- Dobra stary, trzeba się otrzepać i żyć dalej – mruknąłem sam do siebie i zamknąłem drzwi od swojego pokoju, wchodząc w jego głąb.
Gustav i Anke, którą kilka minut temu dane mi było bliżej poznać wrócili do siebie, Bill wyszedł gdzieś, nawet nie wspominając słowem gdzie, mama i Gordon od rana byli w pracy, czyli miałem czas tylko i wyłącznie dla siebie. W końcu mogłem zająć się swoimi sprawami.
Tylko pytanie brzmi: jakimi?
Rzuciłem się na niepościelone łóżko, zastanawiając się, czy jest jakaś rzecz, którą mógłbym teraz robić. Do głowy nie wpadło mi nic szczególnego, ba, nawet dodam, że nic mi nie wpadło nawet nieszczególnego.
Wstałem i podszedłem do okna, wyciągając z kieszeni paczkę fajek. Od ostatniego tygodnia dużo zacząłem palić. Zdecydowanie za dużo jak na mnie. Kiedyś za namową Billa próbowałem się ograniczać do jednego papierosa dziennie, ale skutek tego był taki, że musiałem uciekać w jakieś tajemne miejsce, by bliźniak nie widział jak spędzam wolne chwile. Wiedziałem, że kiedy by się dowiedział, byłby zły, bo złamałem dane mu słowo, ale było lepiej dla nas obu, kiedy żył w świadomości, że jego brat jest niemalże świętym człowiekiem.
Wsunąłem tytoniową rurkę do ust i podpaliłem jej koniec, czując jak przyjemny dym łaskocze moje płuca. Wyjrzałem przez okno i chociaż pogoda była wprost piękna, mnie wszystko przypominało jedno wielkie gówno.
Pani Hoffman właśnie wracała z siatkami pełnymi zakupów, pies sąsiadów uparcie szczekał na listonosza, który bał się podejść do skrzynki na listy, jakiś dziadek właśnie przejeżdżał rowerem i… omatkoicórko, potknął się o wystającą kostkę chodnikową i runął razem ze sprzętem na ziemię. Zachichotałem cicho pod nosem, patrząc na to zdarzenie, kiedy biedny starzec próbował zwlec się z powrotem na swojego starego składaka, aż w końcu z jednego z domów wyszedł ciemnowłosy mężczyzna, pomagając mu wstać. Pokręciłem z dezaprobatą głową i zaciągnąłem się mocno. Ile ludzi tyle problemów.
Dziadek dziękując swojemu wybawcy zniknął gdzieś z rowerem za rogiem, a facet, który mu pomógł stanął przed bramką wejściową swojego ogródka i wtedy mogłem idealnie patrzeć na jego twarz. Dziwne, nigdy wcześniej go tu nie widziałem, tym bardziej, że…
O kurwa mać! Przełknąłem głośno ślinę, bo wydawał mi się dziwnie znajomy. Jakby tak dodano mu czarny makijaż wokół oczu i przefarbowano włosy, a potem je postawiono, co w efekcie wyglądałoby jakby go strzelił piorun, to wyglądałby identycznie jak Bill!
Mężczyzna, jakby czytał w moich myślach i wiedział, że go obserwuję, przechylił głowę w prawą stronę, po czym uniósł ją w górę. Spojrzawszy na mnie lekko się uśmiechnął i machnął ręką.
O ja pierdole. To był mój ojciec, jak Boga kocham.
Papieros wypadł mi z ust.
- Cześć, Tom – zawołał tata, a ja nie unosząc wzroku znad swoich butów, które po części przykryte były materiałem jeansu, wykrzywiłem usta w grymasie, idąc dalej. – Jak chcesz – Dodał po chwili, nie ruszając się z miejsca. Kątem oka widziałem, jak bacznie mnie obserwuje.
Dobra, mogłem udawać, że go nie znam, ale to w końcu mój ojciec! Fakt faktem, że nie taki jaki być powinien, ale ojciec. Dawca spermy, z której nasion powstałem ja i Bill. Gdybym był jedynakiem nawet nie spojrzałbym na niego, ale ten facet, pomimo wyrządzonego mi zła, dał mi po części najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek mogłem w życiu dostać.
Ten prezent urodził się dziesięć minut po mnie.
- Czego ty tu, kurwa, szukasz, co? – wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Nie szukam niczego, bo już was znalazłem. – Odparł, wymuszając jak najbardziej prawdziwy, czuły uśmiech. O nie, na to się nie nabiorę, aż takim kaleką umysłowym jeszcze nie jestem.
Prychnąłem cicho pod nosem, patrząc na niego z pogardą. Zastanawiałem się, czy stać i posłuchać jego głosu, usłyszanego po raz pierwszy od jakichś dziesięciu lat czy może iść dalej w nieokreślone miejsce. Ojciec wyprzedził mnie, mówiąc:
- Tom, ja wiem, że ty masz mi za złe ten rozwód, ale zrozum to wydarzyło się tak dawno…
- Mnie nie robi różnicy czas, ale sam fakt, że to w ogóle miało miejsce. – Warknąłem szybko. – Teraz jesteśmy z rozbitej rodziny i nic tego nie zmieni. Wiesz, jak czuliśmy się wtedy, gdy odszedłeś? Może byliśmy mali, ale rozumieliśmy wszystko bardziej, niż ci się mogło wydawać. Oczywiście nie twierdzę, że mama też była bez winy, jasne, że nie, ale ona przynajmniej była. BYŁA z nami ZAWSZE. Bez względu na wszystko! A ciebie jak nie było, tak nie było. A teraz jesteś i myślisz, że coś zmienisz. Ha, mylisz się, bo nie zmienisz nic!
Wbiłem swój wskazujący palec w czubek jego nosa. Jedyne, co pamiętam to jego wystraszony, a zarazem smutny wzrok i niesamowicie brązowe oczy, w których kącikach szybko ukazały się łzy. Uśmiechnąłem się perfidnie, patrząc na niego z góry.
- Kiedyś ci to wytłumaczę. – Powiedział spokojnie, pociągając nosem jak małe dziecko i przetarł go wierzchem rękawa swojej marynarki – Ale musisz być gotowy, Tom. Jak będziesz gotowy, powiedz mi. To może trochę potrwać.
Obrócił się i odszedł bez słowa, kierując się w stronę domu. Kiedy jego dłoń dotknęła mosiężnej klamki od drzwi, zrobił nagły obrót, patrząc na mnie po raz ostatni tego dnia.
- Pamiętaj, że przebaczenie jest wyborem i nie musisz wybaczać ani wierzyć w przebaczenie. A ja ci daję ten wybór.
***
Wtedy nie wiedziałem, o co mu chodzi.
Szedłem przed siebie, zupełnie nie mając pojęcia dokąd. Georg ciągle użerał się z rodzicami na Majorce, jedynie miałem nadzieję, że Andreas jest w domu. Bez namysłu ruszyłem w stronę Magdeburga.
Kopałem kamienie, patrząc w ziemię, a myśl o ojcu próbowałem odrzucić gdzieś daleko. Przypomniała mi się Marta. Niespodziewanie się uśmiechnąłem na wspomnienie o niej i o Patricku. Ten czuły, kobiecy dotyk, kiedy go przytulała i mierzwienie jasnej fryzury. Robiła to z takim wyczuciem, jakby była matką co najmniej od dziesięciu lat i znała na pamięć każdy jego szczegół. Po plecach przeszedł mi przyjemny dreszcz.
Usłyszałem za sobą szybkie kroki i po chwili czyjeś ręce z dużą siłą opadły na moje ramiona. Obróciwszy głowę, stykałem się teraz nosem z Pauline, która ciężko dyszała. Jej twarz znacznie bladsza niżzwykle nie wykazywała większego zadowolenia, a włosy wydawały się być bardziej ogniste niż rude. W takich sytuacjach zwyczajnie się jej bałem.
- Tom – zaczęła powoli, trzymając się kurczowo mojego rękawa, co uniemożliwiało mi pójście dalej przed siebie. – Co ty wyrabiasz?!
Zmarszczyłem brwi, oddychając ciężko. Zapadło głuche milczenie, a ja sięgnąwszy do kieszeni spodni, znów wyciągnąłem z nich paczkę czerwonych Marlboro. Drugi papieros w ciągu pół godziny. Gdyby Bill wiedział…
- Chcesz? – zignorowałem jej wcześniejsze pytanie i przed wiatrem zakryłem dłońmi odpaloną zapałkę. Wsunąłem papierosa do ust.
- Tom, błagam cię, nie rób tego… – powiedziała Pauline, ściszając głos. – Już za dużo się stało, by teraz to odwrócić. Już jest za późno!
- Na co?
- Na odejście od niej, idioto!
Dopiero teraz pojąłem znaczenie jej słów. Wszystko wydawało się nagle takie banalnie proste i zbyt jasne. Wypuściłem dym, unosząc w górę palec, jednak zatrzymałem go w powietrzu przed jakimkolwiek dalszym ruchem.
- Nigdy na nic nie jest za późno. Ona ma syna, SYNA, Pauline! Ma rodzinę,w której dla mnie nigdy nie znajdzie się miejsce, a jeśli jednak, nie chcę wypełniać tej pustej przestrzeni między nimi. Nie chcę tego niszczyć. – Zamyśliłem się na chwilę – Z resztą… nie ja odszedłem. Nie pamiętasz, jak dała mi do zrozumienia, że koniec z nami? Powiedziała głośno i wyraźnie, że nasza znajomość była tylko wielką pomyłką i nie chce mnie więcej widzieć! – prawie krzyknąłem, patrząc ze złością w zielone oczy rudowłosej.
- Ja jej kazałam. – Odpowiedziała twardo, spuszczając głowę.
- Co jej kazałaś? – zdziwiłem się, strzepując popiół na zielony trawnik.
- Powiedzieć to wszystko! – krzyknęła – Ja namówiłam ją, żeby z tobą skończyła. Wmawiałam jej, że tak będzie lepiej, bo ty pewnie będziesz chciał się nią tylko zabawić i ją zostawisz. Tak na prawdę wcale cię nie znałam, ale byłam cholernie wściekła na ciebie i w końcu dopięłam swego. Wyrżnęła ci to prosto w twarz, to, co ja od początku chciałam, byś usłyszał. Wtedy poczułam mściwą satysfakcję. Do czasu. – Mówiła, a jej z każdym jej słowem czułem, jakby obdzierano mnie ze skóry. Nie umiałem logicznie wymyślić żadnego zdania, by przerwać jej monolog. Zaschło mi w gardle. – Wtedy, kiedy pomogłeś mi przed tym zboczeńcem, Boże… nie wiedziałam, co robić. Ja byłam dla ciebie tak okrutnie zła, a ty po prostu bez zastanowienia rzuciłeś się na niego. Zaczęłam cię lubić. W sumie… polubiłam cię już od naszej pierwszej rozmowy. Za to, że byłeś taki bezpośredni i zimny i chciałeś pokazać wszystkim, że rządzisz. Lubię takich ludzi, polubiłam też ciebie, ale kiedy nazwałeś mnie dziwką, nie wiedząc o mnie zupełnie nic zmieniłam zdanie. A teraz jest teraz. My chociaż nie pałamy do siebie przyjaźnią, to jednak jest dobrze i tak jest najlepiej. Ale nie pozwolę, aby moje słowa się sprawdziły! Nie pozwolę ci od niej teraz odejść, rozumiesz Tom?!
- Czyli, że ona nie chciała tego kończyć? To przez ciebie… – zacząłem, a w mojej głowie zrobił się niesamowity mętlik. Oczy Pauline błyszczały.
- Nazywaj to jak chcesz.
- Lepiej, żebym odszedł już teraz niż kiedy będzie za późno.
- JUŻ jest za późno. Pozwoliłeś jej się w tobie zakochać. A ja obiecałam sobie, że będę ją przed tym chronić, najwyraźniej mi się nie udało. Gdybyś widział, jak ona cały czas o tobie opowiada! Nie ma chwili, w której nie użyłaby twojego imienia. Kiedy wstaje rano, patrzy na telefon w nadziei, że może napisałeś albo dzwoniłeś. Kiedy robi śniadanie, zagaduje mnie masą pytań. Ciekawe, jak Tom robi jajecznicę? albo Tez uważasz, że ten fartuch świetnie wyglądałby na Tomie? Wtedy zazwyczaj się śmieje, ale ja wiem, że w środku ją to boli. Kiedy rozmawia z Patrickiem, bawi się z nim, albo idzie na spacer zawsze opowiada mu o tobie i pokazuje, co macie podobnego, co was łączy. Powtarza, że obaj jesteście tak samo uparci i umiecie postawić na swoim. Ciągle poszukuje podobieństw między wami. Jak siada na kanapie i gra na gitarze, to zawsze zamyka oczy i wyobraża sobie, że jesteś obok i przyglądasz się jej wyczynom. Mówiła mi o tym. Lubi nuty do Unendlichkeit, bo to była piosenka, którą zaśpiewałeś dla niej na karaoke. Czasami słyszę nawet jak powtarza twoje słowa, które wtedy padły z twoich ust, mam wrażenie, że zna każde wypowiedziane przez ciebie zadanie na pamięć. Usprawiedliwia sobie każde twoje złe zachowanie. A najbardziej jest mi jej żal, kiedy bierze do ręki Jego zdjęcie i próbuje porównać ciebie do Niego. I chociaż tak bardzo się różnicie z charakteru, ona tych różnic próbuje nie zauważać. Wtedy staram się zwyczajnie nie patrzeć, pozwolić, żeby była sama, chociaż boję się o nią na każdym kroku. Boję się, że ktoś ją kiedyś skrzywdzi i będzie musiała przechodzić przez to samo, przez co przeszła trzy lata temu.
Słuchałem jej słów jak zaklęty. Wszystko, co wypowiadała sprawiało, że moje uczucia do Marty osiągały coraz większe rozmiary. Każde nowo wypowiedziane zdanie uwalniało ze mnie coraz więcej miłości i pozwalało bym poczuł się szczęśliwy. Szczęśliwy, podczas, gdy ona cierpi, bo mnie nie ma tam, gdzie powinienem być.
- Powiedz mi, Pauline. Kto to jest On? Chcę znać ich historię. – Rzekłem, czując jak zaraz coś mnie rozerwie od środka.
- Niech sama ci ją opowie. Możesz czytać z niej jak z otwartej księgi. Możesz naprawdę wiele, Tom.
A teraz idź powiedz światu, czego naprawdę chcesz.
Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno.