem się o nie i wziąłem głęboki oddech. Moje dłonie mimowolnie zaciśnięte były w pięści, a skronie pulsowały nerwowo. Po raz pierwszy w życiu widziałem, żeby ktoś uprawiał cyber seks. Do tej pory widziałem to jedynie na filmach, sam nigdy nie próbowałem tego rodzaju zabaw. Rozumiem, że Andreas zdolny był do wszystkiego, ale… KEISSE?! Ona i ten idiota? Nie, nie. To nie miało najmniejszego sensu. Po co Keisse miałaby zabawiać się z Andreasem, wiedząc jaki jest z niego człowiek? Przecież był ostatnim dupkiem, skurwysynem, imbecylem i ćpunem. Moja nienawiść do niego zwiększyła się teraz kilkakrotnie. On ją wykorzystywał, tak samo jak wykorzystał Billa, a ona była zbyt naiwna, by nie wierzyć jego słowom. Poza tym sama kilka dni temu przyznała mi się, że kocha Billa! Ktoś kto kocha, nawet bez wzajemności… czy wówczas może robić takie rzeczy? Czy to nie jest jak zdrada?
Poszedłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku. Niedługo później przyszła Marta i Papi, który spał w jej ramionach, mocno ją ściskając.
Postanowiłem, że zapomnę o tym, co widziałem, ale pierwsze wyjaśnię tę sytuację. Bo właściwie to w ogóle nie powinno mnie obchodzić. Andreas i Keisse mogli przecież robić, co tylko zechcą i nie musieli miec na to mojego pozwolenia. Dlaczego więc tak bardzo zdenerwował mnie tamten widok? Moja złość z Andreasa przeszła teraz na dziewczynę. Keisse od pewnego czasu grała mi na nerwach, ale dzisiejszego dnia moje emocje osiągnęły apogeum. Koniecznie musiałem z nią porozmawiać, chciałem wiedzieć na czym stoi to wszystko.
- Coś się stało? – spytała blondynka, widząc moją zatroskaną minę. Zmarszczyła brwi, kładąc swojego syna na łóżko.
- Nic, kochanie. – Pocałowałem ją w czoło, udając że się uśmiecham – Pójdę… Zapomniałem, że zostawiłem w recepcji swój klucz.
I wyszedłem, wsadzając ręce głęboko do kieszeni. Poczułem w nich paczkę papierosów i odczułem ulgę. Nie wiem, jaki był sens w zaciąganiu się dymem tytoniowym, ale zawsze później łatwiej było mi zebrać myśli. Szedłem przed siebie, a przed oczami ciągle miałem jeden obraz, który irytował mnie jeszcze bardziej.
Marta spojrzała na swojego synka i nachyliła się, by go pocałować. Westchnęłą głośno, sięgnęła na szafkę nocną swojego chłopaka i zabrała z niej mały srebrny kluczyk, który rzekomo znajdował się teraz w recepcji. Wsadziła go do kieszeni spodenek i otworzyła szeroko szafę, by na wieczór karaoke założyć swoją ulubioną sukienkę od Gucciego. Na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech cwaniaka. Zapowiadał się ciekawy wieczór, o skutkach którego chłopcy nie mieli nawet mglistego pojęcia.
Nie ważne ile nas znają, nie ważne jak bardzo kochają, ważne jest to, że w chwili, w której udajemy szczęście oni wiedzą, że jest udawane.
*
- Gdzie one są, kurka wodna? – denerwował się Bill i z nerwów zaczął obgryzać paznokcie. – Powinny już tu dawno być! Jeszcze spóźnią się na swój występ! – I zamilkł, dostrzegając w oddali dwie dziewczyny, zbliżające się w naszą stronę. Zmieniły jednak kierunek i poszły tuż pod scenę. Czarny zaśmiał się przeraźliwie jak morderca w znanym horrorze i zaczął zacierać ręce. Pokręciłem głową z politowaniem i postukałem się palcem w czoło. Patrick ubrany w T-Shirt z napisem „I love my mummy” patrzył na niego podejrzliwie, potem spojrzał na mnie. Poczochrałem mu czuprynę.
- Jesteś psychiczny, wiesz? – burknąłem w stronę brata, lecz po chwili uświadomiłem sobie, czego zaraz będę świadkiem i sam zaśmiałem się jak on wcześniej. Patrick siedzący tuż obok mnie na ladzie, ziewnął przeciągle i zaczął rozglądać się za swoją mamą. W rączkach mocno ściskał szklankę z sokiem bananowym, który co jakiś czas sączył przez rurkę. Miałem pewien problem z wprowadzeniem go tutaj, bo był to wieczór dla dorosłych, a Mały bardzo chciał nam potowarzyszyć. Ale czego nie załatwią pieniądze? Pokazując dowód, wcisnąłem ochroniarzowi sto dolarów i było po kłopocie. Marta i Keisse nie zostały poproszone o żaden dokument, chociaż obie były jeszcze niepełnoletnie. Wynikało to na pewno z faktu, że osiłek na bramce prawie ślinił się na ich widok, dorzucając jakiś tekst o rzadko spotykanych tutaj blondynkach. Miałem ochotę coś mu odpyskować, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem.
Nie było chwili, w której Czarny nie cieszyłby się ze swojego planu, aż mu się oczy świeciły. Byliśmy pewni, że następnym razem Keisse odechce się zabierać nas do restauracji, pochować wczesniej nasze portfele i zmusić do ucieczki.
Muzyka brzmiała mi w uszach, na przemian ze stukającymi się szklankami. Na scenę wyszła właśnie kobieta rozmiarów hipopotama, zaczynając śpiewać jakąś hiszpańską piosenkę i mocno przy tym kręcąc biodrami. Bill i Patrick na jej widok rownocześnie wypluli przełykany wlaśnie napój tak, że na koszulce osobnika stojącego przed nami pojawiły się teraz plamy po piwie i soku. Całe szczęście nikt nie zwrócił na to nawet najmniejszej uwagi. W pewnej chwili przeszedł obok nas chłopak o ciemnych, kręconych włosach z plakietką hotelu na koszulce. Sekundę później, dostrzegłszy trzyletniego blondynka, zatrzymał na nim swój wzrok. Przewróciłem oczami, sięgając do kieszeni po kolejne pieniądze, aby wręczyć je mu za przetrzymywanie tutaj dziecka. Byłem pewien, że właśnie o to mu chodzi. Szczenka opadła mi trzy centymetry w dół, kiedy usłyszałem jak ten niepewnie wypowiada imię Patricka i podchodzi bliżej, by się Małemu przyjrzeć. Następnie jego oczy poszerzyły się znacznie i ciemnowłosy zaśmiał się głośno. Papi wówczas spojrzał na niego i krzyknął uradowany coś po polsku.
- Puppy! Ciao, mio amicco! – tyle udało mi się zrozumieć ze słów młodego Włocha, który nazywał blondyna swoim przyjacielem. Później zaczęli prowadzić rozmowę po polsku. Chłopak wziął dziecko na ręce i podniósł do góry. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Billa, który był tak samo zbity z tropu jak i ja. Nie wiedziałem kim jest ten człowiek ani dlaczego właśnie dotyka Patricka. Nie musiałem jednak długo czekać na wyjaśnienia, gdyż Włoch zauważył mój niepokój i wyciągnął ku mnie dłoń, wcześniej sadzając Papiego na blacie. Zwrócił się do mnie w jakimś języku, z którego mogłem jedynie wywnioskować, że mówił do mnie po polsku. Zaprzeczyłem ruchem głowy, dając mu do zrozumienia, że nie mam pojęcia, o czym do mnie mówi.
- Jestem Marcello. Czy Puppy jest tutaj con voi? – spytał łamaną angielszczyzną, uważnie patrząc mi w oczy. Ukazał szereg białych zębów, które idealnie kontrastowały z jego ciemną opalenizną. Musiałem się uważnie przysłuchać, by zrozumieć jego słowa – Gdzie jest Marta?
Rozglądnąłem się i dostrzegłem, że moja dziewczyna i Keisse stoją tuż pod sceną, gotowe do swojego występu. Wskazałem na nie głową, a Włoch od razu przeniósł na nie wzrok.
- Bellissimo! Marta jest najpiękniejszą kobietą pod Słońcem! – krzyknął, patrząc na blondynkę ubraną w obcisłą błękitną sukienkę.
- Marta jest moją dziewczyną. – Odparłem trochę bezczelnym tonem, mierząc go od stóp do głów. Swoją obecnością i włoskim akcentem zaczął powoli działać mi na nerwy.
- To nie zmienia faktu, że jest najpiekniejsza.
Był zupełnie niewzruszony moimi słowami. Co prawda odpowiedział mi na nie, ale wyglądało to jakby tak naprawdę wcale ich nie usłyszał. Patrzył na dziewczynę z takim podziwem, jakby zaraz miały mu wypaść oczy. Nawet nie zerkał na mnie. W jednym musiałem przyznać mu rację: Marta rzeczywiście wyglądała przepięknie. Prowadzący sięgnął po mikrofon i wyczytał imiona dziewczyn. Od razu dostałem ogromną dawkę dobrego humoru i razem z Billem zderzyliśmy o siebie swoje szklanki. Mały na widok swojej mamy krzyknął coś głośno. Posadziłem go na swoim ramionach, żeby miał lepszy widok. Zapowiadało się niezłe show, które miałem oglądnąć razem z Billem, Patrickiem i… niejakim Marcello, o którym nie wiedziałem zupełnie nic, poza tym, że był po uszy zakochany w mojej dziewczynie.
*
Marta i Keisse słysząc swoje imiona, przybiły sobie piątki i pewnym krokiem wyszły na scenę. Próbowały dostrzec gdzieś część widowni, która przyszła tu specjalnie dla nich, ale nie sposób było to zrobić. Prowadzący podał im tytuł piosenki, którą właśnie miały zaśpiewać, a na wielkim telebimie od razu pojawiły się napisy. Miały minutę na niewielkie przygotowanie się i przeczytanie tekstu. Otworzyły kartkę i dostrzegły umieszczony na niej napis. Ich szczenki w tej chwili, gdyby tylko mogły znalazłyby się na podłodze.
- O nie. – Skomentowała drżącym głosem brunetka.
- O Boże.
- Zamorduję ich.
- I zakopię w ogródku obok chomika.
- Tego się nie spodziewałam. – Keisse tupnęła nogą jak mała dziewczynka – Myślałam, że wybiorą jakieś „Eye of the tiger” albo w najgorszym wypadku coś z repertuaru Queen’u.
- Ej, ale ja dobrze myślę? To ta piosenka…- zaczęła niepewnie Marta, drapiąc się po brodzie – Jakoś tak to szło… Kom maj lejde, kom, kom maj lejde, czy coś takiego, nie?
- Tak. To dokładnie to samo. – Ciemnowłosa przełknęła głośno ślinę, przeklinając w duchu na bliźniaków. Może wczorajszy pomysł z restauracją był zbyt mocnym przegięciem? – Właśnie tak się rozpocznie i zakończy jednoczesnie moja kariera muzyczna. Cholera, a chciałam wydać własną solową płytę!
- To będzie totalne upokorzenie. Wyjeżdżamy za kilka dni, zawsze można te ostatki spędzić w pokoju hotelowym, nie pokazując się nikomu.
- W szafie czy pod łóżkiem? – prychnąła Keisse. – Ale Młoda, my się nie damy tym dwum bliźniaczym bestiom. Zawsze mogło być gorzej, prawda? Na przykład w ich przypadku.
Uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo i wybuchnęły śmiechem. Jeżeli to one są w złym położeniu, jak nazwać to, z czym za kilka minut zmierzą się chłopcy? Ta myśl spowodowała, że bez skrępowania sięgnęły po mikrofony i wzięły głęboki oddech. Piosenka Crazy Town „Butterfly” nie wydawała się już być taka przerażająca.
______________________________
*Maksiu